12

103 10 3
                                    

Daisy

Opłukałam twarz wodą i wyszłam z łazienki.

Po rozmowie z Czarnym Kotem nie czułam się jakoś najlepiej. Było mi go strasznie żal. Sama bym nie wiedziała co miałabym zrobić w jego sytuacji. Nie chciałam powiedzeć mu żeby przestał walczyć o swoją miłość, ale nie mogę na to nic poradzić. Może faktycznie nie są dla siebie stworzeni, jeżeli Biedronka nie odwzajemnia jego uczuć.

-Daisy nie martw się tym tak.- Małe stworzonko podleciało do mnie.- Przecież sam powiedział, że nic z tego nie będzie.

-Wiem, ale mimo tego jest mi go strasznie szkoda. Nie wyobrażałabym znaleść się na jego miejscu.

-Nie zawracaj sobie tym głowy. Chodźmy już lepiej, bo się spóźnisz.- Stworzonko się do mnie uśmiechnęło.

Zeszłam na dół, gdzie zobaczyłam rodziców.

-Dobra ja będę już lecieć do szkoły. Pa.- Powiedziałam i pocałowałam ich w policzki.

-Miłego dnia!- Krzyknęła mama, gdy znajdowałam się przy drzwiach. Wyszłam z domu i pokierowałam się prosto w stronę szkoły.

Szłam ciągle myśląc o naszej porannej rozmowie. Czemu jest mi tak strasznie głupio? Przecież sam mi podziękował. Podziękował za zniechęcenie go do swojej miłości. Co ja narobiłam?

Przechodziłam przez pasy, nagle zauważyłam jadący prosto na mnie samochód. Od uderzenia dzieliły mnie dosłownie milimetry, gdy nagle coś, a raczej ktoś zepchnął mnie na chodnik. Czułam jak moje ciało przechodzi dreszcz. Zdezorientowana zobaczyłam, że okratkiem leży na mnie Czarny Kot. Chłopak wstał i pomógł mi wstać.

-Wszystko dobrze?- Spojrzał na mnie.- O czym tak myślałaś, że nie zauważyłaś pędzącego prosto na ciebie auta?

-O niczym ważnym.- Skłamałam. No chyba nie powiem mu, że myślałam o naszej rozmowie.

-Jakoś nie chcę mi się w to wierzyć. Widzę, że jesteś przygnębiona. Coś się stało?- Zapytał z troską.

-Nie, po prostu źle spałam.- No to nie było po części kłamstwem, bo faktycznie się nie wyspałam, przez atak akumy.

-Rozumiem.- Podał mi torbę, która upadła na chodnik w chwili mojego upadku.- Muszę już. Uważaj na siebie!- Krzyknął na odchodnym.

Po dojściu do siebie powolnym krokiem poszłam do szkoły.

Byłam pod klasą równo z dzwonkiem. Mamy teraz Francuzki z naszą wychowawczynią- Panią Bustier. Weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce obok Nathanael'a.

-Cześć.- Przywitał mnie promiennym uśmiechem.

-Hej.- Próbowałam to odwzajemnić, ale wyszedł z tego raczej grymas.

Do klasy weszła nauczycielka.

-Witajcie, kochani! Zanim zaczniemy lekcje, chciałabym was poinformować o imprezie. Jak pamiętacie, trzy tygodnie temu przeprowadziliśmy ankietę, w której mogliście oddać swój głos, na temat tego jaka będzie tematyka imprezy.- Aha, to wyjaśnia czemu nic nie wiem. Jeszcze wtedy mnie nie było.- Zdecydowanie przeważyły głosy o tematyce bohaterów i złoczyńców.- Zaniemówiłam.- Musicie wybrać sobie jednego bohatera, albo złoczyńce i się za niego przebrać. Będzie to coś w rodzaju karnawału, ale trochę inaczej, ponieważ nie będzie masek.- odetchnęłam z ulgą.- Impreza odbędzie się w ten piątek o 17:00, dlatego tego dnia nie będzie lekcji, by przygotować sale. Rodzice Marinette zajmą się bufetem. Właśnie, Marinette podziękuj rodzicom. Dobrze, a teraz przechodzimy do lekcji...

