3.8K 191 18
                                    

Czas nigdy nie miał znaczenia. Dźwięk tykania zegara, który roznosił się echem po pustych salach nie powodował uczucia pośpiechu lub powolnego zanikania z tego świata.
Todoroki Shōto już któryś dzień z kolei siedział na rozłożystym, niegdyś szkarłatnym, teraz zakurzonym i wypłowiałym z barwy fotelu i przyglądał się zapewne ponad trzysetnej zimie w swoim życiu. Płatki delikatnie osiadały na niewielkim parapecie za oknem, a szron formował przeróżne, fascynujące dla oka kształty na szybie. Mężczyzna westchnął przeciągle, gdy dojrzał także swoje lekko rozmazane odbicie. Nie był w najlepszej kondycji; nie potrafił się przemóc, aby zadbać o poszarzałą cerę oraz podkreślone przez głębokie cienie, dwukolorowe oczy. Jego myśli przepełnione brakiem konsekwencji z mijających godzin, dni, a nawet lat utrzymywały go wciąż w bezruchu.

  Samotność była jego jedyną przyjaciółką i był pewien, że tak zostanie na wieki. Nie wiedział jak bardzo się mylił. 



  Śnieg chyba nigdy nie sypał tak zaciekle i wściekle jak tego dnia. Biały puch znacznie ograniczał pole widzenia, a chłód doskwierał na tyle mocno, aby po paru minutach bezpośredni kontakt skóry z powietrzem sprawiał ból. Niestety akurat w tę pogodę drobna istota musiała tułać się z daleka od cywilizacji po zaśnieżonym lesie. Wszystko wokół wyglądało niemalże tak samo, a przerażenie z minuty na minutę paraliżowało ją coraz bardziej. Istotą tą było nic innego tylko dziecko, dawno opuszczone przez zmarłą rodzinę. Pozbawione schronienia, poszukiwało pomocy, lecz nie zdawało sobie sprawy z zagrożeń czyhających na każdym kroku. Pchane niewytłumaczalną determinacją do odnalezienia lepszego życia, zdawało się nie dostrzegać powoli zanikającej siły do normalnego funkcjonowania. Ciało dziecka, a dokładniej dziewczynki coraz słabiej poruszało się przez zaspy, a ciepło uciekało w zatrważającym tempie.

  Przerażenie w jednej sekundzie przerodziło się w ciekawość. Nieopodal [k/w]włosej spadła gruba warstwa puchu na ziemię z wciąż drążącego krzaka, a śnieg zaskrzypiał jakby od czyichś kroków. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu sprawcy tych dźwięków.
Nagle jej drobną sylwetkę nakrył wysoki cień. Kątem oka dostrzegła coś ciemnego za swoimi plecami i ostrożnie zwróciła się przodem do postaci. Uniosła spojrzenie na wysokiego mężczyznę w czarnej pelerynie, który obserwował ją spod grzywki czerwono-białych włosów. Jej nogi zaczęły drżeć w momencie, gdy ujrzała szare i turkusowe ślepia, w których czaiło się coś złowieszczego.

  — Kim...Kim jesteś? — szepnęła łamiącym się głosem. Nieznajomy postąpił krok w jej stronę, a następnie ostrożnie obszedł ją dookoła. Nigdy nie doczekała się odpowiedzi.

  — Nie rób mi krzywdy! — pisnęła, gdy mężczyzna po raz kolejny zbliżył się. Cofnęła się z zamiarem ucieczki, lecz w tym momencie silne emocje i wycieńczenie dały o sobie znać, co spowodowało, że drobne ciało dziewczynki osunęło się bezwładnie w wysoką zaspę.


Dziewczynka otworzyła oczy i zamrugała parokrotnie powiekami, lecz nie dało to oczekiwanego skutku - przyzwyczajenie wzroku do panującej ciemności było niemożliwe. Jej oddech stał się płytki ze strachu, a [k/o] tęczówki coraz bardziej skrywały się za łzami.
Po dłuższej chwili udało jej się zebrać na odwagę na tyle, aby sprawdzić gdzie się znajduje. Wstała i przemieściła się parę kroków do przodu, natrafiając w końcu na ścianę. Sunęła przy ścianie, aż znalazła kąt, w którym łączyła się ona z drugą. Gdy skupiała cały swój zmysł dotyku na wytapetowanej powierzchni, rozpoznała w pewnym momencie metalową dźwignię, przypominającą klamkę. Szarpnęła za nią; niestety bez skutku. Po paru kolejnych próbach, poddała się całkowicie, opadając bezsilnie na podłogę.
Zaszlochała donośnie. Przerażenie nieświadomością swojej sytuacji wręcz ją dusiło i paraliżowało.

Nagle poczuła jak ściana, o którą opierała się plecami, pcha ją do przodu. Skoczyła na równe nogi jak oparzona i spojrzała na przyciemnioną strugę światła, która dobiegała jakby z korytarza. Jej oczom ukazała się także znajoma postura obcego, z którym miała wcześniej do czynienia. Dokładnie widziała połyskującą w ciemnościach, turkusową tęczówkę. Nie potrafiła wydać z siebie żadnego dźwięku w tamtym momencie.
Nieznajomy wszedł do środka, lecz słysząc głośny płacz dziewczynki, nagle się zatrzymał. Ona nie potrafiła opanować łez, a on wydawał się być zmieszany tym zdarzeniem.

— Przestań. — usłyszała nagle głęboki, niemalże zmęczony głos. Pociągnęła nosem i otarła łzy skrawkiem rękawa.

— Kim jesteś? — wydukała po chwili ciszy. W odpowiedzi usłyszała kroki, które kierowały się gdzieś do wnętrza pokoju. Wtem ujrzała malutkie źródło światła z zapalonej zapałki, a następnie jak zostają zapalone trzy świece na dużym świeczniku. Bez jakichkolwiek uprzedzeń podeszła blisko do jedynej jasnej rzeczy w tym pomieszczeniu i zaczęła przyglądać się niewielkim płomieniom. Kątem oka dostrzegła, że mężczyzna jej się przygląda.

  — Nazywam się Todoroki Shōto, ale uważam, że nie powinnaś tak bardzo się tym interesować, skoro i tak nie zostaniesz tu długo. — powiedział w końcu. Dziewczynka zwróciła się delikatnie w jego stronę.

  — Dlaczego? — zapytała z czystą, dziecięcą ciekawością, której można oczekiwać od kogoś w jej wieku. Jak na typową sześciolatkę przystało była w stanie także zmienić w ułamku sekundy niepewność w zaciekawienie.

  — Od samego początku sprawiasz mi tylko problemy. — odburknął w odpowiedzi Todoroki i skierował się do wyjścia.

  — Gdzie idziesz? — wyszeptała drżącym głosem, gdy chwycił za klamkę. Zerknął tylko na nią przez ramię i zamknął drzwi. [K/w]włosa została znowu sama w minimalnie oświetlonym pokoju. Miała nadzieję, że Shōto jednak niedługo wróci i pomoże jej wydostać się z tego strasznego miejsca, a następnie wskaże dalszą drogę ku celu.

  Niestety minęło sporo czasu od kiedy wyszedł. Dziewczynka postanowiła rozejrzeć się po pomieszczeniu, więc sięgnęła po świecznik i obeszła je dookoła. Ściany miały lekko wyblakły kolor czerwieni, okna były zabite grubymi deskami, a meble skryte zostały pod zakurzonymi płachtami.
  Jej poszukiwania zakończył widok ogromnej, zaschniętej plamy krwi na dywanie oraz trzy, różne rodzaje poroża rozrzuconego w nieładzie tuż przy kominku. Przestraszona krzyknęła na to odkrycie, po czym ponownie zalała się łzami, które skończyły płynąć dopiero w momencie, gdy zasnęła w drugim końcu pokoju.

𝐓𝐢𝐦𝐞𝐥𝐞𝐬𝐬.Where stories live. Discover now