3. To moja wina, że nas już nie ma.

500K 14.2K 61.5K
                                    

Jak w amoku przepychałam się przez pijanych ludzi, nie do końca przyswajając ogarniającą mnie dookoła rzeczywistość. Gdzieś z tyłu podążała za mną rozweselona Ashley, a tańczący i bawiący się zewsząd goście torowali moją drogę do... właśnie, do czego?

Pomrugałam powolnie ciężkimi powiekami, czując niewyobrażalne znużenie. Niemal czułam te impulsy, które rozsadzały mi czaszkę. W końcu jakoś udało mi się dotrzeć do oświetlonej lampami kuchni. Opadłam z niemocą na jeden z wysokich stołków, umieszczając swoje puste spojrzenie w przestrzeni. Czułam się jak za mgłą. Jakby gruba szyba oddzielała mnie od realnego świata. Muzyka i rozmowy były dla mnie zagłuszone, a obraz niewyraźny. Wydawało mi się, że znalazłam się w pewnego rodzaju bańce, z której nie potrafiłam się wydostać i która coraz bardziej zaciskała się wokół mnie, odcinając moje biedne płuca od potrzebnego tlenu.

On tam był. Znajdował się w tym samym domu, co ja, i to w dodatku na mojej imprezie urodzinowej. Po pięciu miesiącach stał przede mną, jak gdyby nigdy nic, z neutralną miną i tym obojętnym wzrokiem. I tych kilkanaście sekund, podczas których napawałam się jego widokiem, wystarczyło, aby mój umysł znów otworzył się na te rozrywające wnętrze wspomnienia. Dlaczego do cholery zdecydowałam się wyjść na ten pieprzony dwór? I dlaczego on tam w ogóle był? Po co przyszedł?

Zakwiliłam cicho pod nosem, opierając łokcie o grafitowy blat. Oparłam głowę o dłoniach, wplątując drżące palce we włosy i zaciskając powieki, aby choć na kilka sekund odciąć się od tego wszystkiego i przestać myśleć.

Nie mogłam. Nie chciałam. Nie powinnam.

– Wyjdź z mojej głowy. – szepnęłam niepokojąco zimnym tonem sama do siebie, lekko pociągając za kosmyki moich włosów. Jednak nie dałam rady. Nie potrafiłam tego zrobić.

Nathaniel Shey znowu mącił. Chciałam się odciąć, a tymczasem, on po prostu przyszedł na moją imprezę urodzinową, podczas gdy ja walczyłam z tym całym syfem, jaki przez niego stworzył się w mojej głowie. Naprawdę miałam nadzieję, że to sen. Że zaraz się wybudzę w moim ciepłym łóżku, po czym o tym zapomnę, oddając się ponownie w objęcia Morfeusza. Jednak tak nie było. Szczypałam się po obolałych nadgarstkach, czując milion emocji w ciele. Dlaczego to się działo akurat wtedy, gdy było dobrze? Dlaczego znów się zjawiał? Sam jego widok sprawił, że moje dotychczasowe poukładane życie stanęło pod znakiem zapytania. I nie mogłam nic poradzić na reakcję mojego ciała. Na przyspieszone bicie serca, zimny pot na plecach, rozdygotane kończyny i pustkę w głowie. Mimo że minęło tyle czasu, wciąż było tak samo. O ile nie gorzej.

– Nie. Nie myśl o nim. Nie. – mruczałam sama do siebie, niczym ostatnia wariatka. Ale nią byłam. Byłam wariatką. Świrem, czubkiem, bo nie radziłam sobie z głupim uczuciem do nieodpowiedniego chłopaka. Rozpamiętywałam to wszystko, podczas gdy powinnam po prostu zapomnieć. On zapewne zapomniał. Ja byłam tą głupszą.

Odetchnęłam głośno, nabierając powietrza do płuc. Uchyliłam powieki i otarłam wierzchem dłoni pot z czoła, ponieważ zrobiło mi się bardzo gorąco. Powachlowałam zapewne już czerwoną twarz, rozglądając się dookoła. W pewnym momencie chwyciłam w dłoń w połowie pustą butelkę wódki i napełniłam nią przypadkowy kubeczek. Przez moje drżące dłonie większość wylałam na blat, ale niezbyt się tym przejęłam. Musiałam zdusić te uczucia i emocje w zarodku. Nie mogłam pozwolić, aby to znów się powtórzyło. Aby znów było jak kiedyś. Musiałam być twarda i nieugięta. Nie mogłam załamywać się przez jedno spotkanie. Nie mogłam pozwolić wspomnieniom mną zawładnąć.

Przyłożyłam plastik do ust, przymykając powieki.

Pierwszy łyk – jego spojrzenie. Głębia czarnych tęczówek, która niemal elektryzowała. Pochłaniała z każdą sekundą wpatrywania się w te czarne niczym węgiel, puste, ale i przy tym emanujące tajemniczym blaskiem oczy.

Burn The HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz