*9*

224 24 0
                                    

-Seungkwan wstawaj do jasnej cholery! Wołam cie od piętnastu minut na śniadanie! - do pokoju wszedł zdenerwowany Mingyu i obudził młodszego.
-Jezu, co się tak drzesz. Zaraz przyjdę tylko się jeszcze trochę ogarne
-Jak nie przyjdziesz, to przysięgam, że te jajka co się właśnie smażą wylądują na twojej głowie- powiedział Kim i wrócił do kuchni.
-Boże, okres ma czy co? - Kwan spytał sam siebie, po czym ruszył w stronę łazienki. Załatwił się i przemył twarz. Spojrzał w lustro. Starał przypomnieć sobie jakiś sen, ale niestety (lub stety) tej nocy chyba nic mu się nie przyśniło.

-Boże, wygląda jakbyś ze śmietnika to wyciągnął- powiedział niższy do przyjaciela, gdy spojrzał na talerz. -Chcesz mnie otruć? - przeniósł na niego wzrok.
-Nie dość, że cie tu przyjąłem i jeszcze robię ci śniadanie to ty narzekasz?
-Taka moja natura- blondyn wzruszył ramionami i zabrał się do jedzenia.
-Dzisiaj przyjdzie Sangjin- powiedział po chwili Mingyu.
-Kto to?
-Moja dziewczyna, mówiłem ci przecież o niej- wyższy przewrócił oczami.
-A tak, rzeczywiście. Wypadło mi to totalnie z głowy- mruknął i wziął kolejny kęs.
-Chcieliśmy gdzieś dzisiaj wyjść a ty byś mógł się wybrać z nami.
-Po co?
-Seungkwan, martwię się o ciebie. Odkąd tutaj jesteś, a przypominam ci, że spędziłeś tu już tydzień ani razu nie wyszedłeś na dwór.
-No i co z tego? Tak jest mi wygodniej- wzruszył ramionami.
-Ale przecież nie można tak, zwariujesz i cie zamkną w psychiatryku.
-To lepiej dla mnie, nie będę musiał nic robić
-Boże, czy ty się słyszysz? Co się z tobą stało? Gdzie jest ten Seungkwan, który pięciu minut nie umiał wysiedzieć w pokoju, a co dopiero sam spędzić czas?- Boo nie odpowiedział, po prostu któryś już raz z kolei wzruszył ramionami. On sam nie wiedział, co się z nim stało. Czy to możliwe, że aż tak ta sprawa z Hansolem na niego wpłynęła? Właściwie, to tak. Zależało mu na chłopaku a nie potrafił z nim rozmawiać. Nie potrafił mu powiedzieć dlaczego znalazł się w szpitalu i co miało miejsce przed tym wypadkiem. Z jednej strony miał nadzieję, że Minghao mu powie, a z drugiej bardzo tego nie chciał. Przecież wiadomo, że Hao odwrócił by wszystko przeciwko Kwanowi i żeby to on wyszedł na tego złego.

Po zjedzonym śniadaniu każdy udał się w swoim kierunku. Blondyn rzucił się na łóżko i z trudem powstrzymał łzy. Nie chciał teraz płakać, nie jak wiedział, że w każdej chwili Mingyu może wejść do pokoju. Przykrył się kołdrą i po prostu zamknął oczy pogrążając się w swoich myślach i odpłynął do Krainy Morfeusza.

-Nie wierze, że on znowu śpi- mruknął Mingyu do Sangjin.
-Może jest po prostu zmęczony? - powiedziała dziewczyna.
-Eh, obudze go. Poczekaj w salonie- rzucił i wszedł do pokoju.
-Seungkwan wstawaj- szturchnął przyjaciela w ramię.
-Co się stało?
-Miałeś z nami iść na miasto
-Nigdzie nie ide- młodszy nakrył się kołdrą i odwrócił na drugi bok.
-Nie ma, że nie idziesz- Kim ściągnął kołdrę z chłopaka. -Ogarnij się i chodź. Masz 10 minut- po tych słowach wyższy zniknął wraz z kołdrą za drzwiami pokoju. Kwan westchnął tylko głośno i zwlekł się z łóżka. Ubrał się w białą, zwykłą koszule i przeciętne jeansy. Przywiązał w pasie czerwoną koszulę w kratę i ruszył do salonu.
-Już jestem- wymruczał i spojrzał na dziewczynę siedzącą na kanapie. Była całkiem ładna. Długie, czarne włosy i smukła twarz. Ubrana była jak większość koreańskich dziewczyn. Możliwe, że gdyby nie darzył uczuciem kogoś innego, spodobałaby mu się.
-To jest Sangjin- powiedział Mingyu.
-Hejka- powiedziała z uśmiechem czarnowłosa i wstała z kanapy. -W takim razie idziemy? - zapytała. Jej uśmiech był promienny. Seungkwan się zdenerwował i zmarszczył brwi. Nie rozumiał dlaczego dziewczyna się tak szczerzy, przecież nie ma nic śmiesznego ani przyjemnego. Po chwili jednak skarcił się za takie myśli. Przecież nie każdy jest zdepresjonowanym psem.
-Tak, chodźmy- powiedział po chwili i ruszył do przedpokoju.

