Rozdział 8. - JAK ANIOŁA GŁOS

1.7K 83 39
                                    

Następne dni miały podobnie. Dziewczyna była pod opieką pielęgniarki, po południu przychodził do niej rehabilitant i ćwiczył z nią, by noga i kręgosłup powróciły do normalności. Tego dnia Kuba wyszedł do firmy załatwić swoje sprawy. Po serii ćwiczeń, kiedy cała jej świta rozeszła się do domu, dziewczyna została sama w wielkim apartamencie. Nudziła się tego dnia strasznie, postanowiła zajrzeć do jeszcze jednego pokoju, w którym do tej pory nie była. Pociągnęła za klamkę. Było tam strasznie ciemno, pokój nie miał okna. Namacała po ścianie po lewej włącznik światła i stanęła jak wryta.
- O ja pierdole... - szepnęła cicho i stanęła jak wryta rozglądając się. - Własne studio w domu... - powiedziała do siebie. Podeszła do konsoli i przesunęła palcami po wszystkich przyciskach. W części pokoju oddzielonej dźwiękoszczelną szybą były przeróżne instrumenty. Podeszła do gitary basowej i wzięła ją do rąk, przejechała palcem po strunach. Potem sięgnęła po saksofon. Następnie pobawiła się chwilę perkusją. Jednak to, co interesowało ją najbardziej, stało w rogu. Wielki, potężny fortepian mienił się w świetle. Odkryła klawisze i usiadła przy instrumencie. Przejechała dłonią po klawiszach, był świetnie nastrojony. Zaczęła grać i śpiewać.

