Rozdział 12

2K 122 11
                                    

"Nigdy tutaj bym nie przyszedł, gdyby nie ty.*"


Patrycja od dwóch dni była w bardzo dobrym humorze. Sala, w której zazwyczaj ćwiczyła, była zajęta, więc ograniczała się do ćwiczeń w domu. Zrezygnowała dosyć szybko, kiedy po raz trzeci uderzyła łydką w stolik, nabawiając się kilku brzydkich siniaków. Chociaż syczała cicho z bólu, z jej twarzy nie schodził uśmiech.

Kiedy szła po schodach, trzymając w dłoniach klucz do sali, cały czas miała malutką nadzieję, że na korytarzu znowu wpadnie na Artura. Nic sobie nie robiła z jego słów, bo przecież nie proponowała mu związku. Chciała go lepiej poznać i być może, nawet dowiedzieć się, dlaczego jest przeciwny wszelkim związkom i czemu twierdził, że krzywdzi ludzi.

Przez krótką chwilę miała nawet ochotę zajrzeć na salę gimnastyczną i zobaczyć, czy przypadkiem tam nie gra. Nie chciała się narzucać, więc weszła do swojej sali i zamknęła za sobą drzwi. Rzuciła torbę w kąt i ściągnęła bluzę przez głowę, a potem włożyła płytę do odtwarzacza. Nim muzyka zabrzmiała w jej uszach, już stała przed lustrem, upinając kok na samym czubku głowy, a jej uginające się kolana wybijały rytm.

Uśmiechnęła się do swojego odbicia, kiedy zobaczyła jak biodra same kreślą ósemki. Muzyka brzmiała nie tylko w sali, ale i w jej duszy.

- Nareszcie! – pisnęła cicho z radością i zaczęła tańczyć.

To, co robiła przez ostatnie miesiące było niczym w porównaniu do tego, co jej ciało wyprawiało w tamtym momencie. Miała w sobie tyle energii. Skakała, ślizgała się, wykonywała setki perfekcyjnych obrotów, wyginała ciało we wszystkie strony i zgrabnie przechodziła z jednego kroku do drugiego. Już dawno nie czuła w sobie tyle mocy i chęci. Uśmiechała się do siebie i wciąż tańczyła, odgarniając co chwilę niesforny lok ze swojej twarzy, który wysunął się z koku.

Nie miała pojęcia, czyja to była zasługa, ale czuła ogromną wdzięczność za te wszystkie dni, kiedy powoli dochodziła do siebie i ostatecznie wyrzucała Marcina ze swojej głowy. Jej serce już dawno dla niego nie biło, bo nie miało ku temu żadnych powodów. Puste słowa o miłości nijak miały się do czynów.

Zakochany facet nie odchodzi z dnia na dzień. Zakochany facet nie rani. Zakochany facet kocha. Tak po prostu.

Rozłożyła ręce i kilka razy zmieniła całkowicie styl tańca, podskakując i jednocześnie się obracając, jak wtedy w klubie. Przypomniała sobie ulgę, jaką czuła i zaczerpnęła jeszcze raz powietrza, oddychając pełną piersią.

List, pieniądze, stare wspomnienia... To już nie miało znaczenia. Położyła na Marcinie ogromny krzyżyk i marzyła, aby nigdy nie ważył się znów do niej zbliżyć. Zamknęła tamte rozdział i już nie zamierzała do niego wracać. Owszem, pozostawił po sobie wiele pięknych wspomnień, ale co z tego, skoro na końcu i tak złamał serce?

Nie chciała o tym pamiętać. Nie chciała o nim pamiętać.

Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy tylko wyobraziła sobie minę przyjaciół, kiedy zobaczą ją znów sobą. Obróciła się jeszcze raz, odchyliła głowę i przymknęła oczy.

Wróci do tańca. Wkręci się do głównej obsady spektaklu. Znów zatańczy z Arielem i przepędzą ze sceny każdą inną parę. Będą znów świecić jak gwiazdy.

I to wszystko z powodu jednej osoby.

Artur siedział w swoim mieszkaniu na kanapie i gapił się pustym wzrokiem w telewizor. Wypił już trzy piwa i nic się nie zmieniło. Wciąż myślał o tamtym wieczorze, kiedy brunetka podskakiwała z radości na parkiecie i machała włosami na wszystkie strony. Nie umiał wyrzucić z głowy tego widoku. Muzyka przez nią przemawiała i zaczynał wierzyć, że ta dziewczyna może mieć niesamowity talent. Mimo, że tak bardzo odstawała od tych wszystkich dziewczyn, z którymi się umawiał, gdy tańczyła, była niesamowita.

Kiedyś będziesz moja [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now