\\\\\\\\\\

-Hej, Daisy!- Alya złapała mnie za ramię.

-Tak?

-Idziemy z Marinette do centrum. Idziesz z nami?

-Do centrum? Po co?- Zapytałam.

-A podobno to ja nic nigdy nie pamiętam.- Wywróciła oczami.- Impreza. Coś ci to mówi?

-Aha. Przepraszam Alya, ale jeszcze nie do końca wiem za kogo się przebrać.

-Ok, ale jak zmienisz zdanie, dzwoń.

-Jasne, dzięki.- Uśmiechnęłam się.- To na razie.- Powiedziałam i odeszłam.

Kiedy wyszłam z budynku wyciągnęłam telefon i go odblokowałam. Dostałam wiadomość od mamy o tym, że nie ma ich w domu i, żebym zjadła coś na mieście. Zaczyna mnie trochę niepokoić to, że rodzice są tak bardzo zajęci pracą. Od kąd się tutaj wprowadziliśmy nasze konwersacje ograniczają się do zwykłego "cześć", "jak się spało", "smacznego", "miłego dnia".  Rozumiem, że muszą ciężko pracować, przy reżyserii i takich tam, ale nie samą pracą człowiek żyje. Ah, no tak nie powiedziałam wam, czym zajmują się moi rodzice. Otóż moja mama zajmuje się projektowaniem stroi dla aktorów filmowych, a tata ma niedługo zostać reżyserem. Z tego co wiem tata startuje do awansu. Więc możliwe, że już niedługo nazwisko "Gray" będzie jednym z najpopularniejszych w Paryżu. Jednak wolałabym spędzać więcej czasu z moimi rodzicami, niż być tą "sławną". Zabawne. Niedawno nie mieliśmy za co żyć, a teraz możliwe, że będziemy popularną rodziną. 

Prychnęłam w myślach. Nagle uświadomiłam sobie, że przecież niedaleko jest piekarnia rodziców Mari. Ruszyłam w tamtą stronę, a kiedy już byłam pod nią weszłam do środka.

-Dzień dobry, ciociu.- Powiedziałam widząc ciocię Sabine za ladą.

-Cześć, Daisy! Co cię do nas sprowadza?- Zapytała i uśmiechnęła się ciepło.

-Muszę sobie coś kupić, bo rodziców nie ma w domu. Znowu.- Lekko spochmurniałam

-Zrozum ich. Przecież wiesz, że mieliście ciężką sytuacje w rodzinie, a teraz próbują więcej do czegoś takiego nie dopuścić.

-Ale co to wszystko ma wspólnego z pracą?- Spytałam.

-Daisy, pytasz się jakbyś była małą dziewczynką.- Ciocia zaśmiała się, podeszła do mnie i mnie przytuliła.- Może zostaniesz na obiad? 

-Podziękuję, ciociu.

-Marinette mówiła, że idą z Alyą do centrum. Czemu z nimi nie idziesz?

-Nie mam za bardzo ochoty.- Ciocia podeszła do półki z najróżniejszym pieczywem i w papierową torebkę zpakowała cztery croissanty z czekoladą. Podeszła do mnie i podała mi torebkę. Już wyciągałam portfel, żeby zapłacić.-Nic nie wyciągaj. Potraktuj to jako prezent na poprawę humoru.- Znowu się uśmiechnęła.

-Przestań, ciociu. Ile płacę?

-Dokładnie nic. A teraz zmykaj do domu odrobić lekcje!

-Ale...- Przerwała mi.

-Żadne "ale"!Już!- Dosłownie wypchnęła mnie z piekarni.- Zajrzyj do nas niedługo!- Powiedziała i zamknęła drzwi.



Miraculum: Nowi BohaterowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz