Rozdział pierwszy, czyli: Jestem Mary Sue

32 7 14
                                    

        Była prawie ósma. Słońce kończyło swoją wędrówkę, chowając się powoli za górskimi szczytami na zachodzie. Do pożaru zostało czterdzieści siedem godzin.

Oczywiście, gdyby Lucy miała pojęcie, co się stanie, zareagowałaby inaczej. Nie podjęłaby decyzji, które tak bardzo wpłynęły na życie jej i osób jej bliskich. To naturalne. Nikt, kto ma w sobie, choć odrobinę uczuć, nie chciałby patrzeć na płonący budynek, chwiejący się niczym w chorobie. Przeraźliwy krzyk bólu nie wzniósłby się w niebo, a Iliana nadal by żyła.

Niestety, historia ta potoczyła się tak, jak się potoczyła.

Dochodziła ósma, a do pożaru zostało czterdzieści siedem godzin.

***

— Jestem Mary Sue! — powiedziała Lucy. Ton jej głosu krył ogromne pokłady zaskoczenia.

— O czym ty mówisz? — zapytała Iliana, krzywiąc usta w czymś, co miało wyglądać na uśmiech.

Lucy parsknęła śmiechem, widząc minę przyjaciółki. Poprawiła niesforne kosmyki ciemnych włosów, które opadały jej na oczy i odparła.

— Zastanów się: niedawno wybrali mnie na tak zwaną „Królową Balu" — powiedziała, zginając dwa palce w charakterystyczny sposób — Do tego, ugania się za mną najprzystojniejszy chłopak w szkole. Owszem, jest durny jak cholera, ale piękny i bogaty. Na koniec: mieszkam w dużym domu, pod opieką starszego brata, którego ciągle nie ma, ale zostawia swoją kartę kredytową. Mówię ci. Jestem Mary Sue — z emfazą zakończyła dziewczyna, odchylając się na krześle.

Iliana przewróciła oczami. Gdyby nie to, że rozmawiały przez komunikator, Lucy pacnęłaby ją w ramię.

— Znowu utkwiłaś w martwy punkcie?

— Tak, do diabła. Zatrzymałam się na pierwszym dniu w nowej szkole. Moja bohaterka oczywiście stała się już najpopularniejsza w całym liceum. Do tego zhakowała szkolny system, przyznając sobie same najwyższe oceny.

— Nie potrafię cię zrozumieć Luc. Przecież potrafisz świetnie pisać. Po co tworzysz te potworki? — rzuciła dziewczyna z drugiej strony monitora.

— Bo to wesołe! No i mój blog ma znaczniej więcej wejść, niż kiedy pisałam na poważnie.

— Znam cię od ośmiu lat i nadal nie rozumiem — powiedziała Iliana, śmiejąc się — Obiecałaś mi, że skończysz historię miłosną  Rodrigo i Jane! — Dodała, siląc się na poważniejszy ton.

— Pewnie, same imiona głównych bohaterów są kretyńskie, a do tego zabrnęłam w taki gąszcz powiązań, że moje opowiadanie bardziej przypomina telenowelę niż prawdziwą opowieść — rzuciła Lucy, krzywiąc się, jakby zjadła cytrynę.

— Nie obchodzi mnie to. Masz skończyć, bo czytałam ostatni rozdział już chyba ze sto razy i pragnę. Nie! Wymagam więcej. Jeśli do soboty się nie wyrobisz, to przyjdę do ciebie i obetnę te twoje długo kudły.

— Dobra, dobra. Muszę ci się do czegoś przyznać — powiedziała Lucy konspiracyjnym tonem.

— Byłaś z Jackiem, wiedziałam, że w końcu pękniesz! — Ton Iliany wręcz ociekał ironią — A zapierałaś się, że jest dla ciebie za głupi. Wysoki, bardzo przystojny, a do tego ma kupę pieniędzy. Dziwię się, że tak długo wytrzymałaś — rzuciła Iliana, uśmiechając się szeroko.

— Oszalałaś? Nic z tych rzeczy, Nadal się za mną ugania, licząc, że jego kasa i aparycja wystarczą. Chciałam ci tylko powiedzieć, że już dawno skończyłam opowiadanie o Rodrigo. Po prostu się z tobą droczyłam, bo lubię patrzeć, jak się ślinisz — powiedziała Lucy, a po chwili wybuchła śmiechem, wiedząc minę przyjaciółki — Ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś podłą materialistką? — dodała, łapiąc oddech.

StrażnikDonde viven las historias. Descúbrelo ahora