- Braliśmy prysznic.
Co? Czy mi się przesłyszało? Normalnie zdębiałam. Widziałam tylko uśmieszek na twarzach rodziców Nathana, a mi serio było głupio. Nie byłam przyzwyczajona, żeby przy kimś rozmawiać o jakiś intymnych sytuacjach. Wiedziałam, że wiedzieli, o co chodzi. Powiedział przecież, że MY braliśmy prysznic, a nie ja. Matko...
- Oh, okej. Zjemy śniadanie i pojedziemy z ojcem. Musimy dopilnować kilku szczegółów na dzisiejszy bankiet. - powiedziała jego matka.
- Tak, jasne mamo. My też będziemy wychodzić, musimy znaleźć odpowiednią sukienkę dla mojej narzeczonej, prawda kochanie? - powiedział Nathan, obejmując mnie w tali.
- Ymm, tak. - przytaknęłam. - Nie mam nic odpowiedniego na taką okazję. - wzruszyłam ramionami. - Raczej nie chodzę na takie przyjęcia.
- Ach, mamo, możemy dzisiaj na bankiecie ogłosić nasze zaręczyny? - powiedział, a mnie zatkało. Dosłownie.
- Tak, wspaniale! Niech wszyscy się dowiedzą, jakim mój syn jest szczęściarzem. - powiedziała, łapiąc mnie za rękę. Uśmiechnęłyśmy się z panią Kate do siebie, ale nie umiałam wydusić słowa. Dlaczego Nathan od rana musi mnie tak szokować?
Reszta śniadania minęła w przyjemnej atmosferze, bez większych zaskoczeń. Zrobiła je pani Kate. Musiałam przyznać, że na pewno zna się na rzeczy. Było wyśmienite. Zaraz po nim państwo Black poszli dopiąć wszystko na ostatni guzik, a ja zostałam z moim narzeczonym sama. Odetchnęłam trochę, bo nie powiem, ale ciężko udawać przed kimś uczucia, które mają być prawdziwe. Postanowiłam, że zanim wyjdziemy z mieszkania, umyje naczynia. Chciałam się zrelaksować. Nie było mi dane jednak długo tego robić, gdyż Nathan objął mnie w pasie i cały czas mi przeszkadzał.
- Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? Mamy gosposię. - powiedział tuż przy moim uchu.
- Wiem, ale lubię. Chyba mi tego nie zabronisz? - powiedziałam nieco oskarżycielskim tonem.
- Nie skąd. - bronił się. - Tylko się pospiesz, musimy niedługo jechać. W razie coś to jestem w gabinecie. - powiedział, oddalając się.
- Okej. - powiedziałam.
Kiedy Nathan opuścił kuchnię, miałam chwilę dla siebie. Ostanie dni mocno mnie przytłoczyły. Dużo do zapamiętania, odgrywanie tych pieprzonych ról i w ogóle. To naprawdę ciężkie, udawać życie, którego się nie ma. Tyle filmów, książek, które czytałam, opowiadały o aranżowanych małżeństwach, za którymi stały układy między narzeczonymi. Wszystko tam wydawało się jasne i klarowne, jednak w rzeczywistości było zupełnie inaczej.
Stwierdziłam, że zanim pojedziemy na zakupy, wstąpimy do mojej mamy. Musiałam jej powiedzieć o bankiecie i chciałam, żeby ona też tam była, w końcu to moja matka. Nie byłam tylko pewna, czy się zgodzi. Skończyłam myć naczynia i udałam się do gabinetu.
- Nathan... - zapukałam i weszłam do środka.
- Tak, słonko? - powiedział, spoglądając znad laptopa.
- Mogę zaprosić mamę na bankiet? Chcę, żeby przy tym była. To jedyna bliska mi osoba. - rzuciłam i spuściłam wzrok.
- Oczywiście, powiem rodzicom. Na pewno nie będą mieć nic przeciwko temu. - uśmiechnął się lekko, wstając.
- Dziękuję. - podeszłam do niego i tak po prostu go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. - Aha, jeszcze jedno.
-Tak? - zapytał.
- Wjedziemy do mnie do domu przed zakupami. Chcę mamie wszystko powiedzieć. - wytłumaczyłam.
- Skoro, tak chcesz to okej, a teraz leć się przebrać, bo zaraz jedziemy. - powiedział, a ja kiwnęłam głową i poszłam w kierunku sypialni.
Dziesięć minut później siedziałam już w sportowym BMW. Właśnie ruszaliśmy w drogę do mojej mamy. Czułam się dziwnie tak ją oszukiwać, ale nie mogłam jej powiedzieć prawdy. To mogłoby się źle skończyć, dla mnie, ale przede wszystkim dla niej.
