Jean - Charles zdawał sobie sprawę,  iż porywa się z motyką na słońce, skoro usiłuje zdobyć informacje na temat porwania ( dobrowolnie by nie odeszła) Salem. Wśród bywalców szemranych dzielnic i zaułków Paryża, mieszkał na stałe ktoś,  kto winien mu był przysługę i zajmował wśród całego barwnego towarzystwa Departamentu na tyle ważną pozycję, by się do niego zwrócić z prośbą o pomoc.
Kilka lat temu poznali się w nieciekawych okolicznościach - syn Monsieur LeFeu, zwanego tym przydomkiem z racji wściekłe rudych włosów, nie uważał z nożami i się którymś poważnie skaleczył (taką wersję przedstawił Jean jednemu z pracujących na SORZ-e w Sacre Coeur lekarzowi , byle tylko "upchnąć" młodego LeFeu i nie narażać się jego ojcu). Albowiem Starszy LeFeu znany był z porywczego charakteru, potrafił "się odwdzięczyć ", jeśli by uznał,  że ktoś mu podpadł. A tak,  nieźle się nagimnastykowawszy,  Jean - Charles nie tylko z racji bycia pod presją i groźbą utraty życia swojego i najbliższych, ale i widmem wyrzucenia z pracy, dzięki własnej, nieco naciąganej, pomysłowości - ocalił żywot Młodego, a zyskawszy przychylność jego ojca, mógł zwrócić się do niego o pomoc,  gdyby zaistniała taka potrzeba.
I owa chwila nadeszła. Jean, z duszą na ramieniu i synkiem przy swym boku, niepewny o bezpieczeństwo własne oraz Xaviera, mijał kolejne zakamarki nie swojego terytorium. Tutaj niepodzielnie panował Monsieur LeFeu.
Jean modlił się w duchu, by dłużnik miał dobry humor i poczucie dotrzymania danej mu obietnicy. Teraz ojciec Xaviera żałował,  że opuścił szpital na własne żądanie, choć doktor prowadzący jego leczenie, wolał zostawić pacjenta jeszcze kilka dni na obserwacji. Ale Jean- Charles uparł się, żeby opuścić mury szpitala i skupić na walce o prawo do opieki nad synem, więc doktor w końcu pozwolił, by pacjent wyszedł na własne żądanie i odpowiedzialność.
Henri, ojciec Jeana, wściekł się, gdy zobaczył oboje,  wnuka i syna,  na progu własnego jego domu.
– Bądź rozsądny, Jean – oświadczył na koniec swojej długiej umoralniającej gadki na temat niezdolności syna do zapewnienia Xavierowi należytej opieki,  jaką mógłby w przeciwności do niego, ofiarować dziadek swemu kochanemu  wnukowi .– Nie zapomnij, że wiele mi zawdzięczasz. Dobry start w życie,  należyte wykształcenie,  do niedawna i także ciekawy zawód, wspaniałą żonę. A tyś  to wszystko zniszczył! I dla kogo? Dla jakiejś Kolumbijki od tych... No, narcos czy jakby zwać  przedstawicieli tamtejszej ulicznej  arystokracji ...
– Ojcze, zapominasz, że towarzyszy mi małe dziecko i nie wypada tak...
– Cicho bądź! Nie tak ciebie wychowałem! Powiem tobie jedno – jeśli zdecydujesz się na powrót do Kolumbii,  nie będę chciał mieć z wami nic do czynienia,  zarówno z tobą, jak i z tamtą. Czy się dobrze zrozumieliśmy?Chcesz żyć bez żadnych widoków na przyszłość i skazać Xaviera na niepewny los z powodu... Salem?
Jeśli odpowiesz twierdząco na to pytanie, przestaniesz dla mnie istnieć.
No, więc?
Wiadomo,  jaka padła odpowiedź,  skoro w tej właśnie chwili,  Jean wraz z Xavierem, szedł z duszą na ramieniu w kierunku domu LeFeu.
"Byle tylko był w chacie i nie przegnał nas na cztery wiatry "– Jean zatrzymał się nareszcie przed budynkiem,  będącym celem jego podróży. 
Zanim zdążył zapukać do drzwi,  w progu skromnego domostwa, stanął właściciel. Jean nie potrafił zrozumieć,  jakim sposobem na tutejszym zakątku ziemi niczyjej, informacje rozchodzą się z prędkością światła. I wyprzedzają człowieka.
– Wejdź,  Jean i nie zapominaj o tym malcu – LeFeu niewiele się zmienił od ostatniego ich spotkania.
Jego ruda grzywa, samą swą barwą, zdolną by była do wzniecenia pożaru. Może tylko Monsieur LeFeu nabył kilka widocznych zmarszczek na twarzy,  a poza tym był taki sam.
– Wejdź,  proszę – LeFeu cofnął się nieznacznie,  by Jean i Xavier mogli przejść przez próg. – Nie będę owijał w bawełnę. Wiem,  po co przyszedłeś i chyba mogę tobie pomóc. Uznajmy moje informacje za spłatę długu,  który zaciągnąłem u ciebie, gdyś uratował mego syna. Tyle jestem winien,  to tyle oddaję.
Jesteś pewien,  że prośba,  którą do mnie kierujesz,  jest tym, czego spełnienia oczekujesz?
– Tak.
– Zatem, słuchaj...

Miłość jak narkotyk ( ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz