8. Hrabia

385 17 2
                                    

W pałacu wszystko wróciło do normy, ja jednak czułam się źle w przepięknych murach Luwru, dusiłam się. Pewnego dnia po prostu podjęłam decyzję, że wyjeżdżam na jakiś czas. Następnego dnia wsiadłam do powozu i odjechałam, nie słuchając narzekań wuja. Udałam się do swojego domu rodzinnego, tego, w którym się kiedyś wychowywałam. To miejsce sprawiało, że czułam się bezpieczna, a po ,,zdradzie" ze strony własnego wuja tego właśnie potrzebowałam. Do tego odrobina autonomii, której nie miałam w pałacu... Z rozmarzonym uśmiechem przywitałam róże pnące się po ganku rezydencji. Sam dom był dość duży, miał wiele sypialni, salonów, sporą kuchnię i kilka łaźni, a wszystko utrzymane w jasnych kolorach. Mimo że tak dawno tu nie byłam, dworek tętnił życiem. Służba stale tu przebywała, sprzątała, zajmowała się wielkimi ogrodami i stajnią z końmi. Wokół rezydencji rozciągały się pola zbóż i lasy brzozowe. Niedaleko leżało również miasto, należące obecnie do mnie. Espoir, bo tak się nazywa, jest dość spore i raczej bogatsze, mój ojciec bardzo w nią inwestował, dzięki czemu ludziom żyje się tam naprawdę dobrze. Wiele służek mieszka na stałe właśnie w Espoir. Młode dziewczęta, które przybywają na mój dworek otrzymują edukację i dobre zarobki. Mam tam parę zaufanych osób. Jest tam również jedna dziewczyna, moja dawna przyjaciółka z dzieciństwa. Amelie jest córką kucharki i kiedyś miałyśmy bardzo dobry kontakt. Byłam zdziwiona, gdy przyjechałam i mnie przywitała. Mimo że nie widziałyśmy się od dawna i tak ją poznałam. Ruda i kędzierzawa czupryna, nos wysypany piegami i zielone oczy. Jak się okazało zatrudniła się tutaj jako pokojówka. Mimo lat nie straciłyśmy dobrego kontaktu, rozmawiałyśmy przez całą pierwszą noc od mojego przyjazdu. Czułam, że mogę powiedzieć jej absolutnie o wszystkim. Tak też, dowiedziała się o moim romansie, bo chyba mogę to tak nazwać, z Aramisem, o intrygach wuja i wszystkich moich obawach. Brakowało mi takiej rozmowy. Niby miałam Ludwika, muszkieterów, ale to nie było to samo, co rozmowa z drugą kobietą. Następnego dnia, gdy ja odsypiałam noc, ona udała się do miasta. Gdy wróciła była bardzo podekscytowana. Weszła do mojego pokoju, nie przejmując się tym, że śpię i władowała na moje łóżko, potrząsając mną. 

-Nie uwierzysz co usłyszałam w Espoir! Opowiadałam ci wczoraj, że baron Renard chce zagarnąć Pinon dla siebie, a raczej dla Edmunda, swojego szurniętego synka.- Pokiwałam głową, przyswajając sobie fakty.-I ludzie z Pinon szukali pomocy u hrabiego de la Fere, nie odpisywał na ich listy, więc znaleźli go i dziś rano przywieźli do wioski!- Ćwierkała.- Powiedziałam o tym mamie, a ona mi przypomniała, że kiedyś, jak jeszcze hrabia żył, hrabia de la Fere był tu częstym gościem. 

-Coś mi to nazwisko mówiło, więc tak musiało być. Zatem co powiesz na odwiedziny?- Uśmiechnęłam się. Już po chwili kazałam przygotować dwa konie, Amelie pomogła mi się ubrać i po szybkim śniadaniu ruszyłyśmy do drzwi. Po drodze zaszłam jeszcze do jednej z piwnic. Klucz zawsze był schowany w jednym miejscu, a drzwi, choć stare bez problemu się otworzyły. Wzięłam stamtąd dwa muszkiety, jeden podając dziewczynie.- Jeśli chodzi o Renarda to lepiej być przygotowaną. Pamiętasz jeszcze mam nadzieję, jak strzelać.- Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszych wspólnych polowań na króliki. Matka zawsze była temu przeciwna, ale ojca mało to interesowało i jak tylko nauczyłyśmy się jeździć konno, zabrał nas na polowanie, a tutejsze lasy były na to idealne. W stajni przywitało nas rżenie koni. Za pomocą starego stajennego, który przez chwilę zachwycał się, na jak ,,piękną, młodą kobietę wyrosłam", wsiadłyśmy na nasze konie i ze śmiechem pognałyśmy w stronę Pinon. Był to dłuższy kawałek drogi, ponad półtorej godziny konno, lecz jazda była nad wyraz przyjemna. Do wioski dotarłyśmy od tyłu i dzięki temu w ciszy mogłyśmy przyglądać się zaistniałej sytuacji. Z, jak wyjaśniła mi Amelie, oberży wyszło czerech mężczyzn. Baron i jego syn, sądząc po ubraniach, chyba oberżysta i ktoś jeszcze. Dobrze zbudowany mężczyzna w zwykłej koszuli, którym musiał być hrabia de la Fere. Rozmawiali o czymś, po chwili dwójka strojnie ubranych mężczyzn wsiadła na konie i zaczęła coś krzyczeć.

Jedwab| trzej muszkieterowieWhere stories live. Discover now