18.Ciacho

5.5K 289 7
                                    

Wstałam obudzona przez skrzypiące drzwi. Odruchowo pomyślałam o Ericu i podniosłam się zdecydowanie za szybko. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami miałam pomieszane kolory jak na palecie jakiegoś malarza.
- Słonko, czemu tak szybko wstałaś?- usłyszałam kobiecy głos. Znany mi przez ponad szesnaście lat. A właściwie to za dwa tygodnie siedemnaście.
- A ty czemu tu przyszłaś- odbiłam piłeczkę z dala ode mnie. W końcu to nie ja kogoś obudziłam. I nie lubiłam odpowiadać na pytania.
- Chciałam tylko sprawdzić czy się już obudziłaś- poprawiła niedokładnie ułożone włosy i dodała.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak tęskniliśmy.
Wstałam i ją przytuliłam, naprawdę było mi ich żal, ale co miałam zrobić. Czułam się jeszcze bardziej głupio, gdy pomyślałam o tym, że już muszę wyjechać. Jak ja ich przekonam?- zapytałam sama siebie, choć i tak nie znałam odpowiedzi.
- Za kilka minut śniadanie, przygotuj się na falę pytań- puściła mi oczko i wyszła.

Dopiero, gdy się ogarnęłam i ubierałam legginsy z fioletową bluzką, dotarło do mnie o co chodziło mojej matce. Tata przecież napewno był zachwycony! Już widzę jak będzie skakał z radości razem z mamą, gdy zadzwoni dzwonek do drzwi. Miałam ochotę w ogóle nie schodzić, ale nie miałam wyboru, w końcu i tak musiało do tego dojść. Nie mogłam tego zepsuć.

Powoli schodząc po schodach (jakbym nigdy nie chciała dojść), rozglądałam się za ojcem.
- Kogo tak szukasz, Melanie?- zapytał wychodząc zza rogu. Miał założone ręce i oczy przenikliwie zmrużone.
Szczęścia- pomyślałam i uśmiechnęłam się w myślach.
- Mojego śniadania- odpowiedziałam próbując rozładować sytuację.
- Jest na stole- powiedział obojętnie idąc wolnym tempem za mną. Chyba też nie wiedział jak zacząć. Podrapał się w tył głowy i zaczął przemowę.
- Mama mi doniosła, że odwiedzi nas twój ekh... znajomy.

Miałam ochotę wyjść z domu i nie wracać, czułam jakby nawet sąsiedzi czuli to zawstydzenie pomieszane z zakłopotaniem.
- No zgadza się- wzięłam kęs kanapki i zaczęłam szybko żuć, znacie chyba to uczucie, gdy ktoś się ciebie o coś pyta, a ty nadal jesz? Chciałam tego uniknąć.

- To jak długo się znacie- zagaił siadając naprzeciwko. Krzesło wydało złowrogie szurnięcie po podłodze.
- No, będzie już z dwa miesiące- musiałam kłamać, dzięki temu miałam większe szanse na późniejszą zgodę na wyjazd z rodzinnego domu. W co wciąż wątpiłam.
- Macie tu atmosferę jak na stypie, zaczęłam przygotowywać ciasto, pomożesz mi?- przerwała drętwą i pełną napięcia atmosferę.
- Jasne- energicznie wstałam z miejsca biorąc wielkiego gryza bułki. Zostawiłam mało wiedzącego tatę razem z cicho grającym radiem.

Opłukując ręce z mąki i posklejanego ciasta, czekałam dumnie z mamą na wyciągnięcie naszego dzieła.
- Wiesz, Mel, tata naprawdę cię kocha i będzie cię wspierał. Tylko trzeba go trochę przekonać.
- Mogłabyś chociaż spróbować?- zapytałam w nadziei, że chociaż trochę mnie wyręczy.
- Jeśli to ma być dla ciebie, to sama się o to postaraj- promyczek nadziei zgasł razem z moim zapałem. Popatrzyłam na wiszący zegar, który wskazywał już trzynastą.

Gdy mama kładła ciasto na stole i poszła do kuchni przygotowując obiad, tata ukradł kawałek. Przycisnął palec do ust, a ja przewróciłam oczami. Miałam co prawda ochotę krzyknąć: Mamo, ktoś tu podjada.
Ale może to był malutki kroczek w kierunku misji pod nazwą niemożliwe prośby.

Zbliżała się piętnasta, a po Eric'u nawet nie było śladu. Zero próby kontaktu. Pomyślałam, że mnie zostawił, że nie spełniam jego warunków. Padłam na łóżko zamierzając otworzyć laptopa, gdy usłyszałam ciche stukanie. To nie mógł być sąsiad. Podeszłam bliżej okna, gdzie dźwięk był jeszcze bardziej słyszalny. Odsunęłam firankę i ku mojemu prawie niewidocznemu zaskoczeniu, machał mi czarnowłosy. Przekręciłam klamkę i otworzyłam szerzej okno, odrazu poleciałam zamknąć drzwi.
- Nie znasz bardziej cywilizowanych sposobów wchodzenia?- zapytałam z uśmiechem.
- Potrzebuję wiedzieć, co im powiedziałaś, nawet szczegóły.
Pokiwałam głową jakby dziękując, że nie jest głupim osiłkiem.
- Znamy się dwa miesiące, poznałeś mnie w bibliotece...
- Ale romantycznie- parsknął ukazując dołeczki.
- Nie czepiaj się, próbuję, żeby poszło szybko.

Po skończeniu niekończących się kłamstw, chłopak zwyczajnie wrócił skąd przyszedł.
Nie mam pojęcia jak tam wlazł, ale mawiają, że dla miłości nie ma przeszkód. Chociaż czy to działało przy tym mate? Otwarłam drzwi i poczesałam chwilę włosy, nie robiłam tego przez pół dnia, a leżąc mogły naprawdę źle wyglądać. W dodatku chciałam zyskać realność siedząc normalnie w pokoju.  

Dwa sygnały dzwonka. Nerwowe kroki, przekręcanie i w komu otwarcie drzwi. Stałam jak głupia uśmiechając się nie wiedząc czemu.
- Dzień dobry, państwo Meyers?
- Zgadza się, a ty pewnie Eric?- moja mama dołączyła do męża.
- Tak, miło państwa poznać.
Schodząc po schodach, mój pesymistyczny mózg wyobrażał sobie scenę, gdy tata mówi, że wiemy nie jest wcale miło.
Za żadne skarby nie wiedziałam jak się z nim „przywitać" w obecności rodziców. Chłopak odwieszając cienką kurtkę, poszedł za moimi rodzicami. Wykorzystałam moment i lekko się w niego wtuliłam.
- Hej, Mel, uroczy domek- cmoknął mnie w policzek, a ja w duchu prosiłam, żeby nikt się nie odwracał. Chociaż to było urocze. I nawet przyjemne.

Kim jesteś? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz