32. Czuwaj Aleczku

432 22 5
                                    

30 marca 1943 roku
Tego dnia zginął;
Maciej Aleksy Dawidowski"Alek"
Jan Roman Bytnar "Rudy"
Od ran zadanych w akcji pod Arsenałem lub jak kto woli Meksyk II
Czuwaj Alku
Czuwaj Rudy
[*]

Warszawa, 23 lipca 1943 roku

-Warszawa tego lata jest wyjątkowo ciepła, prawda?- zapytał Alek uśmiechając się szeroko do Mai, która siedziała na ławce przed kamienicą, w której mieszkała razem z rodziną Zawadzkich. Znudzona Hermes pogrążona w swoich myślach nie zwracała uwagi na siedzącego obok Alka, ani na pogodę, ani na ludzi, ani na to, że ludzi na ulicach coraz więcej. Dawidowski przewrócił oczyma po czym odchrząknął znacząco. Maja nadal nie reagowała, nadal wpatrywała się pustym wzrokiem w bruk, a w dłoniach coraz mocniej ściskała swoją jasną laskę. Maciek westchnął cicho po czym szturchnął delikatnie Hermes w bok. Zadziałało od razu. Maja gwałtownie odskoczyła od Macieja spadając z ławki na kamienie obok niej. Dziewczyna syknęła cicho i powoli podniosła się z ziemi słysząc melodyjny śmiech Dawidowskiego.

-Nie śmiej się już, teraz słucham- bąknęła Maja wzdychając cicho. Alek pokręcił głową z dezaprobatą.

-Chodźmy na lody!- zaproponował po chwili na co Hermes uśmiechnęła się delikatnie. Lubiła chodzić na te zimne przysmaki wraz z Alkiem. Rudym też chodziła, raz może dwa na tydzień, a ubaw był po pachy. Chłopak za każdym razem morusał sobie swój nos. Maja na wspomnienie swojego przyjaciela uśmiechnęła się szeroko. Już nie płakała za Rudym, cieszyła się, że Bytnar ma już wieczny spokój i odpoczynek. Cieszyła się, że Janeczek już nie widzi wojny.

-O czym myślisz?- zapytał Alek stojąc przed Hermes. Maja spojrzała na chłopaka

-O Rudym i o tym jak razem chodziliśmy na lody- uśmiechnęła się dziewczyna powoli idąc w stronę ulubionej lodziarni chłopców z Grup Szturmowych, a nawet całej zbiorowości Szarych Szeregów.

Dawidowski wraz z Posłaniec szli ramie w ramie, obok siebie ulicami letniej i gorącej Warszawy. Słońce prażyło niemiłosiernie i nawet słomiany kapelusz, który Maja miała na głowie, nie pomagał tak jak wcześniej. Dwójka przyjaciół cieszyła się z pomysłu chłopaka. Lody to dobry pomysł, zwłaszcza w tak gorący dzień jak ten. W końcu, lipiec zawsze był ciepły. I tak szli, Dawidowski i Posłaniec, Posłaniec i Dawidowski przez Warszawę, lata 1943. Alek co raz podskakiwał przy kroku, czym bawił swoją przyjaciółkę. Maja chichotała za każdym razem widząc skupioną minę oraz wyraz szczęścia na twarzy Macieja. Ta dwójka rozumiała się lepiej jak ktokolwiek inny. Rudy na pewno byłby zadowolony z nich.

-Co tu nagle tak mało ludzi?- zapytała Maja kiedy zauważyła, jak ludzie kolejno znikali z ulicy, a szkopi coraz częściej przechadzali się między kamienicami. Alek natychmiast zrozumiał o co chodzi

-Nie wiem -grał na zwłokę okłamując Posłaniec -Chodźmy tutaj, chcę coś zobaczyć- dodał wskazując na pobliski sklep z obrazami, które przedstawiały głównie panoramy różnych miast oraz niezidentyfikowanych obszarów świata. Alek szybko pogonił Maję do sklepu i kiedy ta tylko weszła do środka, jedną, dość małą klapką drewna zablokował drzwi tak, aby nikt nie mógł wejść do środka i wyjść ze sklepu. Maja słysząc za sobą trzask drzwi od razu zaczęła panikować i odwracając się do Macieja, już miała oczy pełne łez. Zanim Dawidowski zdążył do Mai powiedzieć cokolwiek został zgarnięty przez jakiegoś Niemca i pociągnięty za róg budynku, gdzie już stali ludzie ustawieni pod murem w równym szeregu. Alek już widział, że tym razem nie ucieknie z łapanki. Zaczął gorączkowo się modlić i rozglądać. Nikogo nie było. Tylko Niemcy, ludzie i broń z pełnymi magazynkami. W tym samym czasie przerażona Maja stała w bezruchu analizując co tak właściwie się tutaj stało. Sprzedawca właśnie wyszedł z zaplecza z filiżanką parującego napoju. Spojrzał z pod swoich złotych okularów i poprawił siwą brodę

-Co Panienka tak wypatruje za oknem?- zapytał popijając zapewne herbatę. Maja odwróciła się do sprzedawcy i całkowicie czerwonymi oczyma spojrzała na niego

-Ł-ł-łapanka jest... -wydukała- Mój przyjaciel mnie tutaj zostawił, przed chwilą go odprowadzili- dodała, a po jej policzkach spłynęły łzy, które miały pokazać jak bardzo Maja przeżywa co się stało. Sprzedawca momentalnie oprzytomniał i odstawił swoją filiżankę na ladę. Podszedł do Mai, po czym odsunął ją od szyb. Zamknął drzwi na kluczyk i zasłonił okno ciemną roletą. W sklepie zapadła ciemna poświata. Maja łkała cicho stojąc obok panoramy nocnej Warszawy. Obraz swoją drogą, był śliczny, ale Hermes nie zwróciła na niego uwagi. Zakryła twarz dłońmi i płacząc cicho wylewała swój strach i smutek. Sprzedawca już chciał się odezwać jak to bardzo jej współczuje, ale rozległy się krzyki w języku niemieckim. Głośne, przepełnione jadem, złością i dziką satysfakcją krzyki. Odliczanie, również wykrzyczane. Maja zamilkła gwałtownie. Wsłuchiwała się w to, co było wykrzykiwane. Kiedy myślała, że to był koniec, że przegapiła strzały, wszystko spadło jak grom z jasnego nieba. Ostatni krzyk, a po tym? Ciche odbezpieczenie broni i salwa. Głuchy krzyk i jęk rozległ się echem po ulicach letniej Warszawy. Maja nagle poczuła jak wszystkie siły ją opuszczają, po prostu znikają. Nogi zrobiły się jakby z waty, a krew przestała dziko pulsować w żyłach. Dziewczyna wybełkotała coś cicho, po czym runęła w czarną otchłań...

Kamyczki NadzieiWhere stories live. Discover now