XXI | ,,Jesteś piękna."

134 8 55
                                    

Usiadłam wygodnie na fotelu w samolocie. Pierwszy raz będę lecieć samolotem i koszmarnie się denerwuje. Tyle słyszy się o tych wypadkach samolotowych i wszystko jest możliwe, że to właśnie nasz samolot ulegnie katastrofie. Dlatego teraz trzęse sie jak galaretka. Siedziałam razem z Jade, ona od strony okna ja po tej drugiej. Przede mną siedziała Perrie razem z Juliet, a za nami Jesy i Leigh. Tak samo usadzeni byli chłopaki tylko po przeciwnej stronie. Obok mnie siedział Niall razem z Louisem. Chyba nie był zadowolony, że musi siedzieć tak blisko mnie. Co prawda mnie "przeprosił", ale ja wcale nie czuję aby było mu przykro. No kurwa! Ja nawet nie wiem co się wtedy na tej imprezie stało. Zaczęło mi się robić duszno, a przed oczami miałam czarne plamki. Jezu, czym ja sie tak stresuje?

- Sky, co ci?- zapytała Jade zmartwiona widząc mnie pewnie całą czerwoną. Kiedy wystartowaliśmy odruchowo złapałam powietrze w płuca. Zginiemy tu kurwa! Nie dość, że mam lęk wysokości to jeszcze kurwa lecę tym metalowym głównem.

- A co mi może być? Zaraz się chyba udusze.- powiedziałam próbując unormować oddech. Dodatkowo koszula którą miałam na sobie była zapięta pod samą szyje co jeszcze bardziej uniemożliwiało mi oddychanie. Ale w tamtej chwili jednak o tym nie myślałam, bardziej interesowało mnie jaką piosenkę zagrają na moją pogrzebie. Może coś Nirvany? Przyjemniej będzie oryginalnie.

- Ale czemu? Coś nie tak?- pytała zdenerwowana kiedy zaczęłam kaszleć. Nagle Niall wstał z miejsca i podszedł do mnie chcąc dobrać się do mojej koszuli. Co jest kurwa? Rozpiął pierwszy guzik tym samym dając mi możliwość lepszego oddychanie i podał torebkę.

- A to jakbyś miała wymiotować.- powiedział patrząc mi chwilę w oczy, a później wstał jakby nigdy nic i usiadł spowrotem na miejsce. Okey...

- Dzięki.- powiedziałam cicho bawiąc się palcami i odłożyłam torebkę to worka. Czemu osoby które kochamy ranią najbardziej?

***

- Gotowi na podbicie Los Angeles?!- krzyknęła Jesy wychodząc z lotniska. Nareszcie na ziemi. Nigdy kurwa więcej nie latam tym gównem. Co z tego, że jeszcze musimy wrócić...

- Tak!

- Dobra dzieci, dom Gemmy jest bardzo blisko od lotniska jak na Los Angeles. Pójdziemy pieszo.- powiedziała mama Harrego biorąc rączkę walizki w dłoń. Nie dość, że słońce grzeje niemiłosiernie to jeszcze będziemy szli... co nas nie zabije to nas wzmocni, prawda?

***

- Idziemy na imprezę? W LA są zajebiste kluby nocne. Tak się składa, że jeden z najlepszych jest całkiem blisko.- powiedział Harry wchodząc do pokoju w którym wszyscy siedzieliśmy. Wszystkie dziewczyny miały jeden pokój, a Leigh jako stu procentowy wygryw zajęła łóżko. Natomiast my będziemy spały na podłodze na materacach. Nie wiem jak dam radę przetrwać te noc. Nienawidzę spać na ziemi. Kurwa nienawidzę jak chuj.

- W Mullingarze jest trochę inaczej niż tu. Tam nas znają i wpuszczają do klubów. Większość tutaj nie jest pełnoletnia, więc jak wejdziemy do środka?- zapytałam podsumowując całą odpowiedź i patrząc w sufit leżąc na łóżku. Nogi miałam oparte o ścianę i dokładnie czułam jak mi krew spływa z kończyn.

- A czy oni muszą wiedzieć, że mamy osiemnaście?- zapytał z cwanym uśmiechem, a ja już zaczęłam rozmyślać jak przechytrzyć tamtejszą ochronę.- Z tyłu jest drugie wejście przez które wychodzą ochroniarze na fajka podczas przerwy. Wystarczy, że dobrze to rozegramy.

- Coś czuję, że nasza wizyta w tym mieście skończy się na policji.- zaśmiał się Mark.

- Ja bym bardziej podejrzewała, że w szpitalu.

Love Is For Idiots // Niall HoranWhere stories live. Discover now