Rozdział 3

30 3 1
                                    


      Z wykształcenia byłam lekarzem. Ukończyłam specjalizacje jaką jest anestezjologia. Kochałam swoją pracę i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym robić w życiu coś innego. Czułam, że jestem powołana do ratowania cudzego życia i niesienia pomocy. Pracowałam w pobliskim szpitalu, a dokładniej na oddziale gdzie znajdowało się hospicjum. Uwielbiałam przychodzić do pracy i codziennie spotykać tych cudownych staruszków. Mogłam się od nich naprawdę wiele nauczyć i często dzięki nim inaczej patrzyłam na życie. Cały czas obcowałam ze śmiercią. Codziennie ktoś umierał, a w co drugich oczach widziałam zbliżającą się śmierć. Dla mnie były to tylko liczby, statystyki i dokumenty, które musiałyśmy prowadzić. Po tych kilku latach pracy nie boję się śmierci, jest ona dla mnie naturalnym stanem, przez który musi przejść każdy z nas.

      Wysiadłam na przystanku, który znajdował się naprzeciwko szpitala. Przystanek ten był bardzo prowizoryczny. Ograniczał się jedynie do znaku i drzewa, ale nie miałam na co narzekać. Liczyło się to, że był blisko mojej pracy. Nic nie myśląc, przeszłam na drugą stronę drogi i drzwiami frontowymi weszłam do środka. Na pierwszy rzut oka było tu spokojniej niż zwykle. Stojąc zaraz przy drzwiach, wzięłam głęboki wdech i wydech. Teraz dokładnie czułam, jak brakowało mi tego miejsca. Jest z nim związanych tyle wspomnień a do tego w większości tych pozytywnych, że traktuję go jak swój drugi dom. Szybkim krokiem weszłam w drzwi naprzeciwko i schodami na drugie piętro. Po drugiej stronie korytarza widziałam już napis „hospicjum". Zawsze się śmiałam, że nawet i bez napisu można poznać to miejsce po specyficznym zapachu. Zawsze z dziewczynami staramy się zneutralizować zapachy, ale nie zawsze jest to możliwe. Na samą myśl, że za tymi drzwiami jest tyle wspaniałych osób, czułam podniecenie. Nie mogłam się doczekać, aż wrócę do pracy. Zupełnie zapomniałam o swoich problemach i otwierałam nowy rozdział w swoim życiu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co tak naprawdę mi się przytrafi.

      Weszłam na oddział i od razu usłyszałam śmiechy. Wszystkie dziewczyny przybiegły, aby się przywitać i pytały, dlaczego nie było mnie tyle w pracy. Odpowiedziałam im, że miałam kilka osobistych spraw do załatwienia. Wypowiedź ta widocznie im wystarczyła albo domyśliły się, że nic więcej ze mnie nie wyciągną i nie drążyły tematu. Moja twarz promieniała, a uśmiech od ucha do ucha tylko potwierdzał radość, którą odczuwałam od środka. Udałam się do swojego gabinetu, który znajdował się zaraz po prawej stronie od drzwi wejściowych. Było to miejsce, gdzie spędzałam najwięcej czasu. Bardzo mnie ono motywowało do dalszej pracy i odizolowywało od reszty świata w momentach, kiedy byłam zmęczona i pragnęłam odpocząć. Zdjęłam kurtkę, odwiesiłam ją na wieszak i założyłam fartuch. Od dziecka podobał mi się widok lekarzy i pielęgniarek chodzących w fartuchach. Zawsze marzyłam i nie mogłam się doczekać, aż ja będę mogła w takim chodzić. Miałam wrażenie, jakby dodawał mi plus dziesięć do inteligencji. Wstawiłam wodę na kawę i usiadłam przy biurku. Na samym początku chciałam sobie poukładać wszystkie dokumenty i bardziej wdrożyć się w temat. Po kilku minutach usłyszałam dźwięk wlewanej wody do szklanki. Zamarłam. Siedziałam w bezruchu, patrząc się przed siebie, a moje oczy przypominały pięciozłotówki. Byłam pewna, że w gabinecie jestem sama, natomiast właśnie ktoś za mną stał. Moje serce w sekundzie przyspieszyło i waliło tak mocno, że aż sprawiało mi to ból. Chciałam myśleć w tej sytuacji logicznie, ale nie potrafiłam. Odwróciłam się. To był impuls, nad którym nawet nie myślałam.

      Moim oczom ukazała się rozmyta postać. Była to młoda kobieta w brudnej białej sukni i długich do kolan czarnych jak heban włosach, w których można było znaleźć kilka gałązek i liści. Skórę miała zielonkawą, przypominającą tę rękę, którą już widziałam. Unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Byłam wstrząśnięta tym, co czułam, ale patrząc na tą kobietę uspakajałam się. Sama nie wiedziałam co mam w tym momencie czuć i co o tym myśleć. Kobieta odwróciła się w moją stronę i ku mojemu zdziwieniu nie miała twarzy. Miejsce, w którym powinna się ona znajdować były włosy, dokładnie tak jak z tyłu głowy. Zaczęła się zbliżać w moją stronę z kubkiem świeżo zaparzonej kawy. Postawiła mi ją na biurku ostrożnie, uważając, żeby nie zalać ważnych dokumentów.

      Nie dotykała mnie, nic do mnie nie mówiła. Odwróciła się tyłem i płynnym ruchem przemieściła pod ścianę i ukryła w lusterku. Byłam zszokowana tym, co właśnie zobaczyłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Podeszłam do lusterka i dotknęłam go delikatnie opuszkami palców prawej ręki. Chciałam sprawdzić jakim cudem ona do niego weszła. Próbowałam patrzeć pod każdym kątem z myślą, że może ja tam zobaczę, niestety na darmo. Po tajemniczej kobiecie zaginął ślad, a jedyne co mi po niej pozostało to wspomnienia i gorąca kawa na biurku.

      Postanowiłam spróbować tej kawy. Z perspektywy czasu domyślam się, że mogło to być naprawdę nierozsądne. Jakiś demon zrobił mi kawę, a ja ją wypiłam, szczyt głupoty. Na moje szczęście wszystko było z nią w porządku. Nie różniła się niczym od tych, które zawsze robiłam sobie sama. Dopiłam kawę do końca, odstawiłam kubek na parapet, gdzie stał czajnik elektryczny, kubki i inne produkty spożywcze. Poszłam na swój pierwszy obchód. Moim zadaniem było podejść do każdego pacjenta, zapytanie o samopoczucie i zbadanie go. Był to również czas, kiedy dostawali lekarstwa i przepisywałam im nowe, jeśli była taka konieczność. Zaczęłam obchód od pani Stanisławy. Była to praktycznie łysa kobieta z kilkoma siwymi włosami na głowie, tak cieniutkimi, że przypominały nic pająka. Jej twarz promieniała, wyglądała o wiele lepiej, niż jak ją widziałam tydzień temu. Przywitała mnie szczerym uśmiechem, który odwzajemniłam. Zapytałam, jak się czuje i czy wszystko u niej w porządku. Wykonałam szybkie badanie i zerknęłam w jej kartę doczepioną do łóżka. Wyniki z dzisiaj były o wiele lepsze niż wieczorem i w poprzednich dniach. Nie mogłam uwierzyć, jak do tego doszło. Poinformowałam ja o zaistniałej sytuacji. Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Zapytała mnie, czy będzie mogła wyjść dzisiaj na krótki spacer i bez dwóch zdań się zgodziłam. Z takimi wynikami badań mimo swoich osiemdziesięciu siedmiu lat mogłaby wziąć udział w maratonie, a nie tylko wyjść na dwór na wózku inwalidzkim. Zamieniłyśmy jeszcze kilka zdań i poszłam badać kolejnych pacjentów. Za każdym razem wyglądało to dokładnie tak samo. Różniły się jedynie wyniki badań, które niestety nie w każdym przypadku były takie zadowalające.

      Nasz oddział nie był duży. Leżało tu zaledwie dwudziestu pięciu pacjentów. Wielkim plusem tego był fakt, że pielęgniarki mogły każdej osobie poświęcić o wiele więcej czasu. Panowała u nas domowa atmosfera. Pacjenci, którzy czuli się lepiej, często przygotowywali wraz z pomocą pielęgniarek soki, czy owocowe desery dla siebie i reszty pacjentów. Było to ulubione zajęcie nie tylko pań, ale też panów. Mieliśmy specjalne pomieszczenie, gdzie można było oglądać telewizję, pograć w gry czy poczytać książkę. Wbrew pozorom każdy dzień wyglądał inaczej. Pacjenci uwielbiali się ze sobą integrować i nikt się nie nudził. Personel składał się z lekarza, 5 pielęgniarek i psychologa, którego zadaniem była rozmowa z pacjentami i ich rodzinami. Musiał on zmierzyć się z wyzwaniem, jakim było przygotowanie bliskich na odejście ukochanej osoby.

      Obchód trwał niecałe dwie godzinki. Na korytarzu spotkałam Malwinę. Uśmiechem na twarzy i skinieniem głowy dałam jej znak, aby przyszła do mnie do gabinetu. Mogę powiedzieć, że Malwina była moją dobrą koleżanką z pracy. Codziennie znajdowała się chwila na ploteczki i ciasteczko.
Weszłam do siebie do gabinetu, sięgnęłam po ciastka na parapecie i usiadłam na szarej kanapie. W tym momencie weszła Malwina i usiadła obok mnie. Zaczęłam temat od pani Stanisławy. Obie byłyśmy zaskoczone jej wynikami badań, czegoś takiego w swojej karierze zawodowej jeszcze nie doświadczyłyśmy. Rozmowa się kleiła, a czas płynął nieubłaganie. Przeprosiłam Malwinę i poszłam do łazienki. Miałam świadomość, że kawa działa moczopędnie, ale czasami chodzenie do łazienki robiło się po prostu upierdliwe. Chciałam załatwić tę sprawę jak najszybciej by móc kontynuować rozmowę z Malwiną. Po wszystkim podeszłam do umywalki i zaczęłam myć dokładnie ręce zgodnie z instrukcja zawieszoną na ścianie. W moim zawodzie dbanie o higienę osobistą było bardzo istotną rzeczą. Mycie rąk zajmowało mi średnio od dwóch do trzech minut. Aby zmierzyć ten czas, nuciłam sobie piosenkę, która dokładnie kończyła się w tym przedziale. Myjąc ręce, podniosłam głowę i spojrzałam w lusterko, na którym widniał napis, niczym z krwi „Daruma san" a za mną stała tajemnicza kobieta. Szybkim ruchem odwróciłam się, lecz kobiety nie było. Spojrzałam jeszcze raz w lusterko, ale po napisie również zniknął ślad. Powtórzyłam sobie w głowie jeszcze raz Daruma San i zrozumiałam, że musi to być imię tej kobiety. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła a na korytarzu słychać było poruszenie. Już dokładnie wiedziałam, co się stało.

PSYCHOPATKAWhere stories live. Discover now