45 rozdział

1.1K 65 47
                                    

Julie

Koło mnie stał piękny błękitny Śmiertnik Zębacz. Żółte oczy, które śledziły każdy mój ruch, były takie czarujące! Nigdy nie sądziłam, że dotknę smoka, a teraz mam własnego! Ja z każdego dnia na dzień zaczynam wariować...

Po nadaniu jej imienia z uśmiechem na twarzy, usiadłam opierając się o jej brzuch. W tym momencie czułam się jak dwudziestolatka, a nie czterdziestolatka. Miałam ochotę zrobić dosłownie wszystko!

Godzinę później ku prośbie Czkawki, wsiadłam na Lunę. Było bardzo trudno, bo nie mogłam utrzymać się na jej grzbiecie. Mimo wszystko, nie zrzuciła mnie do oceanu. To pierwszy sukces!

- Musisz stać się z nią jednym. Tak jak ja i Szczerbatek. - Przekrzyczał wiatr, klepiąc Nocną Furię. Jak kazał, tak zaczęłam próbować rozumieć ją bez słów. Parę razy udało się i zrobiła dokładnie, co chciałam tylko i wyłącznie klepiąc ją po łbie. Cieszyłam się jak małe dziecko. Opamiętałam się jednak, napotykając wzrok Haddocka.

Kiedy wylądowaliśmy po udanej lekcji pod tytułem: Jak lata się na smoku poszliśmy na plażę. Tam czekali już wszyscy. O dziwo, mój syn siedział na Koszmarze Ponocniku...

Trochę wcześniej

*Narrator Wszechwiedzący

Na wybrzeżu plaży było kilkoro ludzi. Niebieskooki brunet trzymający dziewczynę o rudych włosach, blondyn z brunetką u boku, samotna dziewczyna o pięknych oczach, miodowooki szatyn z blondynką trzymający się za ręce, zielonooka szatynka grająca w karty z chłopakiem, niewidoma Jessica i Tom robiący z jej długich, czarnych włosów warkocza. Niedaleko nich, stał młody chłopak o czekoladowych oczach-Ryan Jones. Kiedy spotkał Jeźdźców Smoków nie mógł zrozumieć, jak mógł żyć bez smoków. Miał mieszane uczucia. Patrzył na wszystkich. Mieli swoich smoczych przyjaciół. Gadali z nimi, przytulali, traktowali jak ludzi. Chłopak postanowił jak jego matka znaleźć sobie smoka, chociaż ona wcale tego nie planowała.

Wszedł w mroczny las, który pewnie skrywał wiele tajemnic. Szelesty i piski dochodzące z serca mroku, nie zniechęciły jednak Ryana do poddania się. Uparcie szedł przez gąszcz roślin. Wypatrywał najmniejszych oznak życia.

- No proszę... niech jakiś smok przebiegnie... - Mruknął sam do siebie, zrezygnowany po godzinie bez nieustannego marszu. Nagle po jego lewej stronie, zauważył szybkie czerwone śmigniecia, jakby malutkie płomienie przeleciały przez drzewa, ale jednak się nie paliły. Punkciki zniknęły, ale obraz w głowie chłopaka już nie. No bo jakim cudem miał zapomnieć parę czerwonych oczu? A przynajmniej, on sądził, że to oczy. Nie miał stuprocentowej pewności co do tego.

Przyśpieszył goniąc cień. Wybiegł na polanę. Nic nie zauważył na pierwszy rzut oka. Po chwili jednak poczuł na sobie oddech. Powoli odwrócił się i spojrzał w rubinowe oczy smoka. Po jego wyglądzie osądził, że to Koszmar Ponocnik. Bardzo chciał oswoić tego smoka. Tak naprawdę to tylko ten gatunek mu tak na prawdę odpowiadał. Ale oswajając go mógł zginąć. To był dziki smok, zdolny do wszystkiego.

Zrezygnowanym wzrokiem, spojrzał błagalnie na gada. Smok złagodniał na pysku. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony człowieka. Zazwyczaj tamci uciekali lub zabijali smoczy gatunek, a on tylko błagał o litość. Los tego chłopaka spoczywał w szponach Ponocnika.

Smok nieufnie oparł się skrzydłami i patrzył na homo sapiens. Przekręcił łbem i wbił wzrok na jego kamizelkę. Wyczuł zapach metalu. Był mu bardzo znajomy. Zawarczał. Chłopak nie zastanawiając się złapał malutki sztylet ubrudzony masłem i wyrzucił daleko za siebie. Koszmar odszedł na bezpieczną odległość i przypatrywał się nadal człowiekowi, w razie gdyby jeszcze miał jakieś noże lub sztylety. Miał ochotę go zabić i spojrzeć w jego oczy przed ostatnim oddechem, ale coś go powstrzymywało. Przypominał mu samego siebie. Kiedy był pisklęciem i został porzucony. Błagał tak samo o litość inne smoki, które miały zamiar wydusić z niego ostatnie tchnienie...

Tylko ta myśl powstrzymywała smoka przed ostatecznym ciosem skierowanym w chłopaka. Taka sama sytuacja życiowa... Postanowił nie zabijać człowieka. On nie zasługiwał na taki los...

Chłopak podszedł i w dłoni znikąd wysunął rybę. Rzucił ją smokowi, a ten złapał ją w powietrzu. Koszmar nabrał zaufania do człowieka. Wyczuł wokół niego dobrą aurę. On był inny od całej reszty.

Kiedy smok jadł, czekoladowooki powoli podchodził. Smok nie zwracał na niego uwagi. Dopiero gdy był za blisko, to cicho zawarczał. Ryan wysunął dłoń i zamknął oczy, a smok zrozumiał, o co chodzi ludzkiej rasie. Smok zaufał mu, a teraz on próbuje zaufać gadu. Po chwili chłopiec poczuł ciepłe łuski pod swoją dłonią. Uśmiechnął się sam do siebie i otworzył oczy.

- A więc?... Przyjaciele? - Zapytał głaszcząc czerwone łuski. On tylko cicho zamruczał. - Jakie chcesz imię? Co powiesz na... Roon? - Przejeżdżając palcami po skórze poczuł wgłębienia. Zapewne blizny. Zrobiło mu się żal przyjaciela. Smok po chwili zaryczał na zadowolenie. - A więc, Roonie. Będziesz moim przyjacielem i dasz się dosiąść? - Na ostatnią propozycję zgodził się, ale po długim proszeniu i obiecywaniu, że człowiek go nie skrzywdzi. Z szumem wylecieli z lasu. Po chwili wylądowali na plaży. Smok nadal nie ufał ludziom. Nawet do Ryana miał malutkie wątpliwości, ale wydawał się dobry.

Dopiero kiedy Koszmar Ponocnik zauważył inne smoki zrozumiał, że Ci ludzie nie mają złych zamiarów, a wręcz przeciwnie.

Ryan

Zsiadłszy z smoka, zauważyłem moją mamę, która dopiero co przyleciała z Czkawką. Podbiegla do mnie i mocno przytuliła.

- Jestem taka dumna... - Szepnęła. - Ty też masz własnego smoka.

- Tak, mamo. - Nie ukrywałem łez. Nie opłacało się nawet ich wycierać.

- A może... teraz... No wiesz. Polecimy do domu? Inni kiedy zobaczą, że mamy smoki, to też będą na nich latać?...

Nic nie odpowiedziałem, bo nie wiedziałem. Z jednej strony tęsknię za domem, za bratem i za wszyskim, ale tu zacząłem przyjaźnić się z innymi ludźmi i tak nagle to wszystko przerwać?

Moja mama jakby umiała czytać w myślach rozwiała część moich pytań.

- I wiesz, że będziemy mogli ich odwiedzać, o ile pokażą nam gdzie mieszkają, prawda? - Oni wszyscy tylko zawtórowali. W sumie była w tym racja. Napewno będę kilka razy na miesiąc przylatywał ich odwiedzić.

Kolejne godziny zajęły nam na locie na Herring, gdzie zostały wszystkie nasze rzeczy. Szkoda było tak opuszczać tą wyspę i na jakiś czas roztać z tymi ludźmi. No niby byli starsi o pięć lat, ale to nic. Będę tęsknił...

Czkawka rozwinął mapę archipelagu i wskazał naszą wyspę, Wyspę Cierni i samą Herring na której byliśmy.

- Będziemy tęsknić, ale odwiedzimy was. - Wszyscy ze wszystkimi pożegnali się. Ostatni raz posłałem spojrzenie na ludzi i smoki i razem z mamą na Śmiertniki Zębaczu poleciałem ku nieznanym.

*Narrator Wszechwiedzący - To jest taki narrator, który zna odczucia bohaterów.

~~~

I kolejny rozdział! Komu się podoba?😁🤔 I czy może być to, że tamta dwójka odlatuje na swoją wyspę? (Oczywiście nie zaprzeczam, ale i nie potwierdzam tego, czy jeszcze się pojawią w fabule. Może tak, może nie?...🤔) Poprostu było mi trochę trudno sterować czternastoma postaciami i musiałam nieładnie mówiąc, pozbyć się paru osób.

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz