18. Dzień szósty

1.6K 227 10
                                    

Po wymienieniu pierwszego "kocham cię" spędzili cały dzień razem, więc Charlie nie wróciła do domu wcześnie, a uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Nie mogła doczekać się następnego dnia, ale równocześnie wiedziała, że jej wspólny czas z Michaelem uciekał.

Nienawidziła planowania całego harmonogramu na tydzień tylko po to, żeby ona i Michael mieli wystarczająco dużo czasu. Byłoby znacznie lepiej, gdyby było to spontaniczne, więc zamierzała właśnie tak to rozegrać.

Wykonała kilka telefonów, a później położyła się do łóżka w ubraniach, ponieważ była zbyt leniwa, żeby przejąć się przebieraniem.

Głośne pukanie do jej drzwi obudziło ją, więc zeszła po schodach i otworzyła drzwi, które ukazały jej Michaela, który wyglądał na bardzo sfrustrowanego.

- Cholera, Char, następnym razem otwórz za pierwszym razem gdy zapukam, okej? - powiedział, skrzywiając się na nią, a dziewczyna uniosła na niego brwi, czekając na wyjaśnienie. - Gdy nie otworzyłaś pomyślałem, że coś mogło się stać.

- Nie przesadzasz? Tak myślę. I tak, coś się stało. Męczysz mnie tym całym gównem, które zaplanowałeś - rzekła Charlie, a on przytaknął głową, żeby wyglądało to, jakby jej słuchał, ale dziewczyna wiedziała, że go to nie obchodziło.

Spojrzała na siebie w lustrze, które wisiało na ścianie blisko telewizora i skrzywiła się na swoje własne odbicie.

- Boże, jak ja wyglądam rano? - Charlie wykrztusiła do siebie, kompletnie zniesmaczona swoim stanem.

- Zawsze wyglądasz pieknie, więc nie mów tak, okej? - odpowiedział jej, a ona znowu się skrzywiła.

- Wiem, że kłamiesz, ale dziękuję.

 - Nie ma za co - Michael nie kłócił się z nią prawdopodobnie dlatego, że wiedział, że ona i tak wygra, ale Charlie to nie obchodziło, więc i tak policzyła to jako swoją wygraną.

Wzięła szybki prysznic podczas, gdy chłopak chodził po mieszkaniu i oglądał wszystkie jej zdjęcia z dzieciństwa, niektórym robiąc zdjęcia swoim telefonem, żeby później dodać je na instagrama i twittera, a może nawet na facebooka, jeśli coś go do tego popchnie.

Clifford spojrzał na schody, gdy usłyszał schodzącą po nich dziewczynę i zaczął śmiać się na jej widok.

- Co ty masz na sobie? - zachichotał, podchodząc do niej i wskazując na foliowy kombinezon, a ona rzuciła mu taki sam.

- Lepiej też go włóż, inaczej będziesz miał farbę wszędzie - powiedziała mu, więc wykonał jej polecenie.

- Farbę?

Charlie wzięła jego rękę i poprowadziła na schody do piwnicy, a po chwili kazała mu upewnić się, że kombinezon był założony poprawnie.

- Czekaj, nie zabijasz nikogo, prawda? I ta "farba", o której wspominałaś nie jest właściwie krwią? - zapytał sarkastycznie, a ona uderzyło go  figlarnie w klatkę piersiową.

- Nie jestem Dexterem Morganem, na Boga, ale jeśli chcesz, to mogę zabić ciebie, bo jak widzę masz do wszystkiego jakiś problem.

- Nie, dzięki, wolę dalej oddychać. Prowadź, panno Temple.

Charlie otworzyła drzwi i poprowadziła w dół do piwnicy, gdzie piosenka Arctic Monkeys wydobywała się ze starego radia ostrożnie postawionego na schodach.

Ktoś nucił i wtedy Michael podniósł wzrok, żeby zobaczyć starszą wersję Charlie, stojącą przed nim. Mama Charlie. Dziewczyna była kopią swojej matki - obie były piękne i chłopak definitywnie mógł zobaczyć po kim Char odziedziczyła urodę.

- Ah, musisz być Michael? Dużo o tobie słyszałam - oznajmiła kobieta, a Clifford wymamrotał ciche "cześć", bardziej niezręcznie niż kiedykolwiek. - Jestem mamą Charlie, ale jestem pewna, że jesteś wystarczająco mądry, żeby się domyślić. Tak na marginesie - możesz nazywać mnie Amie.

- To cudownie cię poznać, Amie - w końcu przemówił, gdy młodsza ścisnęła jego dłoń, chcąc przekazać mu trochę duchowego wsparcia.

- Ciebie też Michael, ciebie też.

Charlie chwyciła go za ramiona, odsuwając do tyłu, żeby mogli oglądać Amie podczas pracy. Char miała na twarzy wielki uśmiech, więc wziął to za dobry znak.

Kobieta chwyciła strzałkę z pokrytego folią stolika do kawy, który stał przed nią i rzuciła to na ogromne płótno, rozbijając czerwony balon, który wybuchnął pomarańczową farbą, rozpryskując ją na całe płótno.

- Dawajcie, nie będę robić tego sama, bierzcie strzałki i szalejcie - zachęciła ich, więc chwycili po jednej, wycelowali i zaczęli rozbijać kolejne balony.

Śmiech wypełniał piwnicę, podczas gdy Michael poznawał Amie i zbliżał się do Charlie jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe.

- Dobra, dzieciaki, mam dość, zróbcie sobie przerwę lub kontynuujcie, czy co tam sobie chcecie. Powinniśmy zobaczyć się później - rzekła kobieta, zdejmując swój kombinezon i skierowała się do wyjścia.

W momencie, gdy Amie opuściła piwnicę, chłopak upuścił strzałkę, którą trzymał, usiadł na podłodzę i popatrzył na bałagan, który powstał.

- Jaki jest powód tego wszystkiego? - zapytał.

- Moja mama jest artystką, robi to z płótnami, zanim zacznie szkicować właściwe rysunki - wytłumaczyła, stojąc obok niego i chwyciła jego dłoń w swoją.

- Czemu to robi?

- Świat potrzebuje więcej kolorów, kolory wywołują szczęście, to wywołuje, że jest szczęśliwa, więc ja też jestem.

- Jesteś z niej dumna.

- Oczywiście, że jestem. Jest moją matkę i jest w tym świetna.

- Widzę. Co z tą przerwą? - zapytał, a ona przytaknęła w odpowiedzi.

Stali chwilę w ciszy, zanim oboje zdjęli ichkombinezony i wrócili na górę. Usiedli na sofie, a w tle leciał film, gdy się przytulali.

Oboje definitywnie będą za tym tęsknili, gdy Michael wyjedzie.

The Sims - Michael Clifford TŁUMACZENIE PLWhere stories live. Discover now