Prolog, czyli: kiedy krwawisz, nie uśmiechaj się głupio

72 7 15
                                    


Krew kapała spomiędzy zaciśniętych na ranie palców. Lucy jęknęła cicho, starając się ze wszystkich sił, by nie krzyknąć. Mgła bólu zaciemniała jej zmysły, ale mimo to była pewna, że on tam jest. Szukał jej. Niestrudzenie, z uporem drapieżnika, tropiącego nową ofiarę. Czuła to. Tak samo, jak ranę w brzuchu, zadaną jego szponami. Tylko cud uchronił dziewczynę od gwałtownej i brutalnej śmierci. Drapieżnik okazał się zbyt niecierpliwy, za bardzo chciał dopaść ofiarę. Dzięki temu Lucy zdążyła rzucić się do tyłu, kiedy tylko zauważyła błysk intensywnej zieleni w ciemnych oczach chłopaka, który przeciął jej drogę. Los jednak zakpił z niej szyderczo. Stoczyła się w dół kanału burzowego, obijając łokcie i kolana. Kiedy poderwała się do góry, krzyknęła z bólu, łapiąc za brzuch. Zdezorientowana patrzyła, jak krew pokrywa materiał koszulki.

Drapieżnik stał u szczytu kanału, wpatrując się w nią z grymasem nienawiści: niewysoki nastolatek z krótkimi blond włosami, ubrany w sprane jeansy i bluzę bez rękawów.
Oparła się ręką o ścianę kanału, obserwując Shen-lA. Dlaczego nie atakował? Przecież wystarczyłoby, żeby skoczył i miał ją, jak na widelcu.Nexxa nie było w pobliżu. Jej strażnik zapewne realizował sobie tylko znane cele. Jak zawsze zresztą. Po chwili wypełnionej bólem Lucy zrozumiała, czemu jeszcze oddycha.

W jej głowie zabrzmiały słowa Nexxa wypowiedziane sarkastycznym i niecierpliwym tonem „Amulet, który nosisz, to tak naprawdę pułapka. Mała, zgrabna i cholernie potężna. Każdy bydlak, który spieprzy zadanie za pierwszym razem, nie urwie ci głowy, będzie miał znacznie utrudniony atak. To prastara, bardzo tajemnicza magia. Może się okazać, że przy następnym ataku, napastnik sam straci łeb. Dopóki niebieskie kamienie na grawerunku się świecą, dopóty jesteś w miarę bezpieczna" O to chodziło! Lucy uniosła amulet do oczu. Cztery kamienie świeciły się, pulsującym światłem. Wzrok chłopaka, kiedy zobaczył amulet, stał się jeszcze bardziej nienawistny. Lucy, mimo bólu, przywołała uśmiech na twarzy i powiedziała:

— Pierdol się!

Chłopak zasyczał głośno, a po chwili zniknął jej z pola widzenia.

Lucy wiedziała, że nie odszedł. Po prostu szukał sposobu, by ją dopaść. Postękując, wyciągnęła telefon z kieszeni. Martwy, potłuczony ekran, odebrał jej resztki nadziei. Ściana kanału była bardzo stroma. Wdrapanie się na nią, będąc zdrowym, stanowiłoby wyzwanie, a co dopiero z raną brzucha. Mogła krzyknąć, ale znajdowali się w tej części miasta, która za mieszkańców miała głównie robotników pracujących przy budowie tamy nieopodal, a była dopiero dwunasta w południe. Poza tym dziewczyna obawiała się prosić kogokolwiek o pomoc. Zwykli ludzie źle kończyli, próbując ją ratować. Przed oczami stanęła jej Iliana, najlepsza przyjaciółka, która spłonęła żywcem w swoim domu. Lucy palcem otarła łzy cisnące się do oczu. Nie czas na to, zganiła sama siebie. Musisz dotrzeć do sanktuarium. Tylko tam nic ci nie grozi. Od śmierci Ily minął miesiąc. Weź się kurwa w garść!

Dziewczyna, powłócząc nogami, skierowała się w światło kanału. Cały czas bacznie obserwując, czy napastnik nie pojawi się znowu. Wiedziała, że to nastąpi, tego była pewna równie mocno, jak to, że Nexx wkurwi się niemiłosiernie na jej głupotę. Miała na niego poczekać, aż wróci, ale kolejne godziny zamknięcia w tej starej, zniszczonej rezydencji, były ponad siły.
Przez chwilę wyobraziła sobie Nexxa, kiedy odkryje, że zwiała. Zapewne obrzuci ją stekiem wyzwisk, złapie za te swoje cholerne noże i ruszy w pościg. Jego mina będzie, czymś pomiędzy rządzą mordu a totalną irytacją. Parsknęła śmiechem, widząc jego twarz w wyobraźni. Po chwili zgięła się z bólu. Rany brzucha nie sprzyjały radości.

Nagle Lucy poczuła lekkie ukłucie na szyi. Coś jakby zimna igła musnęła jej skórę. Rzuciła okiem na amulet i zamarła. Jeden z kamieni świecił bardzo słabym światłem, a to oznaczało, że dziewczyna miała coraz mniej czasu.

„Ciekawe, czy uda mi się dożyć do moich urodzin" pomyślała.

Potrząsnęła głową, próbując odegnać czarną rozpacz, która niczym potwór, czaiła się na krawędzi uczuć. Towarzyszyła jej od trzydziestu czterech dni i nie wyglądało na to, że miała zamiar odpuścić.

Miesiąc. Trzydzieści dni, wypełnione ucieczką, bólem i poznawaniem tajemnic, które nie miały prawa istnieć.

A wszystko zaczęło się od snu.

Witam was w mojej opowieści. Prolog jest dość krótki, ale taki miał właśnie być.

Mam nadzieję, że się spodoba.

StrażnikWhere stories live. Discover now