Rozdział 16

2.7K 222 119
                                    

                                   Quite an experience to live in fear, isn't it?


   Wieczorny pogrzeb był cichy. Pod wykutymi na szybko nagrobkami niewiele było ciał. A nawet jeśli, to nie w całości. Stałam nad płytą Leifa, wiedząc, że go tam nie ma. Nie znaleźli go. Może jego piękny koń dalej błąkał się po dzikich terenach. Może próbuje zrzucić z siebie swojego pana, a może rozszalały i przerażony padł ze zmęczenia. Trudno mi było o tym myśleć, więc postarałam się skierować myśli na inny tor. Nie wiedząc za bardzo jak zachować się podczas pogrzebu, uklękłam przy grobie i położyłam dłoń na zimnym kamieniu. Nie było tu jego obecności. Ani trochę. Wcale tego nie czułam, w ogóle tego nie rozumiałam. Ale skłoniłam głowę, kierując swoje prośby gdzieś daleko. Prośby, by jeszcze kiedyś go zobaczyć i podziękować za wszystko.

   Zachód słońca tego dnia był wyjątkowo piękny.


   Chcąc skorzystać z ostatnich chwil tutaj, udałam się znowu na dach. Nie wiedziałam, jak będzie wyglądała nasza następna siedziba. Skoro mieliśmy się ukrywać, może była gdzieś w lesie, albo w jaskini, albo nawet pod ziemią, a tam przecież nie widać nieba.

   Absurd. Skoro Eren miał ćwiczyć przemianę w piętnasto - metrowego tytana, musiał mieć do tego miejsce. Jak miał to zrobić w jakiejś ciasnej jaskini czy w podziemiach? Chyba, że była to bardzo duża jaskinia albo duże podziemia. Nie znałam się ani na jednym ani na drugim, więc trudno było mi stwierdzić.

   Coś jednak ciągnęło mnie, by tej ostatniej nocy jeszcze raz spojrzeć na nadal czyste, nie przysłonięte niczym niebo.

   Wspinając się po drabince, w twarz uderzył mnie podmuch wiatru i spostrzegłam, że klapa jest otwarta. Wystawiłam głowę i ujrzałam postać siedzącą na szczycie. W delikatnym świetle księżyca rozpoznałam w sylwetce Levi'a. Znowu on? Akurat dzisiaj... Sapnęłam ze złości i zaczęłam się wycofywać. Mogłam jeszcze pójść w jakiś kąt ogrodu i tam poobserwować gwiazdy. Tylko, że to już nie było to samo.

   - Zaczekaj. Właź, nie uciekaj. - Nie zdążyłam jeszcze schować głowy, gdy dobiegł mnie jego głos. Skąd wiedział, że to ja?

   Zawahałam się i dalej stałam na szczeblach drabinki. Czemu miałam go posłuchać? A może zaraz sobie pójdzie? Z tą nadzieją w końcu zdecydowałam wdrapać się na dach i dołączyć do kapitana.

   Usiadłam w pewnej odległości od niego, nie racząc go żadnym spojrzeniem. Uniosłam głowę, by spełnić postanowienie, dla którego tu przyszłam. Jednak źle mi się siedziało z Levi'em u boku, kiedy panowała między nami cisza. Nie potrafiłam tak po prostu, spokojnie z nim przebywać.

   - Dzisiaj przyznałeś mi rację - zagadnęłam go, mając na myśli popołudniowe spotkanie. Zerknęłam na niego, by sprawdzić, czy w ogóle mnie słucha. Oczy miał zamknięte, wiatr poruszał lekko jego włosami. Czy zastanawiał się nad czymś intensywnie, czy tylko rozkoszował chwilami spokoju?

   - Przyznałem - odezwał się nagle, po chwili milczenia.

   Wypuściłam powoli powietrze przez nos. To tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek rozmowy.

   Levi otworzył czy i spojrzał wprost na mnie. Ciężko opisać uczucie, gdy ktoś taki jak on, patrzy na ciebie w ten dziwny sposób. Nigdy nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać.

   - Jeśli ktoś ma coś mądrego do powiedzenia, zawsze przyznam mu rację - stwierdził, jakby była to oczywista oczywistość. Tylko, że w przypadku jego osoby, nigdy nie można była brać czegokolwiek za oczywistość.

Turn to dust || SnK || LeviOù les histoires vivent. Découvrez maintenant