1. Spotkanie

533 20 1
                                    

Od dwóch dni Cedmon przygotowywał się mentalnie do nadchodzącej rozmowy. Walczyły w nim dwie natury. Ta ludzka wiedziała, że odgórne polecenia należy wykonywać, zwłaszcza jeśli to ojciec zalecił spotkanie z Corneliusem – głową kilku kainitów, którzy niedawno osiedlili się na terytorium Farkasa.

Powinieneś zrozumieć, że od kilku lat staramy się z kainitami nie wchodzić sobie w drogę dla dobra naszych ras, powiedział ojciec. Jednak Cedmon nie chciał rozumieć, dlaczego berserkowie – zmieniający się w wilki – mieliby nie zabijać tych pijawek? Przecież byli silniejsi, równie szybcy, a do tego nie musieli żywić się ludzką krwią raz do roku. Po przemianie mieli całą szczękę ostrych zębów, a także cztery łapy z pazurami. Kainici mogli się pochwalić dwoma nędznymi kłami i zaostrzonymi paznokciami.

Spojrzał jeszcze ostatni raz w lustro i już miał wychodzić, gdy drogę zastąpił mu jego zastępca, Michael. W łososiowym podkoszulku i spodenkach w tym samym kolorze wyglądał kretyńsko, jednak nigdzie dzisiaj nie wychodził, więc nie było się czego wstydzić.

— Na pewno nie chcesz, żebym jechał z tobą? — spytał już drugi raz od śniadania.

— A kto zostanie z nimi? — Wskazał na schody prowadzące na pierwsze piętro, gdzie trójka pozostałych berserków miała pokoje. — Nie są dziećmi, ale gdyby coś się stało, to jesteś tu po mnie najstarszy.

Rzucił becie ostatnie porozumiewawcze spojrzenie i wyszedł, zostawiając Michaela samego z ich dysfunkcyjnym stadem.

···

Gdy tylko przekroczył próg kawiarni, wyczuł kainitę siedzącego w rogu sali. Zanim drzwi się za nim zamknęły, krwiopijca także zwrócił na niego uwagę. Nie wyglądał na wrogo nastawionego, w przeciwieństwie do przywódcy berserków, który już podchodził do stolika.

Przeklęci kainici, zawsze nadgorliwie punktualni, pomyślał Cedmon. Podał jednak rękę Corneliusowi i zmusił się do uprzejmości.

— Witam. Jestem Cornelius Le Fanu. — Z jego ust dało się wyczuć krew. Czyżby jadł niedawno?

— Cedmon Farkas — odpowiedział alfa i obaj usiedli naprzeciw siebie.

Berserk spoglądał na towarzysza nieco spięty, wyczekując rozpoczęcia dialogu. Kainita zmrużył oczy, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. Przekrzywił lekko głowę.

— Przepraszam, ale wyglądasz bardzo młodo. Rzadko spotyka się takich przywódców.

— To samo mógłbym powiedzieć o tobie — odciął się Farkas, choć wiedział, że nie była to trafiona riposta.

Cornelius zaśmiał się pobłażliwie.

— Ja niedługo będę obchodził sto trzecie urodziny, a ty? — zapytał, wychylając się nieco w stronę rozmówcy.

— A ja nie dałbym ci więcej niż sto.

Le Fanu zachichotał i wrócił do poprzedniej, wyrażającej nonszalancję, pozycji. Westchnął, odganiając tym samym ostatnie strzępy początkowej rozmowy z powietrza. Miał okazję bywać w ładniejszych miejscach w lepszym towarzystwie, ale właśnie w Destruction Bay mieszkało to stado berserków, u którego miał największe szanse przetrwania.

— No dobrze, to bez znaczenia. Pomówmy o powodzie naszego spotkania. Wyszedłem z inicjatywą tego paktu, więc lepiej zacznę. Jest nas troje. Nie zamierzamy zabijać ludzi, ani przeszkadzać wam w waszym życiu. Po prostu potrzebujemy miejsca dla siebie, a dotąd inni przedstawiciele waszej rasy nie okazywali zbytniej gościnności.

— Ciekawe dlaczego — mruknął ironicznie Cedmon i podparł głowę na dłoni, jakby wyczekując długiego i dokładnego wyjaśnienia, którego się spodziewał po kainicie.

Autarcha [Zakończone]Where stories live. Discover now