Rozdział 10

87 17 10
                                    

Niespokojny sen wcale nie ukoił moich nerwów i nie przyniósł odpoczynku. Rano byłam tak samo zmęczona i zestresowana jak w chwili gdy wróciłam do mieszkania. W żołądku cały czas czułam niemiły ucisk. Chciałam schować się przed światem pod kołdrą, ale było mi zbyt duszno. Bezsensownie się wierciłam, próbując za wszelką cene wyrzucić z głowy dręczące wspomnienia.

Ostatecznie się poddałam i wyszłam ze swojego pokoju, otulając się szlafrokiem. Z salonu dobiegały przyciszone odgłosy telewizora, a z kuchni czuć było smakowite zapachy. Kaja nie należała do rannych ptaszków, ale ostatnio coraz częściej mnie zaskakiwała swoimi zmianami planów.

- No i jak tam? - spytała, zanim zdążyłam się z nią przywitać.

- Normalnie - odpowiedziałam, starając się ukryć swoją niechęć.

- A coś więcej? Potrzebuję szczegółów! Opowiadaj. - Jej optymizm mnie przerastał.

- Nic z tego nie będzie, koniec. - Wzruszyłam ramionami beznamiętnie.

- Nie możliwe, żeby było tak źle. - Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, a ja podjęłam walkę z nagłym pieczeniem pod powiekami i ściskającym się sercem. - Ej... no co ty, Emilka, nie płacz. Skoro to nie ten, to na pewno nie był aż taki wyjątkowy, żeby zasłużyć na twoje łzy. Znajdzie się jakiś inny, lepszy od niego. - Otuliła mnie ramionami.

- Masz rację. To nic takiego. - Mimo że moja przyjaciółka nie była świadoma tego, jak naprawdę wyglądała cała sytuacja, postanowiłam spróbować pocieszyć się jej słowami.

Śniadanie, mimo że pyszne jak zawsze, nie mogło mi przejść przez gardło. Było mi niedobrze na sam widok jedzenia i w końcu wykręciłam się złym samopoczuciem i wróciłam do siebie.

Tu z kolei było zbyt cicho. Kiedy nic nie odwracało mojej uwagi, momentalnie wracałam myślami tam, gdzie nie chciałam być.

Nie zastanawiając się dłużej, poderwałam się z łóżka po raz drugi i sięgnęłam po swoją niewielką walizkę. Spakowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam do wyjścia.

- Wyjeżdżam do domu - odpowiedziałam na pytający wzrok Kai.

- Tak nagle? Masz transport? - Nawet o tym nie pomyślałam, po prostu chciałam stąd uciec.

- Coś wymyślę. Nie martw się o mnie i nie rozrabiaj. - Cmoknęłam ją w policzek na pożegnanie i zeszłam na parking, taszcząc w dłoni swój bagaż.

Dotarcie na dworzec nie było trudne. Byłam tam nie raz. Problem polegał na tym, co zrobić później. Grudniowa pogoda nie oszczędzała ze swoją surowością i w drodze z przystanku tramwajowego do budynku zdążyłam nieźle zmarznąć.

Na pozór wszystko wyglądało tak, jak to zapamiętałam, nic się nie zmieniło. Tym razem jednak oprócz chęci spotkania się z bliskimi kierowała mną spora desperacja. Naprawdę potrzebowałam rodziny, musiałam się  dostać do domu. Czułam się po prostu źle.

Ciążyła na mnie zbyt duża presja, nie tyle ze strony otoczenia, co przez moją własną ambicję. Studia wiele ode mnie wymagały, problemy w domu mnie stresowały, a to, co zrobiłam, żeby im zapobiec mnie przerażało. Dalej walczyłam z wątpliwościami na temat tego, czy słusznie postąpiłam. Nie chciałam patrzeć na samą siebie, czułam strach i wstręt do swojej osoby przez to, że byłam do tego zdolna. Nikt o zdrowych zmysłach by tego nie pochwalał. Czułam się jakby moja wartość diametralnie spadła. Nie miałam już w sobie nic cennego, marnowałam tylko miejsce, czas. Byłam zbędna i nic nie znacząca, tylko kolejny kłopot.

W ciągu drogi do domu, każdy napotkany człowiek o posturze podobnej do mężczyzny, z którym się spotkałam, wywoływał we mnie nagły niepokój. Dwa razy miałam wrażenie, że zauważyłam go w tłumie i starałam się nie zerwać do biegu, żeby uciec jak najdalej. Dzięki niebywałemu szczęściu w ostatniej chwili udało mi się kupić bilety na pociąg, jednak niespodziewany dotyk w ramię, gdy stałam komuś na drodze w przejściu między przedziałami, prawie spowodował mój krzyk. To nie możliwe, żebym wytrzymała długo z tak napiętymi nerwami.

Nie uda Ci się ✔Where stories live. Discover now