WSTĘP

347 9 2
                                    

2018, Medellin, Kolumbia

Salem patrzyła na Jeana- Charlesa i przekrzykując porywisty wicher, zawołała do mężczyzny:

- Lepszego momentu nie będzie! Uciekaj i... nie oglądaj się na mnie! To konieczne, jeśli chcemy opuścić Kolumbię i zostawić za sobą tę wyspę, mojego dziadka i Branżę!

- Dasz sobie radę?- Jean również podniósł głos, gdyżwycie wichury i pomruki burzy, mieszały się razem, czyniąc niewiarygodny wprost hałas.

Mężczyzna poprawił na sobie ubranie, wpatrując się jednocześnie w twarz młodej kobiety. Tej samej, która udowodniła mu, że warto, mimo wszystko, wierzyć, iż jego życie ma jakiś sens.

– Muszę! – odkrzyknęła buńczucznie, choć miała wrażenie, jakby jej sercerozpadało się na tysiące drobniutkich kawałków. –  Wkrótce do ciebie dołączę. Weź ze sobą Marie, muszę jeszcze gdzieś zadzwonić, jest to konieczne, jeśli chcesz wydostać się z Marie z tej wyspy...

Dobrze wiedziała, że sporo ryzykuje, pomagając Jeanowi w ucieczce z Medellin. Zdawała sobie również sprawę, iż ich znajomość musiała- prędzej czy później- mieć swój finał. Czy szczęśliwy? To się okaże ... Jean bowiem stracił żonę oraz miał na wychowaniu dwoje małych dzieci, a ona szykowała się do wstąpienia w związek małżeński z Juanem- Gilbertem Velasquezem, tak jak zadecydował dziadek.

Salem, będąca jedyną żyjącą krewną don Pedra Torresa i dziedziczką jego mocno nielegalnego imperium, musiała go słuchać niemal we wszystkim. Pedro nawykł do tego, że wszyscy okazują mu posłuszeństwo i bez szemrania wykonują polecenia, które wydawał. Potrafił dotkliwie - i boleśnie - upomnieć krnąbrnego delikwenta, który niebacznie postanawiał „pójść swoją drogą"...

Jeszcze zanim jej rodzice i brat przedwcześnie opuścili ziemski padół, nie było inaczej. A skoro don Pedro coś nakazał bądź postanowił, musiało być dokładnie tak, jak sobie zażyczył. Juan- Gilberto był synem wspólnika dziadka w interesach i to z nim, Salem miała spędzić resztę swego życia, czy to się jej podobało, czy też nie.

– Kocham cię, Jean – wyszeptała, nim Delacroix zagłębił się w nocne ciemności, całkowicie znikając jej z oczu.

Wróciła do rezydencji dziadka, nie zauważona przez nikogo. Poniekąd, w tym przypadku, sprzyjało jej szczęście. Wiedziała, co powinna zrobić, jeśli nie chce dać się zakuć w małżeńskie okowy, wiążąc się z młodym Velasquezem.

Zamknęła za sobą drzwi swojego pokoju i sięgnęła po komórkę, wybierając właściwy numer.

Miłość jak narkotyk ( ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz