Rozdział 2

994 85 12
                                    

Nigdy nie miałam problemów z lataniem samolotami. Nie przeszkadzali mi nawet najnieznośniejsi pasażerowie, ale ten lot był najgorszy. Wysłuchiwanie Allison na temat rzeczy, które mnie nie interesowały oraz jej głupie sugestie dotyczące Michaela, który siedział dosłownie obok, sprawiały, że irytowałam się coraz bardziej. Moore miała szczęście, że siedziała za nami oraz że znajdowaliśmy się na pokładzie samolotu, inaczej wydrapałabym jej oczy moimi paznokciami.

Gdy dolecieliśmy do Fiumicino, jako pierwsza rzuciłam się do wyjścia. Musiałam ochłonąć trochę, w końcu przez te 10 godzin nasłuchałam się głupot blondynki. Parę minut później dołączyła do mnie reszta. Jones wydawał się zdystansowany, co mnie akurat nie zaskoczyło. Sama wolałabym nie przechodzić przez tak niezręczne sytuacje. Allison zachowywała się za to, jakby nic się nie stało, a Glynn posłał mi tylko przepraszający uśmiech.

Jeśli tak mają wyglądać następne dwa tygodnie, to ja chyba już kupię powrotny bilet.

Odebraliśmy bagaże i opuściliśmy portu lotniczego. Na całe szczęście nie musieliśmy łapać taksówki, już wcześniej Richard oraz Allison pomyśleli o załatwieniu bezpośredniego transferu pod hotel.

- Na całe szczęście udało nam się załadować na jeden samochód. - skomentowała Moore, gdy chłopcy pakowali walizki do bagażnika. - Wiesz ile taki wynajem i przewóz kosztuje? Masakra.

- Domyślam się. - mruknęłam. - Dobrze, że nie wzięłaś całego swojego dobytku tak jak ostatnim razem. - poklepałam ją po ramieniu, przywołując wspomnienie z czwartego lipca zeszłego roku. W kilkoro osób, jak większość mieszkańców miasta, wyjechaliśmy poza, aby spędzić ten czas w spokoju. To był wyjazd na dwa dni, więc wystarczyło spakować się do jednej, niewielkiej torby. Allison przekonana była jednak, że to jej nie wystarczy i wzięła ogromną walizkę wypełnioną ubraniami, kuferek z kosmetykami oraz inne, mniejsze torby z żywnością na drogę (pominę fakt, że droga do domku, w którym mieliśmy imprezę trwała dwie godziny).

- Ale zabawne. - uśmiechnęła się sztucznie, krzyżując ramiona na piersi. - Richie mnie pilnował. Mówił, że jak wezmę coś dodatkowo bez jego wiedzy, to wyrzuci mi to do najbliższego kosza na lotnisku. - dodała z nutką rozbawienia.

- I dobrze by zrobił. - parsknęłam i zajęłam miejsce na tylnych siedzeniach samochodu. Po chwili cała reszta także się znalazła w środku i ruszyliśmy do naszego celu.

- Pamiętajcie, docieramy na miejsce, kwaterujemy się, zostawiamy rzeczy i idziemy na miasto. - instruowała Allison. Wywróciłam oczami, mając powoli dość jej narzucania. Po co ja się zgodziłam na ten wyjazd?

- Ally, przestań już. - mruknął Richard. - Powinniśmy odpocząć w pierwszej kolejności.

Wraz z Michaelem przytaknęliśmy Richardowi. Allison mruknęła niezadowolona z tego, że nie chcieliśmy się zgodzić na jej plan.

Przymknęłam oczy z nadzieją, że uda mi się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Znając Allison, nie odpuści tego wieczora i na bank wyciągnie nas gdzieś na imprezę. Pewnie już wyszukiwała kluby znajdujące się blisko naszego hotelu.

- Jeśli chcesz przespać się, to możesz oprzeć głowę o moje ramię. - zaoferował Michael, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam ten gest i skinęłam głową, przyjmując jego propozycję.
Ułożyłam głowę na jego ramieniu i z powrotem zamknęłam oczy, oddając się powoli w objęcia Morfeusza.

- Luna! - pukanie do moich drzwi nie ustawało. Westchnęłam cicho, gdy rozpoznałam głos zza drzwi. Wstałam z łóżka i ruszyłam do wyjścia, aby wpuścić do środka przyjaciółkę.

- Czego chcesz? - spytałam, gdy od razu ujrzałam jej rozpromienioną twarz.

- Już na wstępie taka nieprzyjemna. - fuknęła, wchodząc do środka. Zatrzasnęłam drzwi za nią i odwróciłam się na pięcie, drepcząc za nią, aż do kanapy.

- Ally, naprawdę nie mam siły dzisiaj nigdzie iść. - jęknęłam, domyślając się po co do mnie przyszła. Blondynka wywróciła oczami na moje jęki i potrząsnęła głową.

- Boże, dziewczyno, w tobie nie ma krzty życia. Dawaj, napijemy się, chociaż za to, że jesteśmy tu, w tym niesamowitym mieście. - próbowała marnie mnie przekonać. Poprawiła na sobie swoją błyszczącą sukienkę, a włosy zarzuciła na lewe ramię.

- I odstawiłaś się tak tylko na piwo? - uniosłam brwi. - A co sądzi na ten temat Richard?

- Ponarzekał chwilę, ale pozwolił mi iść, jeśli tylko pójdziesz ze mną. - prychnęła z rozbawieniem. - Uroczy jest, myśli, że ma prawo mówić mi, co mogę robić, a co nie.

- Martwi się o ciebie, dobrze o tym wiesz. - mruknęłam. Zazdrościłam jej Richarda. Był miłym, troskliwym i kochanym facetem, ale Allison czasem była zaślepiona swoimi własnymi ideałami, że nie widziała tego, jaki tak naprawdę ma skarb.

Hipokrytka.

- Nie jestem w ogóle gotowa. - odkaszlnęłam i podniosłam się z miejsca. - Widzisz? Jestem w piżamie.

- Kochanie, wystarczy pół godziny. - Moore chwyciła dłońmi moje oba policzki i delikatnie za nie pociągnęła. - I będziesz wyglądać w miarę dobrze.

Wywróciłam oczami po raz kolejny, ale przytaknęłam głową, pozwalając Allison robić to, co chce.

•••

Robię przeskoki w czasie, bo wiem, że Was raczej nie interesuje to, co robili, jak dotarli do hotelu 😂😂
Ogólnie początkowe rozdziały są jak na razie krótkie, bo nie chce rozpisywać się o mało istotnych rzeczach, tylko później to robić 😂

I jak myślicie - w którym rozdziale pojawi się Matteo? Strzelajcie. 😏

Miłej niedzieli, buźki x

𝐍𝐈𝐄 𝐏𝐎𝐙𝐖Ó𝐋 𝐌𝐈 𝐎𝐃𝐄𝐉ŚĆ ─ 𝐥𝐮𝐭𝐭𝐞𝐨 [𝟐]Where stories live. Discover now