Kiedy zamknęła się w studiu, chwilę później wszedł do domu Kuba z Krzyśkiem.
- Przyprowadziłem gościa Mała. - powiedział z uśmiechem, ale odpowiedziała mu cisza. - Gdzie ona jest? - chłopak się wystraszył. Zaczął sprawdzać wszystkie pomieszczenia na dole.
- Kuba, nie uwierzysz! - zawołał Krzysiek z takim uśmiechem na buzi, że gdyby nie uszy, to miałby go dookoła głowy.
- Co się stało?
- Już się tak o nią nie martw. Pobladłeś jak ściana.
- Wydaje ci się. - zanegował szybko przyjaciela.
- Mógłbyś nauczyć się wyrażać uczucia w końcu?
- Mógłbyś się nauczyć milczeć w końcu? - Krzysiek pokręcił z niedowierzaniem głową i pchnął drzwi do studia. Bez słowa, wykonał gest zapraszający do środka. Kuba wszedł pomału. Nie chcąc wystraszyć dziewczyny włączył sprzęt i jej mikrofon by mieli podsłuch. Obojgu opadły szczęki.
- Jak anioła głos... - zanucił Krzychu widząc minę Kuby i poszturchał go łokciem.
- Co ja ci mówiłem Krzysztofina, milcz narazie. - powiedział nie odrywając od niej wzroku. Kiedy skończyła, zamknęła fortepian i wstała. Kuba jej pomachał, a ona westchnęła.
- Wybacz, nudziło mi się...
- Zamknij się... - powiedział do niej Kuba - Cały czas za coś przepraszasz, a mówiłem ci, czuj się, jak w domu...
- Byłaś świetna, ale masz talent dziewczyno, czemu się nie przyznałaś wcześniej. No koncertowo ci poszło. Może chcesz coś nagrać, jeeeej mógłbym cię słuchać godzinami. Wiesz, ja nie wiem jak Kuba, ale no serio on ci powinien dać jakieś możliwości. Nagrajcie coś razem, będziemy w trójkę na scenie występować.
- Jak Boga kocham, zaraz ci wsadzę brudną skarpetkę w pysk... Chodź, przywieźliśmy jedzenie. - wyciągnął do dziewczyny rękę, a ona złapała jego dłoń. - Co ty masz takie zimne ręce?
- Nie wiem. Zawsze mam zimne ręce.
- Bo jest dobra w łóżku... - oboje odwrócili się w stronę Krzyśka. - Tak, wiem, zamknąć się. - wszyscy się roześmiali. Poszli do salonu i usiedli na kanapie.
- Masz, wzięliśmy dzisiaj po kebabie. - podał dziewczynie jedzenie.
- Przy takim dokarmianiu to się w końcu w drzwi niezmieszczę. - zaśmiała się ciepło.
- Ile masz jeszcze kilogramów przybrać? Dziesięć? - zapytał się.
- Nie, jeszcze trzy. - uśmiechnęła się.
- No to nie marudź. - posłał jej szeroki uśmiech.
- No, a dobry kebab piecze dwa razy, to jutro będziesz miała cztery kilo do nadrobienia. - zaśmiał się Krzysiek.
- Dajcie mi już spokój z tą wagą. Chyba jest lepiej niż było.
- No racja, już ci się żeber nie da policzyć. - zaśmiał się Kuba.
- To twoje hobby, czy masz tak od zawsze, że liczysz dziewczynom żebra? - zapytał się Krzysiek z łobuziarskim uśmiechem.
- Ty lubisz tylko mnie wkurzać, czy masz tak od dziecka?
- Przestaniesz po mnie powtarzać? Taki wielki raper, a swoich tekstów nie ma.
- Oj... Stąpasz po krawędzi.
- Quebuś nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie. - zaśmiał się czerwonowłosy.
- Co ty wiesz o wkurwionym Que?
- Wychowujemy się razem od 10 roku życia, wiem o tobie wszystko.
- To był mój błąd, bo jestem skazany na ciebie do końca. - zaśmiał się.
- Widzisz, jaki z niego przyjaciel? Złamałeś mi serce chamie... - powiedział teatralnie łapiąc się za serce.
- Wiesz, twoje serce to jak twój rozum... - mówił w przerwach pomiędzy jedzeniem.
- Co masz na myśli? - spytał zaciekawiony Krzysiek.
- Trzeba mieć taki narząd, co by móc go zepsuć... - znowu parsknęli śmiechem.
- Dobra, zaorałeś... Jak wieprz w poszukiwaniu trufli... - zaczął się śmiać.
- Zejdźcie już z siebie. Kocham wasze kłótnie, ale tak się nie da zjeść. - powiedziała Izzy i uśmiechnęła się do nich. - Zimno mi jakoś...
- No to się przytul. - powiedział Kuba.
- Albo do mnie, jestem cieplejszy.
- Wiesz co w dzisiejszych czasach oznacza bycie ciepłym Krzysztofino? - Kuba się roześmiał i usiadł bliżej dziewczyny. - Ale doceniam, że jesteś tak mi oddany, że chciałbyś przejść na homiseksualizm, jednak ja zostanę hetero.
- Weź no... - Krzysiek pokiwał z niedowierzaniem głową. - Chciałbyś żeby tal było, bo sam lecisz na mnie. Zobaczyłeś to boskie ciało i cię siekło. - śmiech wypełnił pomieszczenie.
- To ja usiądę pomiędzy wami. - dziewczyna zmieniła swoje miejsce. Chłopaki przysunęli się do niej.
- Cieplej? - zapytał Kuba, a kiedy skończyła jeść wziął jej dłoń i pocierał swoimi, żeby zagrzać jej ręce
- Znacznie... - uśmiechnęła się do Kuby.
- Nie żebym się czepiał, ale wy jesteście razem czy nie?
- Nie. - powiedzieli chórkiem i odsunęli się od siebie trochę. Krzysiek parsknął śmiechem.
- Z czego ty znowu rżysz, jak koń na paszę?
- Bo zachowujecie się, jak dzieciaki z podstawówki. Lecicie na siebie, aż miło, ale żadne z was nie chce się przyznać, bo nie wie, co to drugie sądzi. - śmiał się z nich.
- Idę do toalety... - powiedziała Izzy i poszła, gdzie król piechotą chodzi.
- Musiałeś to mówić? Speszyłeś ją.
- Stary, staram ci się pomóc. Weź jej kup kwiaty, czy coś i zapytaj się czy będzie z tobą chodzić, jak na podstawówkę przystało. Zbieram się do domu, bo jeszcze z Biggim muszę iść na spacer.
- Spadaj. - rzucił krótko.
- Izzy, kochanie, idę sobie! - krzyknął, a dziewczyna wyszła z łazienki.
- Tak szybko?
- Biggi czeka w domu.
- No tak, zapomniałam. - podeszła do chłopaka i przytuliła go. - Trzymaj się wariacinko. Weź tego zgreda w obroty, to może będzie dla mnie milszy. - powiedział do jej ucha i oboje się zaśmiali.
- Nie obrabiaj mi dupy w moim mieszkaniu. - powiedział Que, wychylając się z salonu.
- Dobra, trzymajcie się, paaa... - pomachał im i wyszedł. Zapanowała cisza.
- W końcu spokój. - powiedział Kuba. Dziewczyna usiadła koło niego. Chłopak ją objął i przyciągnął do siebie. - Dobrze się czujesz?
- Tak.
- To co to za smutna mina? - spojrzał na nią.
- Bo za chwilę miną dwa tygodnie, no i wypadałoby nie siedzieć ci na głowie, ale nie mam za bardzo dokąd iść...
- Co z twoją rodziną?
- Traktują mnie, jak coś najgorszego. Zostawiłam dla chłopaka studia i nie spełniłam planu mojej mamy, który dla mnie miała. Dzwoni na święta i zachowuje się jak gdyby nigdy nic... Brat pisze, jak czegoś potrzebuje. Tata, ma swoje życie i no, jakoś nie chcę mu wchodzić w drogę.
- Rozumiem, szkoda, że nie masz wsparcia od rodziny.
- Już się przyzwyczaiłam. Nie mówię, że nie boli, ale jakoś już nie przeżywam tego.
- Wiesz, że możesz bez problemu zostać? Ja cię nie wyganiam.
- Wiem, ale wydajesz na mnie fortunę, jest mi strasznie głupio, bo nie mam jak ci oddać, nie mam nic...
- Masz więcej, niż myślisz... Sprawiasz, że mój dzień jest lepszy. To najlepsze, co możesz mi dać...
- I tak mi strasznie głupio. - wyprostowała się i oparła wygodnie.
- Dobrze, to możesz coś dla mnie zrobić w ramach odwdzięczenia się.
- Co takiego?
- Pocałuj mnie...

ELDORADO ll Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz