PERSPEKTYWA JANKA
- Patrzyła na mnie, ale widziałem zupełnie inną osobę w jej oczach... - mówił Florian telepatycznie. - To nie była Hope, jaką znałem i jaką kocham.
- Hej, nie załamuj się... Przecież na pewno da się to odkręcić! - odpowiedziałem, choć nie mam o tym za dużej wiedzy. Wysłuchałem całej historii spotkania Floriana z Hope i na prawdę nie wiem jak mogę mu pomóc.
- Kocham ją do cholery... Kocham i nie mogę bez niej żyć. - potok czerwonych łez stawał się coraz ciemniejszy. - To tak straszliwie boli, że zabija we mnie ludzkość.
- Nie możesz jej stracić, nie pozwolimy na to. - westchnąłem. Też ją kocham, ale nie mogę mu o tym powiedzieć, przecież chyba by mnie rozszarpał.
- W tamtej chwili, kiedy zostałem sam... - ucichł na chwilę, jakby bał się słów, które miały potem do mnie dotrzeć. - Chciałem ze sobą skończyć.
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na ogromne rany na jego rękach.
- Więc nie było żadnej walki... - zrozumiałem.
- Nie było. - pokiwał głową, zaciskając pięści, co spowodowało jeszcze większy upływ krwi. Złapałem jego ręce i warknąłem cicho.
- Przestań. Musisz się uleczyć. - kazałem. On tylko patrzył na jasnoczerwoną ciecz. - Florian...
- Jaki to ma sens? - zapytał w odpowiedzi. - Mój cały świat zawalił się w jednej chwili.
- Masz nas. - zauważyłem myśląc intensywnie nad tym, jak przekonać go do swoich słów.
- Ale wataha to jedna sprawa... Miłość jest czymś więcej. Czymś, bez czego nie potrafię żyć, odkąd ją poznałem. Ona motywuje mnie do życia. Pokazuje, że mam po co robić to wszystko. A skoro jej nie ma...
Nie czekałem dłużej. Wysunąłem pazury i kilkoma silnymi ruchami przejechałem nimi po swoich obu nadgarstkach. Stłumiłem krzyk bólu i zamrugałem kilkukrotnie aby pozbyć się napływających do oczu łez.
- Spójrz na mnie. - szepnąłem, bo nawet moje myśli wyły z bólu. Florian uniósł głowę. - Cierpię razem z tobą. - zaśmiałem się i zapłakałem równocześnie widząc okropny ból w jego spojrzeniu. Wygiął usta w krzywym uśmiechu, po czym zaśmiał się razem ze mną.
- Jesteś niemożliwy. - pokręcił głową.
- To dlatego się przyjaźnimy. - prychnąłem. - Przecież wilkołaki nie istnieją, pamiętasz?
Odpowiedział śmiechem. Zobaczyłem, że jego rany zanikają. Z moimi jednak nic się nie dzieje - jestem betą i uleczam się znacznie wolniej niż on. Patrzył na mnie i wiedziałem że czuje się winny. Po części o to mi chodziło.
- Chodź, trzeba cię opatrzyć. - stwierdził wstając z ziemi.
- Nic mi nie będzie. - schowałem pazury i otarłem twarz z łez.
- Tak, jasne... - mruknął z ironią. - Chłopaki, przynieście apteczkę. Gdzieś w tamtą stronę znajdziecie samochód. - rozkazał już na głos chłopakom.
- Gdzie Dezy? - stwierdziłem że trzeba najpierw zebrać całą grupę.
- Był ze mną, ale na spotkanie musiałem iść sam. Jeszcze ich nie widziałem od tego zdarzenia.
- Ich? - zdziwiłem się. Pytałem przecież tylko o Dezego.
- No tak... W drodze poznałem Martynę. Pomogła mi się dostać do siedziby Georga. - opowiedział. - Tam znaleźliśmy Dezego, a raczej to on znalazł nas. Uratował nam tyłki w walce ze strażnikami, choć było to jego pierwsze zabójstwo.
- Co? - ściągnąłem brwi w geście niezrozumienia. - Jak to „pierwsze zabójstwo"? Chyba nie rozumiem...
- To już inna historia... - westchnął.
- Mamy czas.
PERSPEKTYWA FILIPA
Kiedy wyruszyliśmy w drogę, słońce zniknęło już za horyzontem, a las powoli stawał się ciemny. Skorzystaliśmy z tego i przemieniliśmy się. Gnaliśmy we wskazanym kierunku, jednak ja poczułem coś, przez co musiałem zboczyć z drogi.
- Czy wy też czujecie Wiolę? - ucieszyłem się i nie czekając na kompanów biegłem za zapachem.
- Filip, musimy biec po apteczkę. - warknął do mnie Stasiek. - Janek jest ranny.
- Jeśli chcecie, to biegnijcie. Ja muszę ją zobaczyć. - odparłem.
- Tego też nie zrobimy... - odezwał się Rafał. - Chodźmy, ale szybko.
Ostatecznie postawiłem na swoim. Jakże ucieszyłem się, gdy na leśnej drodze zauważyłem sylwetkę ukochanej dziewczyny. Do moich uszu dotarł pisk i zauważyłem, że nie jest sama. Był z nią jakiś chłopak, co okropnie mnie rozzłościło. Zawyłem zbliżając się do niej, ale co się dzieje? Ma w ręce broń.
- Strzelaj! - wrzeszczy brunet, przez co jeszcze bardziej mam ochotę go zniszczyć. Wiola patrzy mi w oczy i unosi lufę w moją stronę. Stawiam kilka kroków w tył. Patrzę na jej niebieskie tęczówki, jednak nie są one takie same... Są przerażone i jakby puste...
Pada strzał i czuję palący ból w jednej nodze. Zawyłem boleśnie i starałem się wycofać. Widziałem, jak chłopak wyrywa Wioli pistolet i tym razem to on do mnie celuje. Jego wzrok był morderczy, a mina i uśmiech wskazywały na zwycięstwo. Czy to jest łowca? Dziewczyna przez chwilę bacznie mi się przygląda, a potem staje pomiędzy mną i nim.
- Przestań! - krzyczy. Słyszę, jak jej serce przyspiesza. - Nie strzelaj do niego.
- Nie bądź niemądra! - odpowiedział. - To krwiożercze bestie. Odsuń się, albo ty też dostaniesz kulkę.
PERSPEKTYWA WIOLI
Przez chwilę intensywnie myślałam nad tym, co powiedział.
- Wal. - powiedziałam z lekkim zachwianiem w głosie.
- Nie rozśmieszaj mnie. - zaśmiał się pogardliwie Kamil. - Odsuń się.
- Nie waż się do niego strzelać! - krzyczałam już prawie płacząc.
Kiedy zobaczyłam wzrok tego wilka, wzrok pełen bólu i goryczy, coś we mnie pękło i pozostawiło po sobie niemały ślad. Poczułam się za niego odpowiedzialna i winna jego krzywdy, choć to tylko leśne zwierzę. Wydawało mi się to kompletnie irracjonalne, ale właściwe.
- Złaź mi z drogi. - prychnął w moją stronę i odsunął mnie na bok. Spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżał zraniony przeze mnie wilk, lecz niczego tam nie znalazłam. Tylko zimny wiatr poruszał małymi krzewami i trawą. Kamil westchnął poirytowany. - Zadowolona jesteś z siebie?
- Tak. - przytaknęłam, aby jeszcze bardziej mu dogryźć.
- Wracamy do domu. - stwierdził jakby nie słysząc mojego potwierdzenia. - Już późno, rodzice napewno się martwią.
I udaliśmy się w drogę powrotną, a potem pojechaliśmy do domu. Kiedy już tam dotarliśmy, mama i tata byli źli, że przyjechaliśmy tak późno. Ja jednak przez cały ten czas nie mogłam przestać myśleć brązowych oczach, które zraniłam.
_______________________________
jestem miła i szybko dodaję rozdział hihi

YOU ARE READING
Silence | | Skkf
FanfictionFlorian objął mnie ramieniem i wolnym tempem kontynuowaliśmy drogę do domu. - Nie jest ci zimno? - zwróciłam się do niego przerywając wreszcie ciszę panującą pomiędzy nami od jakiegoś czasu. - Mnie? - zaśmiał się. - Skąd! To ja powinienem raczej c...