A long way from the playground | 08

898 182 57
                                    


— Oh, ile mam jeszcze na ciebie czekać?! — Detektyw stuknął w biurko pustym kubkiem od wypitej kilka minut wcześniej kawy.

Od rana ich biuro pękało w szwach przez nadchodzące zlecenia, część agentów już dawno działała w terenie, a ten ślamazara guzdrał się bardziej niż jego matka w drogerii przy wyborze lakieru do paznokci. Naprawdę zastanawiał się dlaczego go jeszcze trzymał, bo o gorszego pracownika nie było, co liczyć. Chyba tylko ze względu na to, że był biednym studentem, a on miał za miękkie serce na zwalnianie ludzi z pracy.

Chłopak przyniósł mu do biura wskazaną wcześniej teczkę i już miał odejść, ale zlękł się na doniosły głos bruneta. Chyba dużo bardziej wolał, gdy pękał ze śmiechu, opowiadając swoje suche jak dłonie Suho kawały.

— Co to ma być? Prosiłem cię o akt małżeństwa, za minutę zjawi się tu mój klient!

— Ale w teczce niczego więcej nie było. Znalazłem tylko tę umowę — wytłumaczył, schylając głowę.

Żeby w ich biurze pracować trzeba było być nie tylko detektywem, ale i dobrym wzrokowcem od wynajdowania pochowanych po szafkach dokumentów, a na tygodniu zbierało się ich tak dużo, że bez problemu mogliby zapełnić nimi cały pokój, a mistrzowie pranków pękaliby z zazdrości.

— Dziwne, byłem pewien, że mi się podpisywali.— Jin podrapał się po brodzie, zerkając w umowę swoich przyjaciół. Mógł przysiąc, że nawet pożyczał im swój długopis. Z drugiej strony, był tak zajęty lataniem do urzędu i załatwianiem spraw dla stryjecznej ciotki swojej przyrodniej siostry, że mogło wypaść mu z głowy. Skleroza przecież nie bolała.

Pomyłka też nie.

Gorąco napłynęło do niego że zdwojoną siłą, gdy zdał sobie sprawę z tego, że dostarczył nie ten dokument, co trzeba, aż ze zdenerwowania musiał poluzować krawat.

— Mamy problem, Sehun. Mamy bardzo poważny problem.

...

Starszy mężczyzna, na oko tuż po sześćdziesiątce, z siwiejącą kępką włosów i kraciastą marynarką, siedział przy biurku w urzędzie miasta i głośno siorbał swoją malinową herbatkę.

Jin siedział naprzeciwko niego co chwila poprawiając się na zapadającym, skórzanym fotelu, zerkając na sosnowe szafki i zawieszony na ścianie duplikat "Słoneczników" Vincenta Van Gogha. Czekał cierpliwie, aż mężczyzna dokończy pisanie czegoś na komputerze, co przychodziło mu z prędkością równą do internetu Explorer, a gdy w końcu mu się to udało, odsunął klawiaturę i przełożył okulary za uszy, przyglądając mu się w wyczekiwaniu.

— Proszę mówić.

— Bo widzi pan jest taka sprawa, że moi przyjaciele tydzień temu zawarli tutaj ślub. Ale ten ślub to taka nieprzemyślana sprawa. Ja od początku powtarzałem im, żeby tego nie robili, ale uparli się i teraz bardzo żałują, że go wzięli.

— Nie rozumiem?

— Czy nie udałoby się panu unieważnić tego papierku? Tak, żeby nikt się o niczym nie dowiedział. Zależy im na dyskrecji. — Splótł palce na kolanach, zerkając z nadzieją na starszego mężczyznę.

— Mam udzielić rozwodu tygodniowemu małżeństwu? Oszalał pan! My nie jesteśmy pierwszy lepszy urząd, co udziela ślubu ludziom z ulicy. Niektórzy czekają pół roku, żeby się do nas zapisać. Powtarzam, zapisać.

— Więc dlaczego wzięli go od ręki?

— A takich informacji to już nie mogę udzielać. Każda para jest inna, najwyraźniej państwo Min mieli szczęście. — Na określenie "Min" serce bruneta drgnęło z nerwów.

— Myślę, że to nie było szczęście, tylko nieuwaga jednego z pracowników.

— Sugeruje mi pan, że źle wypełniam swoje obowiązki? — Urzędnik poprawił się na swoim miejscu, a chłopak mógł wyczuć niechętny ton jego głosu. Jeśli chciał to ugrać, musiał uważnie dobierać swe słowa.

— Nie, nie. Sugeruję tylko... Delikatnie zaznaczam, że nastąpiła pomyłka i mój przyjaciel nie brał żadnego ślubu.

— Więc jak wyjaśni pan te podpisy? — Wskazał na zawarty akt małżeństwa.

— Faktycznie, należą do nich. Ale to wszystko wynik nieporozumienia. Oni nie byli świadomi zawarcia swojego małżeństwa!

— Nikt nie jest tego do końca świadom, panie Kim. To normalne, że człowiek ma wątpliwości co do własnego życia i odczuwa stres postawiony w nowej sytuacji, ale wszystko to da się rozwiązać. I właśnie dlatego ludzie podejmują się małżeństwa. By pielęgnować ich miłość, rozwijać się, przechodzić przez ten proces, wkładając w to swój czas i serce. Myślisz pan, że ja się ze swoją żoną nie kłócę? Każdemu jest ciężko, ale żyje się dalej. My to już trzydzieści lat jesteśmy razem!

— Wątpię, że oni włożą w to cokolwiek prócz nienawiści.

— A może to pan jest zazdrosny i dostrzega we wszystkim problem? Jakoś nie widzę, żeby para zwróciła się do mnie osobiście. Czyli jak widać są szczęśliwi z podjętych w swoim życiu zmian.

— Słucham?! To niedorzeczność! Przyszedłem tutaj, bo zdarzył się wypadek i chcę to wszystko jakoś odkręcić! — Uniósł się, bo co jak co, nie miałby śmiałości wtrącać się w związek swoich przyjaciół. Ale z uwagi na taką, a nie inną sytuację nie miał wyboru. 

— Proszę pana, gdyby ja miał codziennie zajmować się takimi sprawami i cofać wszystkie śluby, to zbrakłoby mi czasu na życie! Każde małżeństwo przechodzi kryzys, ale sztuką jest nauczyć się go zwalczać. Wie pan czym jest pójście na kompromis?

— Ci ludzie nie są zdolni do żadnych kompromisów! Nie wytrzymają minuty w swoim towarzystwie. Ja po prostu martwię się o ich zdrowie.

— W tej sytuacji jedyne co bym radził, to zapisanie się na terapię małżeńską, bo my zwrotów nie przejmujemy. No chyba, że chce pan koniecznie pojawić się w sądzie za naruszenie prawa.

Mężczyzna nie musiał powtarzać dwa razy, bo brunet automatycznie poderwał się z miejsca. Tylko tego mu brakowało, żeby wciągnął się w długi i miał na pieńku z prawem.

— To ja już pójdę! Dziękuję, że zechciał pan ze mną porozmawiać. Najlepiej będzie, jeśli zapomnimy o całej sprawie, do widzenia!

Zamknął za sobą drzwi i wyszedł na korytarz, gdzie czekał jego pomocnik. Gdy chłopak podszedł bliżej, oparł ramię na jego ramieniu, a dłonią przytrzymał się za czoło.

— Oh, Sehun... Przecież oni mnie zabiją. Ciebie pierwszego, bo staniesz w mojej obronie, ale że takie z ciebie chucherko, to i ja padnę trupem!

— Nie dało się nic załatwić?

— A myślisz, że jakby się dało, to dalej bym się martwił? Nic a nic, finito, jesteśmy skończeni! — Wymachiwał rękami, kierując się do wyjścia.

— Szefie, to może zostawimy ich małżeństwo w spokoju? Niech zostaną razem — zaproponował Sehun. No bo kto inny mógł wpaść na równie głupi pomysł?

— I mam pozwolić, żeby rozszarpali się na strzępy z mojego powodu?

— A gdybyśmy tak załatwili to od drugiej strony? Tak jak kiedyś pana Parka z Byun'em. Namiesza się trochę, zaiskrzy i będzie dobrze!

Jin milczał przez dłuższą chwilę. W przeszłości miał już pewne doświadczenie w swataniu ludzi, a Jimin wcale nie był złym kandydatem dla Yoongiego. Gorzej, że nie miał pojęcia jak przekonać do tego wszystkiego swojego przyjaciela, ale niemożliwe staje się możliwe.

— No, powiem ci, że teraz to mi zaimponowałeś! Może podwyżka nie byłaby głupim planem... Ale najpierw zdobądź dostęp do ich numerów telefonów. Rozpoczynamy nową sprawę!

...

rozdział z Jinem po prostu musiał się tutaj pojawić xx

Promise | yoonmin ✔️Where stories live. Discover now