8.Bal

7.1K 253 36
                                    

PERSPEKTYWA AARONA

Otworzyłem drzwi i podeszłem do sporych rozmiarów łoża. Leżała na nim krucha, piękna istota. Dziewczyna oddychała miarowo, była pogrążona we śnie. Pochyliłem się nad nią i zacząłem lekko głaskać po policzku.

-Katherine, obudź się.

Już po chwili otworzyła swe niebieskie wręcz granatowe oczy. Zamrugała parę razy i jej wzrok spoczął na mojej twarzy, a ja posłałem jej uśmiech.

-Dzień dobry, różyczko.

Podniosła się do pozycji siedzącej i zapytała:

-Różyczko?

-Tak, różyczko.

-Dlaczego akurat tak?- zapytała unosząc jedną brew do góry.

-Bo często się rumienisz i wtedy wyglądasz jak różyczka. - odparłem z figlarnym uśmieszekiem.

Dziewczyna speszona lecz z lekkim uśmiechem spuściła wzrok na swoje dłonie.

-Wstawaj i szykuj się, niedługo musimy wyruszać aby zdążyć przed zachodem słońca.- zarządziłem.

-Dobrze.

Po tych słowach wyszłem z pomieszczenia aby Katherine mogła w spokoju się uszykować i skierowałem się do mojego gabinetu.

Co ta dziewczyna ze mną robi. Od paru dni nie mogę wybić sobie jej z głowy. Każda moja myśl krąży wokół tej drobnej osoby. Nie mogę skupić się nad żadnym listem ani papierami. Każdą chwilę mam ochotę spędzić w jej towarzystwie. Nie tak powinno być. Nie mogę się w niej zakochać. Ona będzie wtedy kluczem do mojej zguby.

Ona mnie tylko zaintrygowała - próbowałem sobie wmówić lecz doskonale wiedziałem, że to kłamstwo.

PERSPEKTYWA KATHERINE

Król wyszedł z pokoju, a ja podeszłam do szafy, wyjełam białą zwiewną sukienkę i czarne baleriny. Ubrałam się w wybrane rzeczy i wykonałam lekki makijaż. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam dobrze. Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam do gabinetu Aarona.

Kiedy stanęłam przed drzwiami zapukałam, a po usłyszeniu proszę weszłam do środka. Król stał tyłem do mnie i spoglądał przez okno na ogród.

-Jestem już gotowa.

Wtedy odwrócił się w moim kierunku. Wyglądał tak jak zawsze. Idealnie ułożone włosy i garnitur. Szkarłatne oczy patrzyły na mnie ciepłym wzrokiem.

-Dobrze, chodźmy już do samochodu, a służba zaraz zniesie nasze bagaże.

Razem wyszliśmy przed pałac gdzie pracownicy wkładali nasze torby do bagażnika. Kiedy skończyli wsiedliśmy i ruszyliśmy w drogę. Oglądałam widoki za oknem, które zapierały wdech w piersiach. W swoim życiu bardzo mało podróżowałam. Nie miałam na to czasu. Zanim wyprowadziłam się do Seattle, w rodzinnym domu to ja wszystko robiłam. Rodzice pracowali abym miałam wszystko czego pragnę, w czasach kiedy jeszcze Rose mieszkała z nami nie było tak źle, ale gdy już jej z nami nie było, wir pracy całkowicie ich pochłonął. Nie byli złymi rodzicami wręcz przeciwnie, byli kochającymi, uczciwymi ludźmi mimo, że poświęcali mi mało czasu bardzo ich kochałam, tak samo jak Rose.

Nagle poczułam jak ktoś dotyka mojej dłoni. Skierowałam tam wzrok, ręka należała do Króla. Gładził on kciukiem wierzch mej dłoni. Kiedy spojrzałam na jego twarz, posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam.

-Podobają Ci się widoki? - zapytał.

-Tak, są przepiękne.

Reszta drogi minęła nam w ciszy.

Mroczny Władcaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن