Chorągiewka

348 17 0
                                    

Rick zgodził się, żebym jechała.T-Dog poszedł do stodoły i wrócił wszczynając alarm. Okazało się, że stodoła jest otwarta, a Randalla w niej nie ma.
-Była zamknięta?-Zwróciłam się do Amber.
-Na pewno ja i Carol sprawdzałyśmy, później Daryl sprawdził.
-Była zamknięta.
-Jak się uwolnił?-Wtrąciła Lori.
-Jak ktoś nie ma nic do stracenia uwolni się z kajdanek. Jak otworzył drzwi skoro były zamknięte od zewnątrz?
-Nauczył się przenikać przez ściany?
-Rick ! Rick! -Z krzaków wyszedł zakrwawiony Shane. Powiedział, że Randall go zaskoczył.
-Wszyscy do domu! Glenn i Daryl ze mną! Laura T-Dog macie broń?
-Tak
-Dajcie to Andrei.-Wcisnął mi w ręce spluwę. Jeśli tu wróci z kolegami strzelajcie, nie zostawiajcie nikogo przy życiu zabarykadujcie się !-Biegiem ruszyliśmy do domu. Zamknęliśmy drzwi i czekaliśmy.
-Jak to możliwe, że uciekł? Maggie spytała niespokojnie.
-Shane glina i dał się zaskoczyć? Tu nic nie gra. Poza tym, skąd Randall wziął kamień.-T-Dog zerkał przez okno gotowy pozabijać Randalla i jego towarzyszy.
-To stodoła jakiś mógł się tam znaleźć -Dodałam.
Czekaliśmy w napięciu godzinę, drugą, trzecią w końcu zaczęło się ściemniać.. Gdyby mieli nas napaść już by to zrobili. W końcu zapadł zmrok. Wyszliśmy przed dom zaniepokojeni tym, że nic się nie dzieje i, że Rick ani Shane jako jedyni nie wrócili.Daryl powiedział tylko tyle, że znaleźli Randalla przemienił się, ale nie był ugryziony ktoś skręcił mu kark.
-Mów co wiesz.-Powiedziałam podchodząc do Daryla. Byliśmy w takiej odległości, że nikt nie powinien nas usłyszeć. Do rozmowy dołączyła Amber. Wszyscy mieli broń i to od Hershela okazało się, że miał całkiem pokaźny arsenał w domu.
-Shane zmyślał.Szedł dużo dłużej z Randallem później zobaczyliśmy krew na drzewie. Odpowiadało to jego ranie na nosie.
-Sam walną łbem w drzewo?-Amber skrzywiła się jakby to wszystko było niedorzeczne.
-Na to wychodzi. I dziwi mnie to, że Ricka jeszcze nie ma.
-Jasna cholera!-T-Dog wskazywał na ogromne stado wdzierające się na farmę. Na domiar złego Carla nigdzie nie było.Zaczęliśmy strzelać jednak sztywnych było za dużo. Ktoś podpalił szopę,zaczęło się piekło musieliśmy się porozdzielać. Amber starała się jak mogła jednak strzelanie nie do końca jej wychodziło. Poczwary właziły na farmę jakby im się to należało. Widziałam jak zatapiają kły w Patrici. Usłyszałam krzyk Carol razem z Amber wstrzelałyśmy tyle sztywnych, żeby zrobić jej miejsce. Widziałam jak wsiada z Darylem.
-Gdzie są wszyscy?!-Krzyknęła Andrea.
-Nie wiem! Do samochodu !-Pociągnęłam za sobą Amber myślałam, że Andrea biegnie za nimi. Przed nami wyrosło dwóch zombie jeden gruby farmer z ledwo trzymającą się głową. Moja towarzyszka powaliła do druga była to kobieta musiała zostać zarażona nie dawno, bo nie była tak bardzo zgniła. Zabiłam ją strzałem w głowę. Od samochodu dzieliła nas spora odległość, ale nie mogłyśmy się poddać.
-Spadaj!-Amber przepchnęła sztywnego. Skończyła mi się amunicja, miałam zapasową, ale nie było czasu przeładować zaczęłam powalać je strzałami z łuku. W całym zamieszaniu krzyczałam imię Carla, starałam się go wypatrzeć, ale na marne. Miałam tylko nadzieje, że żyje.
Dobiegłyśmy do samochodu zalane potem i krwią.
-Wsiadaj! Umiesz kierować?!
-Raz prowadziłam-Amber wsiadła za kółko ja powaliłam jeszcze sztywnego i siadłam obok.
-Starczy. Ruszaj!-Wiedziałam, że strzelanie idzie jej słabo i zastanawiałam się, czy przypadkiem Carol nie dostała, kiedy czyściłyśmy jej drogę. Sztywnych było coraz więcej. Przeładowałam magazynek i strzelałam starając się zabić ich jak najwięcej. W samochodzie spostrzegłam, że Andrea nie dotarła tutaj z nami. Krzyczałam jej imię, ale bez odzewu wszędzie słyszałam odgłosy sztywnych. Zastanawiałam się kto przeżył.. Amber jechała jak kierowca po butelce czystej, ale musiało mi to wystarczyć. Odjechałyśmy zostawiając za sobą farmę, która teraz stała się domem sztywnych.
-Dasz radę? Zmienić cię?-Widziałam, że z dziewczyną nie jest w porządku cała się trzęsła, zalała się łzami.
-D..dam..gdzie mamy jechać?Daryl'owi się udało? Komuś jeszcze?
-Jedź na autostradę tam na pewno się spotkamy. Nie wiem, czy komuś się udało, ale jeśli tak będą tam na nas czekać.
Ta droga wydawała mi się najdłuższą drogą, jaką przeżyłam. Byłyśmy już blisko, a ja popełniłam błąd, że dałam Amber prowadzić. Dziewczyna zahamowała w efekcie tego samochód dachował i znalazłyśmy się w rowie..
-Żyjesz?-Zapytałam. Wszystko mnie bolało.
-Żyje. Przepraszam.-Wymamrotała.
-Musimy się wydostać.-Przednia szyba pękła, a ja zrobiłam w niej jeszcze większą dziurę. Wylazłyśmy przez nią i dalej szłyśmy pieszo. Byłyśmy na autostradzie. Co prawda pokiereszowane, ale żywe. Mijałyśmy samochody, aż zobaczyłyśmy pośród nich naszą grupę. Pierwszy zobaczył nas Carl i wskazał palcem w naszym kierunku. Zaskoczyło mnie zachowanie Daryla, który rzucił się do biegu i w mgnieniu oka byłam już w jego ramionach. Praktycznie doniósł mnie do reszty. Przytuliłyśmy się z każdym. Dowiedziałyśmy się, że Jim i Shane nie przeżyli i, że Andrei się nie udało.
-Myślałam, że biegnie za nami do samochodu. Wsiadłyśmy, ale jej nie było.Krzyczałam za nią wszędzie było pełno sztywnych nie mogłyśmy wrócić.
-Daryl miał taki pomysł.-Lori szeroko się uśmiechnęła.
-Właśnie, gdybyście się tak szybko nie pojawiły. Wróciłby po Ciebie..zaraz miałyście auto i przyszłyście na pieszo?
-Moja wina.-Amber podniosła rękę.-Dachowałyśmy, ale nic się nie stało tylko kilka zadrapań.
-Rozbiłaś auto na prostej drodze?
-Daryl daj spokój. Ze zmęczenia różne rzeczy się robi.
Zmęczeni, brudni, ale żywi ruszyliśmy w drogę. Amber wsiadła do kampera z Rickiem Lori Carlem i Carol, która stwierdziła, że woli jechać samochodem i ustąpiła mi miejsca. Jechaliśmy długo, kończyło nam się paliwo. Rick dał znać, że musimy się zatrzymać.Stanęliśmy pośrodku niczego. Droga, kawałek lasu. Atmosfera była gęsta Daryl powiedział, że tutaj mają nasze dupska podane na tacy, Carl mówił, że mu zimno,Maggie chciała jechać z Glennem szukać paliwa jednak Rick się nie zgodził. Każdy coś gadał, kiedy szeryf wybuchł.
-Wszyscy jesteśmy zarażeni!-Wykrzyczał. Momentalnie zrobiło się cicho.-Dr Jenner mi powiedział. Każdy z nas ma to w sobie nie musimy zostać ugryzieni czy zadrapani wystarczy, że umrzemy a nasze mózgi nie zostaną uszkodzone.
Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś?-W głosie Lori słychać było złość. I znów zaczęły się pretensje.
-Nie byłem pewien.
-Nie miałeś prawa.-Dodał Daryl
-Kiedy znalazłem zombie w stodole powiedziałem wam.
-Uznałem,że tak będzie lepiej.
-Możecie się wszyscy zamknąć! Każdy kiedyś umrze co za różnica czy od razu nas zakopią i najpierw strzelą w łeb a później zakopią! Poszukajmy miejsca na nocleg i przestańmy w końcu marudzić.
Rick oddalił się od nas,a Lori poszła za nim.Widziałam jak się do niego przytula. Coś szeptali i wtedy jego żona zwolniła uścisk jakby usłyszała przed chwilą jeszcze gorszą wiadomość niż to, że jesteśmy zarażeni. Widziałam jak wpatruje się w Ricka on mówił coś jeszcze wtedy usłyszałam jej płacz, chciał ją przytulić, ale odepchnęła go i wróciła do nas. Koniec końców ustaliliśmy, że zostajemy w tym lasku,otaczały nas jakieś ruiny i było w miarę bezpiecznie. Rozpaliliśmy ognisko, usiedliśmy blisko siebie, żeby jeszcze bardziej się rozgrzać. Dłubałam palcem w ziemi rozmyślając o tym, jaki to wszystko teraz ma sens? Walczyliśmy o przetrwanie, szukaliśmy jedzenia bojąc się, że umrzemy z głodu, szukaliśmy wody, żeby nie umrzeć z pragnienia, zabijaliśmy sztywnych, żeby nie stać się jednym z nich i co z tego skoro nieważne co zrobimy i tak powiększymy ich kręgi. Chyba, że strzelimy sobie w łeb albo ktoś będzie tak litościwy i zrobi to za nas.
-nie jesteśmy z nim bezpieczni.-Usłyszałam szept Carol.-Zataił to przed nami, pociągnie nas za sobą.
-Nie. Dla mnie jest w porządku.-Odpowiedział Daryl.
-Jesteś jego popychadłem, a ja ciężarem.-Zezłościłam się na nią. Czyżby zapomniała już jak Rick walczył o zostanie na farmie, żebyśmy mogli znaleźć jej córkę? Zapomniała jak wyciągał nas z opresji? Coś idzie nie tak i on już jest zły?-Zasłużyłeś na więcej dodała.-Dixon spojrzał w moją stronę zauważył, że przyglądam się im i na pewno domyślił, że wszystko słyszę.
-Czego ty chcesz?
-Faceta z honorem.
-Rick ma honor. Większy niż ty ja i wszyscy razem wzięci.-Daryl odszedł od Carol i przyszedł do mnie, a ja poczułam klepanie po ramieniu to była Maggie.
-Powinniśmy zaryzykować.
-Nie bądź głupia.-Hershel przytulił do siebie Beth.-Nie mamy paliwa ani amunicji.-Chciał dodać coś jeszcze, ale usłyszeliśmy szelest dochodzący z krzaków.
-Co to?-Zapytała młodsza siostra Green.
-Może szop.-Dixon przygotował kuszę do strzału.
-Albo inny zwierz-Uspokoiłam i przygotowałam łuk.
-Ewentualnie zombie.-Rick wyszedł zza jednego z drzew. Rozglądaliśmy się szukając winowajcy, który przerwał nam jakże „miłe" pogawędki.
-Jedźmy stąd. Na co czekamy.-Carol wpadła w lekką panikę.
-Skąd to dochodziło?.-Maggie rozglądała się czujnie.
-Na drodze-Spojrzałam na Ricka
-Nikt nie powinien się oddalać. Nie mamy transportu i nikt nie odejdzie stąd pieszo.
-Nie panikujcie.-Uspokajał Hershel.
-Nie zamierzam tu czekać na kolejne stado.-Wtrąciła Amber.
-Musimy ruszać.
-Wszyscy zostają.
-Zrób coś.-Carol powiedziała to z wyrzutem w głosie.
-Robię. Dbam oto, żebyśmy przeżyli, robiłem to od początku. Nie prosiłem się oto. Zabiłem najlepszego przyjaciela dla waszego bezpieczeństwa.-Wstrzymałam oddech, Carl się rozpłakał i wtulił w mamę.-Widzieliście, jaki był cały czas mnie prowokował.Zagrażał nam. Cała sytuacja z Randallem była ustawiona,chciał mnie zabić. Nie miałem wyboru. Mam czyste sumienie. Może będzie wam lepiej beze mnie? Śmiało! mówię wam,że gdzieś jest dla nas miejsce może to kolejna mrzonka.Proszę bardzo spróbujcie i wyślijcie mi pocztówkę!-Grimes rozejrzał się po wszystkich.-Nie ma chętnych? To wyjaśnijmy sobie jedno. Koniec z demokracją.-Po tym opuścił nas. Resztę nocy nikt już się nie odzywał. Większość udawała,że śpi albo usilnie próbowała zasnąć.Wspięłam się an ruiny, żeby zmienić T-Doga. Rozglądałam się i wypatrywałam zagrożenia.
-Powinnyśmy stąd wiać.-Usłyszałam głos Amber.
-Co?
-Namówisz Daryla. Ja dziękuję za przebywanie z dyktatorem.
-I gdzie mamy iść? Rick zabił Shane'a, bo miał powód. Zrezygnował z demokracji, bo nam nie wychodziła,a to doprowadziło do całego tego bajzlu. I nie zamierzam nikogo do niczego namawiać.Chcesz to wiej proszę bardzo.
-Sama nie dam rady.
-Ja zostaję. Amber byliśmy w obozie na farmie i chociaż się waliło dawaliśmy radę. Teraz też tak będzie. Wiedziałaś o tym? Wiedziałaś co chce zrobić Shane? O Randallu też wiedziałaś?
-Nie. Nie miałam pojęcia przecież ostrzegłabym Ricka.
-To o co chodziło w tym trójkącie, jaki miałaś z Shanem i Andreą?
-O nic nie chodziło. Mieliśmy podobne zdania na pewne tematy.
-Na jakie tematy?
-O szukaniu Sophie i takie tam..
-Co to znaczy takie tam? Amber mów.
-Wiedziałam o Otisie.
-Słucham? Dlaczego milczałaś?
-Bo.. Carl przeżył. Otisa w ogóle nie znałam.
-Nie ważne, że ty go nie znałaś. Znał go Hershel,Maggie Beth..Patricia.. Jak mogłaś ?
-Przepraszam to..ja nie wiem chciałam powiedzieć, ale co wtedy? Wylecielibyśmy z farmy i tyle z tego.. Laura nie mów nikomu. Proszę..dałam się wciągnąć w gierki Shane'a zamotał mi w głowie. Chociaż nie do końca je rozumiałam.Myślałam,że Shanowi na mnie zależy. Kryłam go,aż do dzisiaj. Kiedy Rick wyznał,że to z Randallem było zaplanowane zrozumiałam, że nigdy mu na mnie nie zależało, że on chciał Lori i Carla.
-Dlatego chcesz wiać tak?
-Jak się dowiedzą to mnie wywalą.Laura, gdybym nie była wtedy z tobą na tej autostradzie i nie trzymała się ciebie przez cały czas już dawno bym nie żyła. Zrozum mnie..przecież ty też..
-Co? Mam kogoś na sumieniu? Owszem mam. I nienawidzę się za to.. Nie powiem nikomu, bo tego chciałby Tom. Pamiętasz go jeszcze? Kim był dla ciebie?
-Pamiętam..kochałam go..
-Przestań pierdolić. Nic nie powiem, ale idź już spać i daj mi spokój.-Amber odeszła bez słowa, a ja wróciłam do pilnowania terenu.


ApokalipsaWhere stories live. Discover now