Pierwsze dni

341 5 0
                                    

Grace obudziła się popołudniu. Leżała jeszcze przez dobrą godzinę wpatrując się w baldahim nad sobą. Potem ubrała brązową suknię i czarne trzewiki. Swoje rude włosy zostawiła spadające kaskadą na ramiona. Ruszyła do jadalni. Miała poważne podejrzenia, że śniadanie zostało już dawno zjedzone.

Wchodząc do jadalni poczuła dziwny uścisk w żołądku. Bała się, że zobaczy tam Piotra.
Przy dużym stole zasłanym obrusem stało dwadzieścia zdobionych krzeseł. Zastawa była również bogato zdobiona. Potrawy leżące na stole wskazywały jednak, że zbliża się obiad. Przy stole nikt nie siedział.
-Dzień dobry. - Grace powitała driade roznoszącą napoje.
-Witaj panienko. Wszystko już gotowe. Panujące rodzeństwo zjawi się niebawem.
-A gdzież oni są?
-Pojechali na przejażdżkę konną z samego rana.
-Rozumiem,dziękuję. - uśmiechnęła się do niej ciepło.
Czekała na nich dwa kwadranse. W tym czasie zdąrzyła pomóc kucharzowi, bo uważała że służba jest na równi z nią. Kiedy w końcu wrócili zauważyła brak Zuzanny i Łucji.
-Gdzie dziewczyny? - zapytała Piotra tak jakby wczoraj nic się nie wydarzyło.
-Poszły na przymiarki sukienek.
-Sukienki to zdecydowanie ich bajka.
Po krótkim czasie odezwał się Edmund.
-Wiecie co? Ja pójdę już muszę coś zrobić... - popatrzyła na Grace wymowie - Wy sobie porozmawiajcie.
I wyszedł. Tak poprostu. Rudowłosa myślała, że go zatłucze. Wstała i ruszyła na balkon. Piotr za nią.

-Przepraszam cię za niego. - Piotr odezwał się pierwszy.

-Nic się nie stało. To też mój brat od niedawna.

-Grace, ja nie chcę, żeby między nami było tak źle. Chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy, ale nie potrafię.

-Musisz. Ja nie chcę się zakochać, słyszysz? - popatrzyła prosto w jego oczy. - Nie mogę, ja nie umiem, a przede wszystkim chcę żeby było tak, jak dawniej. - odwróciła się i stanęła po innej stronie balkonu. Wielki Król położył jej ręce na ramionach.

-Nie wiem co będzie dalej. - rzekł po chwili milczenia.
-Ja też nie. - odwruciła się do niego. - Ale wiem, że chce z twojej strony tylko przyjaźni, niczego więcej.

Kolejne dni mijały wszystkim spokojnie. Ojciec Grace odnalazł jej matkę. Ruda była najszczęśliwsza pod słońcem. Wyściskała ich i starała się nadrobić stracone lata. Jej rodzice tydzień mieszkali w Ker, ale potem przenieśli się do swojej wymarzonej leśnej chatki. Grace biegała tam codziennie wieczorem aby z nimi pobyć i porozmawiać.

Tego dnia słońce parzyło z góry mocno i było gorąco jak w kotle. Grace zbudziła się rano, kiedy jeszcze słońce nie wstało. Założyła przewiewną białą koszulę i bordowe spodnie o szerokich nogawkach. Umyła twarz, a włosy zaplotła w dwa kłosy. Nie potrzebowała pomocy służących. Sama świetnie dawała sobie radę. Wzięła łuk, kołczan że strzałami i wyszła z komnaty. Wpadając do kuchni złapała ciasto które było przeznaczone na naleśniki i żegnana przez wszystkich zgromadzonych w tym parnym pomieszczeniu ruszyła do stajni. Osiodłała białego konia i ruszyła do lasu.

Tutaj było przyjemnie chłodno. Drzewa co jakiś czas poruszały się, tańczyły i śmiały. Powodowało to niewyobrażalną radość u Grace. Czuła się z nimi związana mimo, że była córką najady, a nie driady.

Na swojej drodze spotkała Afrę. Zeskoczyła z konia i podeszła do boginki leśniej.
-Witaj Afro.
-Grace, miło cię widzieć. - powiedziała swoim jak zawsze melodyjnym głosem. - przejdziemy się?
-Chętnie. - Ruda chwyciła uprząż konia i ruszyła dotrzymując kroku driadzie.

-A więc jesteś córką najady o imieniu Lovi?
-Dokładnie.
-W takim razie jak to się wydarzyło że są razem? Wybacz ciekawość, ale to takie romantyczne.
-Z tego co wiem to ojciec pewnego dnia uciekał przed chordą wysłaną przez tą uzurpatorkę. Wpadł do wody. Mama go uratowała. Potem jej rzeka zamarzła. Ojciec opiekował się nią przez prawie rok. To od początku była miłość. Nie przyjaźń. Miłość. Moja mama zawsze mi powtarza, że jeżeli przyjaźń zamienia się w miłość, to uczucie, które nazywaliśmy przyjaźnią było nieprawdziwe i oszukiwaliśmy sami siebie.