Cała trójka szła gdzieś, w miejsce znane tylko Mingyu. Oczywiście para śmiała się i rozmawiała o wszystkim. Seungkwan szedł z rękami w kieszeniach, głową spuszczoną i wzrokiem wlepionym w chodnik.
-Seungkwan? -zapytała dziewczyna. Blondyn przeniósł na nią wzrok z pytającym wyrazem twarzy.
-Wszystko w porządku? - zadała kolejne pytanie, na co chłopak przewrócił oczami.
-Ta, jasne- odpowiedział patrząc przed siebie. Szli chwilę w ciszy do póki Mingyu nie zatrzymał się przed maleńką kawiarenką. Z zewnątrz nie wyglądało to wcale jak kawiarnia, tylko jakieś pomieszczenie pełne półek na ścianach, na których spały różne rasy kotów, drapaki, liny a pod tym wszystkim wielkie kanapy, z na prawdę dużą ilością poduszek.
-Tutaj spędzimy nasze dzisiejsze popołudnie- powiedział zadowolony z siebie Gyu. Jego dziewczyna wytrzeszczyła oczy ze zdumienia, bowiem kocha koty i to było jej marzenie żeby tutaj przyjść. Seungkwan, jak to od jakiegoś czasu miał w zwyczaju, po prostu lekko wzdychnął i zmusił się do uśmiechu w stronę przyjaciela.
Kiedy cała trójka znalazła się już w środku, po złożeniu zamówień usiedli na miękkich kanapach. Do Mingyu i Sangjin przylepiło się od razu mnóstwo kotów, natomiast Boo był obserwowany przez jednego z tych czarnych stworzeń. Kwan dopiero po jakiejś chwili zwrócił na niego uwagę i po zastanowieniu się wyciągnął w jego kierunku dłoń. Zwierzak na początku nieufnie podszedł do chłopaka, jednak zaraz potem usadowił się na jego kolanach.
-Oho, ktoś tu sobie znalazł przyjaciela- powiedział żartobliwie najstarszy.

Po spędzeniu jakiś 3 godzin w kawiarence, cała trójka nareszcie wyszła z budynku.
-I co, nie powiesz mi, że źle zrobiłem wyciągając cię z nami na miasto? - spytał Mingyu przyjaciela. Blondyn, chociaż niechętnie, musiał przyznać mu rację. Na prawdę od dłuższego czasu spędził dobrze ten jeden dzień.
-Muszę iść do domu- powiedziała po chwili Sangjin. Jej chłopak spojrzał na nią i lekko wzdychnął.
-Myślałem, że wejdziesz jeszcze do nas na chwilę.
-Chciałabym, ale mama prosiła żebym wróciła wcześniej.
-Jasne, rozumiem. Odprowadzimy cię- rzucił i ruszyli w stronę mieszkania dziewczyny.
Oczywiście podczas drogi nie mogło zabraknąć rozmów na przeróżne tematy. I, ku zdziwieniu pary, Seungkwan postanowił coś mówić, ba, nawet lekko się uśmiechał, a czasami nawet zaśmiał.

Po odstawieniu bezpiecznie czarnowłosej na miejsce, chłopcy ruszyli powolnym krokiem do swojego domu. Słońce już chowało się za horyzontem, a lampy uliczne zaczynały się włączać.
-Dziękuję- mruknął po chwili Seungkwan.
-Za co?
-Za to, że mnie wyciągnąłeś z domu..
-A, posłuchaj ja na prawdę nie chce żebyś siedział w domu i żeby było z tobą aż tak źle- powiedział z troską w głosie Gyu.
-Błagam, tylko nie znaczynaj znowu, że uciekam od problemów
-Nie będę zaczynać tego tematu, ty i tak doskonale o tym wiesz. Poza tym odnośnie takiego wyciągania cię na miasto mam od teraz zamiar robić to codziennie
-Co? Po co?
-Bo przynajmniej myślisz o czymś innym- i po tych słowach niższy zamilkł. Doskonale wiedział, że skoro starszy tak postanowił to tak musi być i kropka.

You're My Light || VerkwanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz