Rozdział 6

17 1 0
                                    


Wraz z moją sporo młodszą kuzynką mającą 8 lat, stałam na samym środku okrągłego placu. Wokół odgradzały nas budynki. Ludzie uciekali przed siebie i nie do końca wiedziałam, co jest tego powodem. Wszędzie kręciło się mnóstwo policji, która wyganiała ludzi z budynków. Widok mundurów od razu budził respekt, przez co adrenalina rosła. Miałam na sobie fartuch a w kieszeni kilka napełnionych strzykawek dziwną substancją. Z tego, co pamiętam była to toksyna botulinowa, powszechnie znana jako jad kiełbasiany. Odkryto ją w 1735 roku w zepsutej kiełbasie i do dzisiaj jest uważana za broń biologiczną. Spora jej dawka podana dożylnie lub w większym stężeniu doustnie była w stanie zabić człowieka. Znajdujące się w niej białka zakłócały działanie komórek nerwowych. Była mi ona niezbędna do pozbycia się natarczywych policjantów. Na rękach trzymałam Wiktorię, za to ona pod swoją kurtką chowała bardzo istotne dokumenty, od których zależało jej życie. Wiktoria była wtulona we mnie, a ja najszybciej jak potrafiłam, biegłam przed siebie. Było mi zimno, a zarazem gorąco. Odczuwałam stres i adrenalinę. Sprawa, którą miałam załatwić była naprawdę bardzo ważna. Po Wiktorii też było widać poruszenie. Nie było jej to obojętne, podobnie jak mi. Wpadłam z wielkim impetem na pierwsze lepsze drzwi. Nic nie myśląc, weszłam do środka. Był to budynek, w którym znajdowała się apteka. Rozejrzałam się dookoła i przedostałyśmy się na jej zaplecze i zamknęłam za nami szczelnie drzwi. Pokoik ten był niewielki i znajdował się w piwnicy. Przy samym suficie odznaczało się niewielkie, podłużne okienko, przez które można było obserwować stopy przechodniów. Wszystko wyglądało tak, jakby przeszło przez ten budynek tornado. Posadziłam Wiktorię na parapecie, pod oknem a samą szybę kazałam jej zasłaniać kawałkiem materiału znalezionym na podłodze. W jak najszybszym tempie musiałam skompletować wszystkie jej dokumenty. Szukałam ich w szufladach, które zakrywały całą ścianę. W pomieszczeniu było ciemno. Przez zasłonięte okno nie wpadało za dużo światła, co utrudniało pracę. W pewnym momencie ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Byłam przerażona i martwiłam się o losy wiktorii. Obie schowałyśmy się za drzwiami. Przygotowałam strzykawki z jadem niczym pistolet maszynowy. Tylko czekałam na moment, w którym mogłabym wbić te grube i ostre igły w ciało innego człowieka i zastanawiać się co by się z nim działo przez kolejne 24 godziny. Już na samą myśl o mocno zarysowanych żyłach czułam radość. Nagle jeden z policjantów wyważył drzwi, a w tym samym momencie wróciłam do żywych. Ocknęłam się w pokoju z ogromnym bólem głowy. Zobaczyłam w lustrze swoje odbicie i zastanawiałam, jak można się było doprowadzić do takiego stanu.

Jeszcze przez dłuższą chwilę leżałam, wpatrując się w sufit, a następnie usiadłam i sięgnęłam po telefon. Byłam tak zaspana, że przed oczami wszystko mi się rozmazywało. Zadzwoniłam do pracy, że niestety nie mogę się dzisiaj w niej zjawić i miałam nadzieję, że nikt się nie doczepi do moich częstych nieobecności. Całe szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Jeszcze kilka chwil spędziłam w łóżku, a następnie powędrowałam do łazienki. Zatkałam wannę korkiem i zaczęłam wypełniać ją wodą. Był to wrzątek. Podobno kobiety uwielbiają gorącą wodę i jest im wiecznie zimno, tylko dlatego, że są wysłannikami Szatana i dopiero co wyszły z piekła. Spojrzałam na siebie w lustrze ponownie i stwierdziłam, że coś w tym jest. Rozczesałam długie, blond włosy i zmyłam resztki makijażu. Zdjęłam z siebie ubranie i z ogromną ekscytacją weszłam do wanny. Kochałam się kąpać, a najbardziej lubiłam to robić z Marcinem. Czułam, jak woda mnie parzy, a skóra piecze i robi się czerwona. Oparłam głowę o zimny brzeg wanny i nagle wspomnienia wróciły. Zaczęłam sobie wyobrażać, że nie jestem sama. Oczami wyobraźni widziałam Marcina, który siedział za mną, trzymał mnie w swoich objęciach i całował po szyi, a ja delikatnie ocierałam się plecami o jego tors. Doskonale wiedział, że działało to na mnie jak płachta na byka. Był jedyną osobą, która potrafiła sprawić mi aż taką przyjemność samymi pocałunkami. Uwielbiał patrzeć, jak z podniecenia wyginałam swoje ciało w nie do końca naturalny sposób. Woda otulała moje ciało, a myśli wydawały się takie realne. Otworzyłam oczy i dostrzegłam Daruma san, siedzącą za mną. Dotykała mnie dokładnie tak jak dawniej Marcin, a ja leżałam wtulona w jej ciało. Im milsza dla mnie była, tym bardziej jej pożądałam. Zrozumiałam wtedy, że tak naprawdę nie kręcą mnie tylko mężczyźni, ale i kobiety. Przekręciłam się tak, aby siedzieć do niej przodem. Obie siedziałyśmy z nogami podkulonymi do siebie. Pochyliłam głowę lekko w prawą stronę i wpatrywałam się w nią. Jej długie czarne włosy pływały w wodzie, a biała sukienka stała się przeźroczysta. Nie była ideałem, ale miała w sobie coś wyjątkowego, co przyciągało mnie do niej. Bardzo mnie ciekawiła jej twarz, którą zawsze miała zakrytą włosami. Chciałam odkryć jej tajemnicę. Delikatnie położyłam rękę na jej głowie, chwyciłam pasmo jej włosów i przeciągnęłam rękę po całej jego długości. W momencie, kiedy moja dłoń zanurzyła się w wodzie, Daruma san nakryła ją swoją dłonią. Delikatnie długimi paznokciami łaskotała mnie po jej zewnętrznej stronie. Wyjęłam z wody wolną prawą rękę i bardzo ostrożnym, ale zdecydowanym ruchem odgarnęłam jej włosy z twarzy. Daruma san wpadła w szał, a moim oczom ukazała się jej potworna twarz. Miała duże, świdrujące, wyłupiaste oczy koloru czarnego z czerwonymi jak ogień oczami, skóra pokryta była wieloma szramami i obrzydliwymi ranami, w których na stałe zagnieździły się robaki. Były to białe glisty, sprawiające wrażenie jakby zjadały jej ciało od środka. Otworzyła usta, z których wraz z głośnym paraliżującym krzykiem wydobywał się odór zgniłego ciała. W momencie odsunęłam się od niej na drugi koniec wanny. Z przerażeniem i niedowierzaniem w oczach wpatrywałam się w jej paskudne oblicze. Daruma san zniknęła, a woda przybrała odcień krwistej czerwieni. Momentalnie wyskoczyłam z wanny i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jak mogłam czuć coś tak wyjątkowego do potwora. Serce biło mi jeszcze szybciej, a ja z każdą sekundą robiłam się coraz bardziej wściekła. Czułam chęć zemsty, nie tylko na Marcinie, ale i na niej. Każda osoba, do której żywiłam jakieś uczucie, nie była tego warta. Wiara w nową miłość ulatniała się wraz z wydychanym przez mnie dwutlenkiem węgla.
Odczuwałam żal do Marcina. Kiedy on był przy mnie, nie działy się żadne dziwne rzeczy. Przez ten rok bycia razem czułam się u jego boku jak księżniczka, a w jego ramionach zapominałam o wszystkich problemach. Był taki czuły i opiekuńczy. Zawsze potrafił mnie pocieszyć i rozweselić. Pogodziłam się z jego stratą, ale w dalszym ciągu mi go brakowało. Najgorsza jest pustka. Pustka, która nie pozwala ci normalnie funkcjonować, tylko sprawia, że robiąc najdrobniejsze rzeczy, myślisz tylko o jednym. Ja naprawdę go kochałam. Kochałam go, mimo tego jak mnie zranił, a z drugiej strony obwiniałam go za to, co się działo. Strach mieszkał się z rozpaczą, a ja stałam na środku łazienki i nie wiedziałam co robić ze swoim życiem. Chwyciłam niebieski ręcznik i zaczęłam nerwowo wycierać swoje ciało z cieczy przypominającej krew. Dywanik, na którym stałam, zdążył się już ubrudzić, podobnie jak wszystko wokół. Zazwyczaj krew nie robiła na mnie większego wrażenia, ale tym razem czułam do niej obrzydzenie. Wypuściłam wodę z wanny, wytarłam podłogę, a dywaniki wrzuciłam do kosza na pranie. Łazienka na pierwszy rzut oka wydawała się czysta i wolałam, żeby tak pozostało. Cała naga zeszłam na dół, nucąc melodię i podśpiewując tekst utwory „Dwa serduszka". Za każdym razem, kiedy słyszałam tę piosenkę, w mojej głowie działy się rewolucje. Stawałam się inną osobą i z biegiem czasu zaczynało mi się to podobać.

PSYCHOPATKAWhere stories live. Discover now