Czterdzieści siedem

2.2K 67 28
                                    

Wyszedłem wcześnie z mieszkania, zakluczyłem drzwi na zamki ktore nigdy nie były używane, bo ten skurwesyn ma podstawowe klucze. Nie mam zamiaru jeszcze go zabijać, załatwie to jak Sarah wróci do Miami, teraz ona jest najważniejsza.

Wstąpiłem do piekarni po rogaliki. Zawsze kupowałem je wieczorem, były dobre, a te świeże muszą być jeszcze lepsze. Chce tylko sprawić małą przyjemność Sarah.

Wyszedłem z torebką jeszcze ciepłych rogalików i skierowałem się do Starbucksa. Wszystko było tak blisko siebie, było tu przytulnie, prawie jak w Anglii. Dlatego wybrałem tę okolice.

Kupiłem dwie kawy i mogłem wracać do domu. Ludzie tutaj są do mnie przyzwyczajeni. Wiedzą, że mogę ich zabić, ale traktują mnie całkiem normalnie, może te babcie za kasą nie pytają jak mija mi dzień, ale nie trzęsą się kiedy tylko wchodzę do sklepu.

Droga minęła mi szybko, zresztą to i tak tylko 10 minut od mojego domu. Myślałem cały czas o mojej księżniczce, miałem nadzieję, że cały czas miała taki twardy sen jak zwykle.

Zobaczyłem Sarah stojącą w salonie. Zdziwiło mnie to, jest ledwo 8.

-Gdzie byłeś? - odetchnęła, denerwowała się podczas mojej nieobecności. Mogłeś zostawić gównianą kartkę zamiast narażać ją ma stres.

-W piekarni, kupiłem śniadanie - uśmiechnąłem się. Nie wiedziałem czy mogę podejść i ją przutulić. - Chodź do kuchni, kawa nam wystygnie - zaniosłem zakupy do pomieszczenia i położyłem wszystko na blacie. Wyjąłem talerze z szafki i wyłożylem rogaliki.

-Gdzie twój bandaż? - usiadła przy stole, po chwili położyłem przed nią śniadanie i kawę, sam usiadłem na przeciwko.

-Zagoi się i bez niego. - westchnąłem i zająłem się jedzeniem.

-Nie jestem głodna, przepraszam...

-Musisz coś zjeść, kochanie. - przysunąłem do niej talerz. Nie chciałem aby się odchudzała.

-Nie przełknę nic, denerwuje się i chce mi się wymiotować... - zamknęła oczy. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?

-Rozumiem, skubnij chociaż trochę i wypij, okej? - martwiłem się, ale to raczej normalne, prawda? Nie chciałem aby się głodziła, mogłoby jej się coś stać.

-Spróbuje... - skinęła głową, ale nie miała zamiaru od razu jeść. Znam to uczucie, jesteś głodny, ale ze stresu nie jest się w stanie nic przełknąć.

-Jak podobał ci się mój wczorajszy występ? - próbowałem odwrócić jej uwagę, zająć jej umysł. Chce jej chociaż trochę ulżyć.

-Ładnie... - spojrzała na mnie. Cholera, nie mogę przestać myśleć, czy ją to boli. Musi boleć, Louis kurwa pieprzył same kurwy z rozwaloną pizdą, a moja Sarah jest delikatna.

-Chcesz się przytulić? - skończyłem swojego rogalika, który mi nawet nie smakował, w sumie to nie zwracałem uwagi czy jest dobry. Brakowało mi jej dotyku, to co innego kiedy jej tu nie ma i wiem, że nie da się tego zrobić, teraz ona tutaj jest i... To dziwne uczucie.

Niespodziewanie wstała i wybiegła z kuchni. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Nie chciałem jej przestraszyć, poczułem ścisk w żołądku. Co jeżeli tak już zostanie? Będzie bała się wszystkiego? Mnie?

Poczułem wibracje w kieszeni, nie domyślałem się kto to może być.

chat with killer |H.S| ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz