Epilog

34 8 0
                                    


06.03.2019

Cześć chłopcy!
Dziękuję, że uszanowaliście moją prośbę i nie próbowaliście się ze mną kontaktować. Potrzebowałam czas na to by odpocząć.
Co u was słychać? Jak się czujecie? Czy wszystko dobrze? U mnie jest lepiej. Zamieszkałam w zamkniętym ośrodku psychiatryczno-terapeutycznym daleko od miasta. Nie mam tu telefonu, ani komputera. Rodzina odwiedza mnie raz w tygodniu. Nikt, poza personelem i rodziną na moją prośbę nie może mnie odwiedzać. Nie jestem zmuszana do wychodzenia na zewnątrz i rozmawiania z obcymi. Czuję się tu bardzo bezpieczna i chciałabym zostać w ośrodku do końca życia. W domu popadałam w paranoje. Bałam się, że ktoś może wejść przez okno do mojego pokoju i zrobić mi krzywdę. Mój nowy pokój znajduje się na piątym piętrze, a okna zakute są kratami, więc nie ma możliwości by ktoś tu wszedł. Dużo rozmawiam z psychiatrami, jednak dobrze wiem, że oni nie mogą mi pomóc. Muszę sama to jakoś udźwignąć i kiedyś spróbować stanąć na nogi.
Braliście udział w procesie Wiktora Radomskiego? Do mnie osobiście przyjechał sędzia, który wysłuchał moich zeznań, więc nie musiałam uczestniczyć w rozprawie. Dzięki temu, że pozbyliśmy się dziennika Wiktor nie ma dowodów, które poparły by jego słowa. Jeszcze rok temu wzięłabym go za stuprocentowego wariata i psychola. Dziś wszyscy wiemy jaka jest prawda, a ja jeszcze w to nie dowierzam. Nie czuje się jak superbohater ani wiedźma z dziecięcej bajki. Jestem zwykłym człowiekiem z olbrzymimi problemami. Najchętniej oddałabym ten gen jakieś bardzo potrzebującej osobie. Mnie nie jest do niczego potrzebny. Ostatni raz "przydał się" gdy kilka tygodni temu zacięłam się kartką papieru. Skóra w trzy minuty odzyskała swoją poprzednią formę, a po ranie nie było śladu.
Nie mam nic więcej do powiedzenia. Mam tylko nadzieje, że kiedyś wszystko się ułoży i będę chciała was jeszcze zobaczyć.

Pozdrawiam,
Anastazja Doliba

10.03.2019

Cześć Nastazja!
Tak bardzo liczyłem na to, że kiedyś jeszcze usłyszę od ciebie choć słowo.
Przyznam się, że we wrześniu poszedłem do twojego domu. Pytałem o ciebie, ale twoja mama powiedziała, że nie chcesz, by cokolwiek o tobie mówiono.
U mnie wszystko dobrze. Od października studiuję na wydziale ekonomii na uniwersytecie w tym samym mieście. Co do zdrowia, przez nadmierną siłę bardzo dokuczają mi wszelkie stawy, a da się to znieść. Nikomu nic nie powiedziałem odnośnie tego co stało się z nami w domku w lesie. Próbuję to ukryć jak tylko mogę, choć jest to w moim przypadku bardzo trudne.
Kilka tygodni temu byłem uczestnikiem wypadku, w którym pijany kierowca wjechał w przystanek autobusowy, na którym stałem. Uderzył we mnie i panią stojącą obok, a ja w napływie adrenaliny odepchnąłem rękami auto. Do dziś tłumaczę rodzinie, że sam nie wiem, jak to się stało.
Pisałaś do nas w liczbie mnogiej, więc domyślam się, że Bartek dostał taki sam list. Nie utrzymuję z nim większego kontaktu. Wiem tylko tyle, że wyjechał na studia za granicę. W dniu pogrzebu Jerzego przeszedł przemianę. Farciarz dostał telekinezę.
Co do procesu Radomskiego: tak, uczestniczyłem w rozprawie. Stałem na miejscu świadka i opowiadałem to wszystko, o czym mówił, jakby to było urwane z kosmosu. Wbrew pozorom było mi bardzo trudno opowiedzieć o tym, jak uwolniłem się ze skórzanych pasów. Mam żal do sędziów za ten niski wyrok kary. Dziesięć lat w zakładzie zamkniętym dla niepoczytalnych to prawie nie kara. Po upłynięciu wyroku znów będę trząsł gaciami przed nim i całą resztą jego szajki, która otrzymała sporo niższe wyroki.
Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie i będziemy mogli Cię kiedyś odwiedzić.

Trzymam za ciebie kciuki.
Tymon

27.05.2018

Droga Anastazjo!
Na początku chciałbym Cię gorąco pozdrowić i wyrazić swoją radość z racji tego, że napisałaś.
Mam nadzieję, że przez te kilka miesięcy sporo się u ciebie nie zmieniło i że nadal jesteś zdrowa jak ryba. U mnie wszystko w porządku. Trochę przytyłem, ponieważ często nie chce mi się wstać z łóżka po pilot od telewizora lub telefon, a te geny umożliwiają mi przenoszenie przedmiotów za pomocą myśli. Wbrew pozorom na początku było to bardzo trudne i wiele wazonów zbiłem zanim zdążyłem się tego nauczyć. Staram się nie korzystać z tego, gdy jest ktoś w mieszkaniu.
Od października mieszkam i uczę się w Seattle na uniwersytecie medycznym. Kierunek dość ciężki, ale daję radę.
Poznałem dziewczynę. Jesteśmy bardzo blisko ze sobą, ale, jak przyrzekłem, nigdy nie powiem jej o tym, co dotyczy nas wszystkich. Choćbym nie wiem jak bardzo ją kochał.
Byłem na rozprawie Wiktora. Nie mogliśmy liczyć na surowszą karę, ponieważ został uznany niepoczytalnym. Szkoda mi tylko Jerzego, który nie może cieszyć się swoją inteligencją i ułożyć sobie życia. Wiem jednak, że patrzy na nas. Czuję to często, gdy zamyślony patrzę w niebo.
Przepraszam, ale będę rzadko odpisywał na listy. Kilka razy w roku jestem w Polsce, a nie chcę Cię narażać na wysokie koszty wysyłania listów do stanów.

Trzymaj się tam rudzielcu.
Bartek

Rzadko pisałam listy, ale gdy już je pisałam, odpowiedź od Tymona dostawałam po trzech lub czterech dniach, a Bartosz odpowiadał po pół roku lub po nawet dwunastu miesiącach. Jego listy były krótkie i nie opowiadały niemal o niczym. Tak jakby nie chciał, bym wiedziała dużo lub pisał od niechcenia. Z Tymonem było inaczej. Często, gdy nie odpisywałam długi czas, sam z siebie pisał i pytał, czy wszystko dobrze.
Szóstego marca 2029 roku, równo dziesięć lat po moim pierwszym liście, postanowiłam wrócić do domu. Byłam zupełnie inna. Nie byłam nastolatką tylko dorosłą kobietą, która nadal próbuje sobie poradzić z otaczającym ją światem. Czułam lekki przestrach przed tym, że Wiktor jest już wolny jednak czułam, że nie odważy się zbliżyć do nas nawet na krok.

Zrobiłam olbrzymi krok, wychodząc poza budynek ośrodka, a mama i tata wyglądający jak starsze państwo, brat poważny, wymężniały i siedząca na wózku schorowana babcia bili mi brawo. Ukłoniłam się na znak wdzięczności i niemal wzruszyłam się z własnego osiągnięcia.
Zza samochodu stojącego na parkingu wyszedł ciemnowłosy mężczyzna z kilkudniowym zarostem. Ubrany w bordowy sweter, ciemne spodnie i kurtkę, przepasany na szyi czarno białym szalem. Również klaskał, patrząc w moją stronę. Po plecach przeszły mnie dreszcze, a umysł ogarnął strach. Cofnęłam się do tyłu o ten jeden krok. Szymon podbiegł do mnie szybko i objął rękami powoli pchając w kierunku mężczyzny.
- Wiemy, że nie powinniśmy tego robić, ale naprawdę chcieliśmy, żeby ten twój pierwszy krok był krokiem olbrzymim, a on może ci w tym pomóc - szepnął mi do ucha. Nie odrywałam od mężczyzny wzroku. Stał z uśmiechem, niemal ukazując zęby.
- Nastazja... - zaczął niskim głosem, a ja poczułam w sercu ogromny płomień. Tylko jeden człowiek tam do mnie się zwracał. Tylko jeden człowiek pisał, że moje imię jest za długie. Tylko jeden człowiek był tak leniwy, że nie pisał pierwszej litery mojego imienia. Zakryłam usta ręką próbując ukryć dziwne miny, które towarzyszą płaczącemu człowiekowi. Podbiegłam do niego i przytuliłam go mocno.
- Wyglądasz tak staro - wydusiłam z siebie, płacząc wtulona w jego kurtkę.
- Ty też - odpowiedział, przytulając mnie mocno do siebie.

Rzadko odpisywał na listy, jednak w tym jednym zawarł wszystko co chce powiedzieć. Poznał dziewczynę, wzięli ślub, mają nawet dziecko, jednak zdarzyło się wielkie nieszczęście. Biedaczka zachorowała i osierociła jego syna, a jego uczyniła wdowcem. Miał do mnie ogromny żal za to, że to właśnie ja mam dar i go nie wykorzystuje, że siedzę w czterech ścianach i marnuje coś co wielu osobom mogłoby okazać się zbawienne. Nie wiedział jednak, że od dawna już nie siedzę w ośrodku, że żyje niemal normalnie i też cieszę się życiem. Mam męża, który jest moim najlepszym przyjacielem i chyba przez te dziesięć lat czekał właśnie na mnie. Niedługo spodziewam się dziecka. Żyje, nie marnuje się.

Dzieci Sambora Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz