1K 119 28
                                    

Kałuża krwi jeszcze przez długi czas pozostawała na posadzce. Shōto nie potrafił zaprzątać sobie głowy, aby pozbyć się dowodów z tamtego wydarzenia. Długo nie potrafił sam przed sobą usprawiedliwić swojego zachowania.
  Przez pierwsze parę dni bez przerwy pokonywał długość korytarza przy pokoju [T/I], nieświadomie zwalniając kroku przy zamkniętych drzwiach. Był na siebie wściekły, że tak bardzo targały nim wyrzuty sumienia oraz przejmowanie się stanem dziewczyny. Otóż, przebywała ona w pokoju, nieprzerwanie śpiąc. Todoroki tak naprawdę tylko nasłuchiwał, czekając na jakikolwiek znak, że się obudziła. Jednocześnie przepełniało go zadziwienie swoim postępowaniem; nigdy wcześniej nie utrzymywał tak długich relacji z ludzką istotą, ponieważ wiedział jak to się zakończy. Od kiedy parędziesiąt lat temu niemalże przekroczył granicę niezobowiązującego kontaktu, zaczął traktować ludzi tylko i wyłącznie w jeden sposób - pozbawiał ich życia z zimną krwią.
Jednakże nie potrafił wytłumaczyć zaistniałej sytuacji w żaden logiczny sposób. Dlaczego na samym początku nie zabił dziewczyny w lesie, tylko ciągnął jej żywot do tego momentu i dlaczego parę dni temu w końcu go nie zakończył? Może była to chwila słabości i potrzebował towarzystwa, a może po prostu chciał trochę „pobawić się jedzeniem"? Wmawiał sobie, że to zdecydowanie druga opcja, lecz i tak w głębi martwego serca wiedział, że chodzi o coś innego. Jednocześnie zawiódł i tak chwiejne zaufanie [T/I].

Którejś letniej, dusznej nocy w końcu usłyszał głęboki wdech z pokoju oraz szamotaninę z kołdrą. Ostrożnie podszedł do drzwi i czekał cierpliwie. W środku na chwilę zapadła cisza, po czym rozległ się dźwięk delikatnych kroków, a następnie ujrzał bladą twarz [k/o]okiej. Jej źrenice zwężyły się, a usta zadrżały.

— Jak się czujesz? — zapytał w końcu Shōto starając się zachować pozory spokoju.

— Jak się czuję? Jak się czuję?! — wykrzyknęła. — Prawie umarłam! A mój oprawca martwi się moim samopoczuciem, niesamowite... — odparła na koniec, lekko zachrypniętym głosem i oparła się bezsilnie o framugę. Spojrzała spode łba prosto w tęczówki mężczyzny.

— Potrzebujesz czegoś? — ponownie zadał pytanie tym niewytłumaczalnie opanowanym głosem. [T/I] pokręciła głową.

— Jedyne od czego ciebie chcę, to żebyś trzymał się ode mnie z daleka. Jeśli i tak muszę być tu przetrzymywana to przynajmniej nie zbliżaj się do mnie. — odpowiedziała i zniknęła w pomieszczeniu za głośno zamkniętymi drzwiami. Oparła się o drewnianą powierzchnię od środka, a jej oczy napełniły się łzami.
Całkowicie nie potrafiła zrozumieć Todorokiego; ledwo uszła z życiem przez jego atak, a on zachowywał się jakby nic takiego nie miało miejsca, dodatkowo sugerując jej pomoc. Nie chciała już od niego nic. Do niedawna chciała go zrozumieć, nawiązać nawet coś w rodzaju relacji, skoro miała spędzić tu najprawdopodobniej całe swoje życie, lecz teraz nie potrafiła nawet z nim przebywać. Znowu czuła tylko strach przed potworem, który czaił się tuż za ścianą.

  Od tamtej pory kolejne doby mijały, a [T/I] nie opuszczała swojego pokoju; drzwi otwierała jedynie, aby wciągnąć do środka tacę z jedzeniem, którą Todoroki zostawiał na podłodze lub skorzystać z toalety. Zawsze starannie badała czy nie spotka mężczyzny i jak najszybciej potrafiła wykonywała dane czynności.
  Na początku wampir starał się zamienić z nią parę słów, wyjaśnić i przekonać, że jest mu przykro lub po prostu zobaczyć w jakiej kondycji znajduje się dziewczyna, lecz ona utrudniała mu to na wszystkie sposoby. Gdy tylko słyszała jego kroki barykadowała drzwi i czekała cierpliwie aż odpuści. Nawet jego nawoływania pozostawały bez odpowiedzi.

  W pewnym momencie nie wytrzymał obojętności oraz ciszy jaką otrzymywał i pod wpływem impulsu, bardzo donośnie i z premedytacją zdjął wszelkie blokady oraz otworzył na oścież frontowe wejście do posiadłości. Gdy promienie słoneczne wkradły się do środka, błyskawicznie odskoczył w bok i obserwował jak światło kreuje przeróżne kształty na kamiennej posadzce. Następnie z lekką obawą przysiadł na fotelu w korytarzu i czekał na jakikolwiek dźwięk zdradzający ciekawość [k/w]włosej.
  Nie wiedział ile dokładnie minęło, ale w końcu do jego uszu dobiegło skrzypnięcie, po czym ostrożne kroki po dywanie. Ujrzał jej sylwetkę na najwyższym podeście schodów, która przystanęła, a jej głowa obróciła się parę razy wypatrując zagrożenia. Finalnie ich spojrzenia się skrzyżowały. Starał się pokazać jak najbardziej łagodny wyraz twarzy, co najwyraźniej podziałało, ponieważ w następnej sekundzie dziewczyna schodziła powoli w dół. Nie spuszczała wzroku z nieruchomej postaci na fotelu do momentu, w którym dotarła tuż przed otwarte drzwi. Zaciągnęła się świeżym powietrzem i zerknęła tęsknie na zazielenioną trawę oraz blask słońca. Posłała Shōto niepewne spojrzenie i gdy nie dostała żadnej konkretnej reakcji w odpowiedzi, ruszyła ile sił w nogach w las.
Biegła nieprzerwanie przez nieznane jej tereny; jedynie adrenalina dodawała jej sił, ponieważ jej ciało było po tym czasie niezdolne do dłuższego wysiłku. Dopiero, gdy dostrzegła, że staje na skraju polany, zatrzymała się. Upadła na kolana, ciężko dysząc. Wybuchła piskliwym płaczem i pozwoliła swojego zmęczonemu ciału opaść na miękką, wysoką trawę. Natychmiast otulił ją jej zapach oraz zapach lata. Nie wiedziała, co począć od tej chwili, ale liczyła się dla niej w tamtym momencie tylko teraźniejszość oraz wolność, którą odzyskała.

 
  Leżała tak do kiedy w końcu zebrał się wiatr i ocucił ją z beztroskiego stanu. Uniosła się na łokciach i rozejrzała wokoło. Do jej umysłu zaczęły napływać smutne myśli o przyszłości; nie miała nic i nie wiedziała co począć. Słońce tylko jeszcze przez parę godzin będzie w górze, a potem nie będzie mogła bez strachu tutaj przebywać. Stanęła na nogi i ruszyła w nieznanym jej kierunku. Jej celem było znalezienie końca lasu i jakiegokolwiek znaku życia.
Podczas wędrówki coraz bardziej uświadamiała sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje i że tak naprawdę Todoroki był jedynym, który dał jej właściwy dom. Może nie potrafił zachowywać się jak osoba, która przejmowała się jej wychowaniem i był chodzącym niebezpieczeństwem, ale przez cały ten czas dbał o jej stan i dotrzymywał jej towarzystwa. Jednocześnie zdawała sobie sprawę jak absurdalnie to brzmi; potwór przejmujący się twoim stanem? To pewnie było tylko przygotowanie do finalnego odebrania życia.
Cały czas biła się z myślami, a dylematy niemalże rozrywały ją na pół. Dlaczego w ogóle zastanawiała się nad powrotem do bycia więźniem kogoś kto był mordercą?

Pod naporem zbyt dużej ilości myśli, [T/I] aż przystanęła i dygocąc od nadmiaru sprzecznych emocji, wykrzyknęła wprost w pusty las:

— Shōtoooooooo!

𝐓𝐢𝐦𝐞𝐥𝐞𝐬𝐬.Where stories live. Discover now