26/01/19

324 47 35
                                    

Park Chanyeol

- Chanyeol, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

- Mam złe przeczucia.

- Po prostu je zignoruj. 

- A jeśli zginiemy? - Zapytał mój rozmówca, na co westchnąłem i spojrzałem w jego stronę. Baekhyun siedział tuż obok mnie, z dłonią szczelnie oplecioną wokół mojego ramienia. Uśmiechnąłem się lekko, po czym poprawiłem jego brązową grzywkę i ostrożnie pogłaskałem odrobinę zaróżowiony policzek. Miałem nadzieję, że nieco go to uspokoi, ale szeroko otwarte w przerażeniu oczy wciąż wpatrywały się prosto we mnie, wyczekując odpowiedzi.

- Nie bój się, Baekkie. Obiecuję ci, że wylądujemy bezpiecznie w Tajlandii. - Zapewniłem pozwalając mu, aby wtulił się odrobinę w moje ciało. Nie przeszkadzało mi to, w końcu uwielbiałem czuć go obok.

- Chan, ale przecież nie znasz przyszłości. Nie możesz mi tego obiecać. - Powiedział kilka sekund przed tym jak samolot zaczął wbijać się w powietrze. Widząc łzy w oczach mojego chłopaka, nic nie mówiąc ułożyłem dłoń na tyle jego głowy i delikatnie ją pogładziłem. Jego twarz zniknęła w materiale mojej bluzy. - Nie dam rady, wracajmy do domu. - Rzucił po chwili. 

- Nie możemy kazać im lądować. - Odparłem. 

Przez dłuższy moment panowała między nami cisza. Słyszałem, że siedzący za nami Sehun zaczyna rozmawiać z Jonginem. Przed nami pojawiły się oczy Minseoka, który próbował zajrzeć do tyłu przez szparę między fotelami. Zaraz jednak Jongdae zapytał go o coś powodując, że chcąc czy nie musiał wrócić do odpowiedniej pozycji. 

- W porządku? - Zapytałem nieco zmartwiony. Samolot ustabilizował już lot, ale Baekhyun wciąż nie uniósł twarzy. Jedyną oznaką tego, że usłyszał moje pytanie była jego odpowiedź w formie pokręcenia głową. - Wiesz, samoloty to najbezpieczniejsza forma podróżowania. Wynika to z rzetelnie prowadzonych danych. Prędzej doświadczysz wypadu na jednej z ulic naszego miasta niż w samolocie. 

- To nie brzmi pocieszająco. - Skomentował Jongin, na co westchnąłem. Chciałem tylko pomóc. - Baek, naprawdę nie masz się czego bać. Nie zginiesz ani tu, ani u nas. Obiecałem ci przecież, że oprowadzę cię po Bangkoku. 

- Poza tym wciąż nie wybraliśmy koloru wiodącego w salonie. - Wtrącił Sehun. - Jesteś nam do tego zbyt potrzebny, aby umrzeć. 

- Jesteście beznadziejni. - Zaśmiał się Minseok, spoglądając w naszym kierunku. Kilkoro innych pasażerów również kierowało na nas swoje spojrzenia. Było to nieco krępujące. - Baekkie, skarbie. - Rzucił obracając się bardziej w kierunku mojego chłopaka. - Wziąłeś tę różową piżamę? - Zapytał na co zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem co wspólnego miał jego pytanie z aktualnym stanem mojego partnera. Byun delikatnie przytaknął, na co starszy uśmiechnął się lekko i westchnął niemal teatralnie. - To źle, ja swojej zapomniałem. - Przez chwilę nie otrzymał żadnej reakcji. Kiedy pomyślałem, że zostanie zignorowany, Baekhyun zacisnął dłoń na skrawku mojej bluzy i odciągnął od niej twarz.

- Co zrobiłeś?

- To z pośpiechu.

 - Mieliśmy mieć takie same. - Oświadczył wyraźnie rozczarowany. Minseok wzruszył ramionami, wpatrując się w mojego chłopaka, który nieco bardziej się odsunął. - Przecież po to je kupiliśmy. 

- Wiem, ale nie wydaje mi się, że ją spakowałem.

- O czym mówicie? - Wtrącił Sehun marszcząc brwi. Wyglądał nieco groźnie zważywszy na to jak wyraźnie zarysowane były. Wszyscy jednak wiedzieliśmy, że jego wygląd nijak ma się do osobowości. 

Miracles in December 2 |ChanBaek|Where stories live. Discover now