Rozdział XXXIV

422 41 54
                                    

Opuszczony magazyn w stolicy krainy, godzina po północy,

- Rose...

Głos Kaia ledwo przebił się przez zasłonę otępienia. Brunetka z trudem podnosiła powieki ku górze. Głowa jednak bolała ją za bardzo. Miała wrażenie, że zimna podłoga rozpływa się pod jej nogami.

- Rose, słyszysz mnie? - mistrz ognia szturchnął nogą leżącą na podłodze dziewczynę.

- Eee... Co je... - wystękała, przewracając się na drugi bok.

Dopiero teraz poczuła, jak ciasne więzy wżynają jej się w nadgarstki i kostki. Jeszcze później ogarnęła, że otwieranie czy zamykanie oczu nie robi tutaj żadnej różnicy. Światło księżyca ledwo co rozświetlało przestrzeń. Jedynie co to przecięło przez jedno małe okno całe pomieszczenie na pół, jakby miało wyznaczyć jakąś granicę między dwójką wojowników.

Z trudem przywoływała do życia wspomnienia. Czuła się jak po naprawdę ciężkiej imprezie. Pierwsze pytania, które się zawsze nasuwały wtedy:

- Gdzie jestem?

- Co my tu robimy?

- Czemu leżymy na podłodze?

- Suszy... Jest tu gdzieś woda?

Kai ponownie podjął się próby spalenia lin. Niestety wykonane były z włókien skały blokujących moce.

- Nie chcę ciebie denerwować, ale jesteśmy obecnie porwani - odparł mistrz ognia, rozglądając się wokoło.

Rose poczuła się, jakby ktoś strzelił jej ożywczego liścia w twarz. Leżąc na brzuchu dała chwilę swojemu mózgowi, aby wszystko przeanalizował. Po chwili zmarszczyła brwi i westchnęła zadziwiająco dla Kaia spokojnie, jakby sytuacja, w której się znaleźli, była dla Sheller niczym nowym. Jej mina wyrażała więcej zażenowania niż zdziwienia.

- To by wyjaśniało związane ręce i nogi - westchnęła, dotykając palcami grube więzy.

- Spaliłbym te liny, gdyby nie sam fakt, że są w nich drobiny...

- Dobra, kojarzę - wysapała dziewczyna, doprowadzając swoje ciało do możliwie jak najwygodniejszej pozycji. - Pieprzone odłamki skały antymocowej...

Przewróciła się na plecy i usiadła po chwili, spoglądając na zdezorientowanego Kaia.

- Musimy coś wymyślić - wysapał, szarpiąc się z linami. Ręce mu zaczęły cierpnąc z bólu.

- Taaak, mi też nie chce się tutaj siedzieć - odparła dziewczyna, szukając po omacku jakiegoś splątanego węzła lub słabszego miejsca, aby móc chociaż rozetrzeć liny o coś ostrego.

Sheller rozejrzała się po pomieszczeniu. Już raz była więziona w takim magazynie i szczerze mówiąc, po ostatniej akcji z Cole'em, przeżarły jej się takie miejsca. Westchnęła ciężko i zaraz otworzyła szerzej oczy, gdy dostrzegła pod ścianą ramę półki.

Przeturlała się do niej od razu, a Kai zdziwiony nachylił się w jej stronę.

- Co ty robisz?

- W prawdzie lin... - wysapała, dobijając się do metalowej ramy i od razu zaczęła energicznie pocierać rękami -... nie dasz rady spalić, ale gdyby tak zadziałać nie siłą od wewnątrz, a od zewnątrz?

- Ta rama ma bardzo gładki róg. Widzę to stąd - odparł po czym po chwili westchnął ciężko i rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu. Nie widział zbyt wiele przez co szukanie jakiejkolwiek alternatywy dłużyło się przeokropnie.

- Wiesz, warto chyba spróbować, co nie? - odparła dziewczyna, czując jak metalowa rama i liny zaczynają skrzypieć.

- Cholera! - szarpnął zrezygnowany Kai, spoglądając w gwiazdy, które dostrzegał za oknem.

Ninjago: Ludzka Klątwa [ zakończone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz