Część 1 Vanesa

42 1 0
                                    

Urodziłam się 31 października u schyłku XX wieku. Od tego czasu minęło kilkanaście lat, a dokładnie 6575 dni. Od początku moich dni zostałam naznaczona pechem, nieszczęściem, złem bądź jak wszystkim innym, co może zostać nazywane zła pasą. Zwykli ludzie, którzy znali mnie od dawna nadali mi miano Przeklętej. Od dawna towarzyszy mi to przezwisko. A wszystko to zaczęło się od pewnego pechowego dnia...

Był to dzień, zwykły, taki jak zawsze, a dokładnie moje urodziny, które wypadają w Halloween. Zbudziły mnie ze snu wpadające przez zmęczoną życiem żaluzję promienie słoneczne. Przetarłam zaspane oczy, od zarwanej nocy nauką, na sprawdzian z chemii.

-Vanesa wstawaj! - wołała mama z kuchni.

-Chwila już. -odpowiedziałam zmęczonym głosem.

Chciałam już zacząć się podnosić, ale moje powieki postanowiły odmówić posłuszeństwa jeszcze przez kolejne 5 minut. Mama nie dawała za wygraną.

-Vanesa wstajesz czy nie? Za chwilę spóźnisz się do szkoły!

-Która godzina?

-Za piętnaście ósma.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu cyfry znajdujące się na nim swoim kształtem przypominały piktogramy, nie dało sie zaprzeczyć, że te rozmazane symbole faktycznie wskazują 7:45.

Boże jak to się mogło stać?

Energicznie jak na osobę, która prawie nie zmrużyła oka, podniosłam się z łóżka, z którego zwykle było tak trudno wstać. Poruszałam sie chwiejnymi krokami w stronę biurka zawalonego książkami, zrzuciłam wszystko, co na nim leżało do środka plecaka, po czym zbiegłam w dół do kuchni. Przy stole siedziała już moja młodsza siostra April, dzieliło nas 5 lat różnicy. Ludzie zawsze nam mówili, że jesteśmy bardzo podobne do siebie. Moim zdaniem wcale tak nie było, jedyną wspólną cechą, która nas łączyła była nasza matka.

Podeszłam do stołu poczym zgarnęłam ostatnią kanapkę leżącą na talerzu, którą nadzwyczajnie w świecie April miała ochotę pochłonąć.

-Ej, co ty robisz, ja chciałam to zjeść!

-Kto pierwszy ten lepszy.

Chciałam szybko wyjść z domu by uniknąć rytuału kłótni z mama. Większość naszych malutkich nieporozumień była spowodowana tym, że ona się "kochała" wtrącać się do mojego życia. Od drzwi frontowych dzieliło mnie tylko kilka kroków.

-Młoda panno gdzie ty się wybierasz w takim stroju?!

-Do szkoły, nie widać przecież? -znowu się zaczęło, czy ona nie rozumiała, że za 15 minut zaczynają sie na lekcje.

-Skończ pyskować, tylko natychmiast załóż kurtkę oraz czapkę, czy ty nie widzisz jak zimno jest dziś na dworze?

Zrobiłam tak jak kazała "królowa domu" włożyłam, więc kurtkę moro oraz pechowa różowa czapkę, która towarzyszy mi prawie od zawsze. Otworzyłam szeroko drzwi poczym wyszłam. Zawiał wiatr, dało sie odczuć nadchodzące zimno. Oślepiło mnie słońce, do którego jakoś nigdy nie zdołałam się przyzwyczaić, ponieważ jak to większość ludzi w moim wieku za bardzo lubimy przesiadywać w ciemnościach. Ja także w ten sposób spędzałam większość mojego życia, ucząc się przy biurku bądź przesiadując w szkolnych murach.

Zawsze podczas drogi do szkoły, kiedy schodziłam w dół ulicą Fredriks'a, mijałam kwiaciarnie "Kwiatowa Esencja". Prowadziła ja miła starsza pani Dradsen. Kobieta była wdową, kiedyś wraz z mężem z zapałem prowadzili sklep. Pan Dradsen odszedł 10 lat temu. Wszystkie osoby mieszkające w okolicy ulicy Fredriks'a bardzo dotknęła strata tak pociesznej osoby. Nie było człowieka, który nie kochał pana Dradsen'a, najbardziej lgnęły do niego małe dzieci. Zawsze miał przy sobie sakiewkę z cukierkami, którymi obdarowywał każdą napotkaną osobę, przechodzącą obok kwiaciarni.

VanesaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora