9. Like To Be You

2K 102 7
                                    

Mystic Fall, rok 2012. Bal

Pobiegłam na taras, gdzie delektowałam się naturą oraz ciszą. W okół, mnie była sama roślinność, która jest tak samo krucha, jak ja w środku.Jak, my wszyscy, którzy ukrywamy prawdziwe uczucia...

Czemu mnie wzięło na takie smuty?

- Carmen... - usłyszałam głos, Damona. Przetarłam oczy, które były zmęczone. Ta cała sytuacja, bal, trumny nagle bracia Mikaleson i Salvatore. To za dużo. - Widziałem i słyszałem. - pokazał na ucho a ja bezsilnie, oparłam się moim ciałem o jego. Damon, objął mnie i pozostawił w silnym uścisku. 

Od kilku minut staliśmy w bezruchu oraz w ciszy. Wystarczyło mi, że ktoś był przy mnie w takim momencie. Niby nic się nie stało, ale wszystko zaczęło mnie przerastać. Gdy chciałam, w końcu się odezwać, przeszkodził mi jego wibrujący telefon. 

- To Elena - odparł, chowając telefon. 

- Lepiej, idź.

- Tak, zrobię - powiedział i odszedł od mnie. Gdy, był już w połowie drogi odwrócił się i krzyknął. - Idź na sale bankietową i pokaż im swój uroczy tupet!

Po tych słowach z mojej twarzy, nie schodził uśmiech. Damon naprawdę był uroczy.

Od razu, pewnym krokiem weszłam na sale bankietową. Zabrałam kieliszek z szampanem i udałam się na środek, chcąc się nareszcie bawić. 

Chwilowa, fascynacja minęła mi, gdy zobaczyłam przed sobą Kola. Tego, który mnie przerażał jednocześnie intrygując.

- Zawsze marzyłaś o tej sukience - odparł, przyglądając się mi bardzo dokładnie. 

- Szkoda, że tego nie pamiętam - powiedziałam, ironicznie i odeszłam od chłopaka. Jednak, on nie dawał za wygraną, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

Mystic Fall, rok 1914

Chłodny dzień, zawitał w starym miasteczku i zaprowadził ludzi do wielu chorób. A ja jedynie co mogę robić to podawać zioła w mojej małej aptece, którą zajmuje się od paru lat wraz z moją ciotką.

Wiem, jak to brzmi, ale to bardzo fascynujące zajęcie.

- Jeden, żywokost - powiedziałam, podając panu Gilbertowi do ręki ziele. Mężczyzna podziękował i wyszedł z apteki. Odetchnęłam z ulgą i oparłam się o ladę, chcąc nareszcie po paru godzinach odpocząć. W końcu, była już noc.

- Dobry wieczór - usłyszałam, męski głos. Zagryzłam zęby i odwróciłam się do klienta. - Dla mnie tylko, werbena.

- Jestem ciekawa, jak to podniesiesz - szepnęłam, podsuwając roślinę pod niego. Doskonale, wiedziałam, że obsługuję wampira. Chłopak się zaśmiał i podał worek z pieniędzmi. 

- Kol - podał mi rękę, uważając na werbenę.

- Carmen.

Spojrzałam na chłopaka, którego rysy były wręcz idealne, a kolor skóry, wcale nie był tak bardzo blady, jak na wampira. I na to na groźnego wampira!

Dopiero po chwili, zrozumiałam, że przeszywam go wzrokiem.

- Jesteś nowy? - zapytałam, chcąc zmienić temat. Speszyłam się i to doskonale zauważył, ale skąd mogłam wiedzieć, że taki przystojniak przyjdzie do mojej apteki.

- Tak i nie ukrywam, że mój pobyt będzie, raczej krótki.

Oparłam się o ladę, chcąc pokazać zainteresowanie jego życiową historią.

- W skrócie czy może długa historia?

Podeszłam pod drzwi i obróciłam plakietkę na zamknięte. - Mamy czas. - zaśmiałam się i stanęłam obok Kola.

- Od około tysiąca lat wraz z rodzeństwem, uciekamy. Tylko ja jestem czarną owcą w tej rodzinie, więc od czasu do czasu ciekam im, żeby skosztować odrobinę życia.

- Hmm.. Czy to nie jest nieodpowiedzialne? Z resztą ile cie już szukają?

- Tydzień, to nie rekord - zaśmiał się. - I tak, uważam siebie za dzieciaka. No, ale... Pewnie, nie masz takich problemów?

- Powiedzmy, jednak ja rodzeństwa nie mam. Ani rodziny. - powiedziałam i skojarzyłam fakty, że Elijah wraz z Klausem, też uciekali przed Mikaelem, jednak pewnie to zbieg okoliczności. - A twoi bracia jak się nazywają?

- Lepiej, nic wartego do zapamiętania. Uwierz, mi lepiej, żebyś ich nigdy nie poznała.

Trzy miesiące później

Ten miesiąc minął nam magicznie, obydwoje postanowiliśmy, że Kol wprowadzi się do mnie i pomoże, prowadzić aptekę. Być może to spontaniczna decyzja, ale urzekł mnie. Po prostu urzekł...

W moim życiu, zawitało szczęście. Był to prawdziwy dar, ponownie pokochać kogoś. Jednak, była to miłość przyjacielska, obydwoje potrzebowaliśmy mieć przy sobie tego ,,kogoś''.

Czy na pewno przyjacielska?

- No dobra, kiedyś kupie ci tą złotą sukienkę - odparł, podając mi skrzynie z ziołami. Jedynie o czym marzyłam, to po paru godzinach w końcu wyjść z tej apteki. 

- I pójdziemy na bal - zamarzyłam się. - Taki oficjalny, bal. Tańce i SZAMPAN!

Zaczęłam układać słoiki w regale, a Kol nagle ucichł. Odwróciłam się do niego - No co? Nie mów, że nie lubisz szampana?

- W sumie, to nie opowiadałaś mi o tym, który cię tak bardzo zranił.

- Serio?  Jakie powiązanie ma sukienka z byłym? - zaśmiałam się, ale on był całkiem poważny. - Nasze drogi się rozeszły, po prostu. Pan X musiał opuścić miasteczko i ja też.

- Pan X? - zapytał.

- Tak, zapamiętaj, że to pan X.

Wybuchliśmy śmiechem, gdy słyszeliśmy powtarzający się X. Po chwili, jednak Kol znów spochmurniał. Podeszłam do niego i chwyciłam go za ramiona. - Halo, Kol co jest? Co ty taki dzisiaj markotny?

Westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami.

- Moje rodzeństwo mnie znalazło... Carmen, to chyba koniec. - powstrzymywał się od płaczu, chwyciłam chłopaka za ręce i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Użył na mnie perswazji - Wiem, że nigdy się już nie spotkamy i bardzo tego żałuje, jednak chcę ci powiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na tym świecie i będę cię pamiętać do końca.

Patrzyłam w jego oczy i nie byłam w stanie się cokolwiek odezwać.

𝘛𝘳𝘺 𝘔𝘦✧𝐓𝐕𝐃✧ POPRAWKIWhere stories live. Discover now