Pół godziny później byliśmy już pod moim domem, a ja dostrzegam nieznajomy samochód na podjeździe. Nathan patrzy na mnie pytająco, ja na niego także. Nie spodziewałyśmy się z mamą żądnych gości, zresztą i tak nikt nas już nie odwiedza. To przykre, ale prawdziwe. Nie mam pojęcia, kto mógłby przyjechać, więc chcę jak najszybciej znaleźć się w środku. Nathan łapie mnie za rękę, czym dodaje mi otuchy. Pewnie ją trzymam i idę wraz z chłopakiem do drzwi wejściowych. Nie muszę dzwonić ani pukać, bo mam własne klucze, z których korzystam, aby chwilę później znaleźć się w środku.
- Mamo! Jestem!- krzyczę, żeby mnie usłyszała.
- Salon! - usłyszałam w odpowiedzi.
Patrzę na Nathana, a on tylko wzrusza ramionami i łapie mnie za rękę i ciągnie do salonu. Kiedy już stajemy w progu, nie mogę uwierzyć własnym oczom. Moja mama leży na sofie przytulona do jakiegoś nieznanego mi starszego pana. O co tutaj chodzi?
- Mamo?- mówię, bo tylko to słowo jest w stanie przejść mi przez gardło. Jestem zszokowana. Po raz kolejny.
- O córeczko, dobrze, że jesteś. Muszę ci kogoś przedstawić. Leno, to jest Mark, poznaliśmy się w sanatorium i... spotykamy się od jakiegoś czasu. Mark to jest moja córka Lena, a to jej narzeczony Nathan. - Mark odrywa się od mamy i podchodzi do mnie i podaje mi rękę, to samo czyni z Nathanem. Moja mama patrzy tylko na rozwój sytuacji. A mi w głowie kłębi się jedna, jedyna myśl. Dlaczego mi nie powiedziała?
- Leno słyszałem o tobie same dobre rzeczy. Jesteś naprawdę skarbem dla swojej mamy. - powiedział życzliwie.
- Dziękuję, ale mamo, czemu mi nie powiedziałaś, że się z kimś spotykasz? - zapytałam, podchodząc do kobiety i ją przytulając.
- Myślałam, że od razu zaczniesz gadać, że to nie dla mnie, że co będzie, jeśli złamie mi serce i tak dalej... - powiedziała trochę skruszona.
- Okej, okej. Mam jeszcze jedną ważną rzecz do powiedzenia. Dzisiaj wieczorem rodzice Nathana organizują bankiet, na którym mamy ogłosić zaręczyny i chcę, żebyś tam była, oczywiście z panem Markiem.
- Po prostu Mark, okej?- kiwnęłam głową na tak.
- Nie córciu, nie nadaję się na takie wydarzenia. Idźcie bez nas, a któregoś dnia zorganizujemy obiad, albo coś takiego. Proszę cię, zrób to dla mnie. - powiedziała, ponownie zajmując miejsce na kanapie.
- Ale mamo, chcę, żebyś tam była... - zaprotestowałam.
- Wiem, ale czuję, że nie mam dzisiaj na to siły. - pokręciła głową. Wiedziała, jak się za mnie wziąć, abym odpuściła.
- Dobrze, i tak cię kocham. - przytaknęłam. - A pana... to znaczy cię Marku proszę, żebyś zaopiekował się moją mamą. - spojrzałam na mężczyznę.
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Możesz mi ufać.
- Lenko, słuchaj... właściwie to Mark się tutaj wprowadził. Chyba nie masz nic przeciwko? - powiedziała szczęśliwa. Czy miałam coś przeciwko? Nie wiem, wzięła mnie z zaskoczenia, że nawet nie miałam czasu przemyśleć całej tej sytuacji.
- Skądże, to świetnie. Przynajmniej ktoś będzie cię miał na oku, gdy mnie nie będzie. - mrugnęłam do niego.
- A może przeprowadzisz się do mnie na stałe?- tym razem to Nathan zajął głos. -Skoro twoja mama będzie pod dobrą opieką, ty będziesz mogła zamieszkać u mnie. Nie będziesz musiała być ciągle na walizkach.
- Córciu, to świetny pomysł. Zgódź się. - Czy ona chciała się mnie pozbyć?
- No cóż...- spojrzałam na Nathana, w którego wzroku widziałam tyle nadziei. - Chyba nie mam wyjścia. -zaśmiałam się. - Musimy już niestety jechać. Muszę jakoś wyglądać na balu. - zaśmiałam się. Pożegnaliśmy się szybko, ponieważ musieliśmy zdążyć z zakupami. Powiedzieliśmy także, że w najbliższym czasie wpadniemy po moje rzeczy. Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w drogę na zakupy.
- Nie wierzę. - powiedziałam, siedząc w samochodowym fotelu.
- W co? - zapytał, jakby nie rozumiejąc, o czym mówię.
- W to wszystko, co się właśnie stało. Moja mama i ten cały Mark. Ja przeprowadzam się do ciebie. To chore. - złapałam się za głowę. Kiedy to się wydarzyło i jak tego nie zauważyłam. Skoro poznali się jakiś czas temu, to na pewno musieli utrzymywać kontakt.
- Nie skarbie. Takie jest życie. - powiedział, odpalając auto.
Jechaliśmy w ciszy. Nie była ona krępująca. Patrzyłam w okno, gdy nagle poczułam rękę Nathana na swojej. Złapał ją i przybliżył do swoich ust. Nie mogłam się powstrzymać, więc cyknęłam fotkę. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Nathan położył rękę na moim udzie i delikatnie masował. Ja w tym czasie wstawiłam zdjęcie na story i go oznaczyłam. Takie życie w dobie internetu i social mediów. Niedługo potem dotarliśmy w najbogatszą dzielnicę mody. Sklepy Gucci, Armani... O mój boże, on chyba nie chce mi tutaj kupić sukienki...
- Nathan, nie musimy niczego tutaj kupować. Chodźmy do galerii, tam na pewno znajdę coś dla siebie. - próbowałam go przekonać i pociągnąć w odpowiednią stronę.
- Nie moja droga. Moja narzeczona nie będzie pokazywała się na imprezach w sukienkach z sieciówek. - zaprotestował, uparcie dążąc w odpowiednim kierunku.
- Ale Nathan tutaj jest drogo... - jęknęłam.
- Nie martw się. Mam wystarczające fundusze. Chodź.
I tak oto jestem teraz w jednym z najdroższych sklepów. Armani. Tak, Nathan upierał się, że musimy tutaj wejść, bo na pewno znajdę coś dla siebie. Poprosił panią, żeby pomogła mi wybrać sukienkę, a sam usiadł na jednej z sof. Chodziłam tak, za ekspedientką, aż zobaczyłam czarną długą sukienkę na ramiączkach.
- Mogłabym przymierzyć tą?- wskazałam na moją wybrankę.
- Tak, oczywiście. Już podaję, proszę iść do przebieralni.
Sukienka była śliczna. Jak już wspomniałam, była długa, czarna i na ramiączkach oprócz tego miała dekolt trochę poniżej piersi i wycięcia praktycznie do samych ud. Kiedy ją założyłam, byłam oniemiała. Wyglądałam cudownie.
- Ślicznie pani wygląda. Proszę, tutaj są jeszcze buty. Powinny pasować.
- Dziękuję.
Włożyłam buty i jeszcze raz się przejrzałam. Było bosko. Teraz muszę pokazać się Nathanowi. Nie chcę wiedzieć, ile ona kosztuje...
Zebrałam się na odwagę i wyszłam z przymierzalni. Szłam prosto do Nathana. Nie widział mnie. Oglądał jakąś gazetę, ale gdy tylko usłyszał stukot obcasów, podniósł głowę i się uśmiechnął. Widziałam błysk w jego oczach, czyli chyba mu się podoba. Stanęłam centralnie przed nim, obróciłam się i zapytałam:
- I jak?
Nathan podniósł się i namiętnie mnie pocałował. Potem się przytulił i podprowadził do lustra. Odwrócił mnie do siebie tyłem i kazał patrzeć w lustro, a swoją głowę położył w zagłębieniu szyi.
- Wyglądasz prześlicznie jak milion dolarów. Jak księżniczka. Tylko i wyłącznie moja księżniczka. Moja księżniczka.-------------------------------
Tradycyjnie, jak co roku, sypią się życzenia wokół. Większość życzy świąt obfitych i prezentów znakomitych, a ja Ci życzę: uśmiechu od ucha do ucha i pogody ducha. Wesołych Świąt!
Moi drodzy wszystkiego najlepszego w ten świąteczny czas!
P.S.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba!
CZYTASZ
Narzeczona na chwilę
RomanceKiedy sprzątając gabinet prezesa firmy nie spodziewałam się, że zaprezentuje mi taką ofertę. Jednak patrząc na moją aktualną sytuację finansową, nie miałam wielu powodów, aby się nie zgodzić. Bo niby czemu miałabym coś przeciwko takiemu łatwemu zaro...