Rozdział 5

2.5K 131 3
                                    

"Mam dosyć wspomnień, że ktoś mnie goni, że brak mi tchu.*"


Osiem osób próbowało się zgrać, jednocześnie ucząc Patkę ruchów. Przymykali oko na jej niezgrabne ruchy i wystraszone oczy, którymi wpatrywała się w swoje lustrzane odbicie. Nie czuła się sobą i zdawali sobie sprawę, że jeszcze nie powróciła do nich ta dziewczyna, która była chodzącą Wiosną.

Obrót. Ślizg. Zamach. Wykop. Powrót.

Parę sekund i praktycznie jeden ruch, całkiem złożony, a brunetka kręciła się wokół, nie wiedząc co ma robić, jak się obrócić i zsynchronizować z resztą grupy. Trzęsły się jej ręce z nerwów. Odgarniała włosy za plecy i starała się dać z siebie wszystko.

Za mało! Zbyt mało!

- Patka! – zawołała sfrustrowana Iga, podchodząc do dziewczyny. – Co to miało być?

- Iga... Staram się... Naprawdę, ja...

- Nie. Masz rację – zgodziła się trenerka. – Starasz się, ale to nie jest wystarczające. – Pokręciła głową, odwracając się do niej bokiem. – Musisz odpuścić. Ten jeden pokaz.

- Ale jak...

- Zastąpię cię.

- Iga – jęknęła rozpaczliwie Patrycja, zagryzając wargę do bólu. – Przecież mnie znasz. Poradzę sobie!

Iga spuściła wzrok, uśmiechając się blado.

- Może kiedyś, ale nie teraz. Idź się przebierz.

Skończyła się piosenka, a na sali zapanowała cisza. Brunetka wiedziała, że niedaleko niej stoi Ariel, ale czuła się tak rozbita, że nawet nie wyczuwała jego obecności. Potworny ucisk w mostku, zmusił ją do spuszczenia głowy, aby nikt nie zauważył łez w tych dużych, brązowych oczach. Nikt jej nie ponaglał, ale zdawała sobie sprawę, że nie wygra z argumentami Igi i musi odejść – chociaż na jakiś czas.

Wzięła głębszy wdech i udała się w kierunku drzwi.

- Tak mi przykro – usłyszała jeszcze za plecami, ale nie zwolniła kroku.

Siedziała na blacie kuchennym i zastanawiała się, gdzie popełniła błąd, skoro tak nagle znalazła się nad przepaścią i nie potrafiła się wycofać. Balansowała na granicy, nie mogąc wykonać cholernego kroku w tył. Widziała tylko ciemność.

Przeniosła wzrok na reklamówkę z zakupami, zapełnioną do połowy. Oprócz chleba, masła i pasztetu, była tam jeszcze pasta do zębów i mydło. Liczyła trzy razy na kalkulatorze swoje wydatki na najbliższe dni i cały czas wychodziło, że starczy jej pieniędzy tylko wtedy, gdy będzie głodowała przez cztery dni.

Nie miała nawet siły płakać.

Załamana, zeskoczyła na podłogę i otworzyła szafkę nad kuchenką. Obiecała Monice, że alkohol nigdy nie zajmie miejsca w jej życiu, ale już nie dawała rady. Wyciągnęła korek i nalała sobie wina do szklanki, od razu opróżniając ją do połowy. Dolała kolejną porcję, czując dobrze znane ukłucie w sercu.

Ojciec.

„Czasami w naszych życiu dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu. I to nie jest powód do płaczu i popadania w depresję. Musisz wstać i stawić czoło problemom. Tak, jak ja, kochanie. Wiem, że umrę. Panikuję? Boję się? Dołuje? Nie. Oczywiście, że nie. Cieszę się, że nie umrę w osamotnieniu. Mam was. Mam ciebie. Pamiętaj o tym."

Kiedyś będziesz moja [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now