-Święte słowa. - wtrąciła Afra.

-Też tak myślę. A teraz słuchaj dalej. Tak się ta ich miłość potoczyła, że pewnego dnia dotarło do Lovinandy, bo tak brzmi jej pełne imię, że jest przy nadziei. Napoczątku ona sama nie mogła w to uwierzyć. Potem wzięli cichy ślub, na którym nie było nikogo, oprócz Aslana, który jakim cudem(naprawdę nie wiem jakim) dostał się tam.

-A jaką suknie miała twoja mama?

-Uwież mi Afro to nie jest najważniejsze.

-Jest.

-No dobrze. Z tego co wiem miała na sobie białą sięgającą ziemi suknię, lekko rozkloszowaną z długimi rękawami. I winek na głowie. Dwa miesiące po ślubie urodziłam się ja. Rodzice powierzyli Aslanowi opiekę nademną w razie zagrożeń. Zrobili tak, ponieważ był ich bardzo dobrym przyjacielem. Potem mama została uwięziona w rzece. Reszę już znasz.

-To naprawdę wzruszające.

-Trochę.

-Dobrze wracaj już. Mama nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.

-Przyjdę jeszcze kiedyś. - Rudowłosa przytulił Afrę na pożegnanie i dosiadła konia. Czas było wracać.

Piotr siedział na tronie rozmyślając. Przed chwilą podpisywał ważne dokumenty, ale to nie o nich teraz myślał. Przed oczami wciąż miał pewną waleczną Rudowłosą dziewczynę. Nawet o swoim dawnym życiu nie myślał tyle co o niej. Tak. Zajmowała ważne miejsce w jego życiu. Zawładnęła jego sercem całkowicie, ale co miał zrobić. Ludzie mówią czasami, że jedynym lekarstwem na niespełnioną miłość była nowa miłość. Warto sprubować.
Z rozmyśleń wyrwał go jego doradce. Był to bożek leśny, Aqit. Był postawnym młodym stworzeniem o czarnych jak noc włosach i takich samych bezdennych oczach.

-Panie czas na obiad.

-Ach tak zapomniałem, dzięki. Przygotuj następne dokumenty. O i jeszcze zorganizuj polowanie.

-Oczywiście.
Aqit skłonił się nisko, gdy Piotr wychodził. Kiedy się wyprostował popatrzył na niego z wyraźną niechęcią. Nie dlatego, że nienawidził króla. Głównym powodem tego był fakt, że wyżej wspomniany Piotr starał się o Grace. Grace bardzo podobała się młodemu doradcy. Można powiedzieć, że z wzajemnością, ale Ruda nie myślała o nim zbytnio. Aqit za to postawił sobie za cel rozkochać w swojej własnej osobie lady Grace, przyjaciółkę panującego rodzeństwa, damę na Ker-Paravelu, jedną z najlepszych łuczniczek i dowódczynie jednego z oddziałów krolewsiej armii, jak była tutułowana.

Po południu Grace postanowiła odpocząć. Nie miała jednak z kim porozwamiać. Zuzanna z Edmundem udali się do Archenlandii, Łucja była chora i nie wychylała nosa z pod kołdry. Możliwością był Piotr, ale rudowłosa zauważyła, że od tej pamiętnej rozmowy ich relacja uległa znacznemu pogorszenie. Przyjęła to z niemałym smutkiem. Nawet jednak, jeśli zdecydowała by się z nim porozmawiać, to on i tak gdzieś przepadł. Usłyszała  pukanie.
-Wejść.
-Dzień dobry, nie przeszkadzam? - Aqit bezszelestnie wszedł do pokoju. Ten widok zdziwił Grace, ponieważ był ostatnią osobą jakiej się tutaj spodziewała. Wstała z łóżka i usiadła na sofie.

-Nie, proszę usiądź.
-Dziękuję.
-Co Cię do mnie sprowadza?
-Wiem, że nie znamy się zbyt dobrze, ale powiem to wprost. Podobasz mi się i to bardzo.
Grace nie wiedziała co powiedzieć. Aqit był przystojny i zabawny, nawet w typie Rudowłosej, ale ona przecież obiecała sobie, że się nie zakocha. W tym momencie pomyślała o tym, jak bardzo Piotr złamał jej serce.

-Czy zostaniesz moją partnerką?
-Przecież my się prawie wcale nie znamy.
-Oj no proszę. Nie bądź taka. - niebezpieczne się nad nią nachylił.
-Aqit ja naprawdę nie znam cie zbyt dobrze. Możemy się umówić na spotkanie, porozmawiać, poznać się lepiej.
-No dobrze. Ale wiedz, że będziesz moja. - mówiąc to wbił się w jej wargi. Nie mogła się od niego oderwać. Szarpała się , ale na próżno. W pewnym momencie dała za wygraną, ale potem z jeszcze  większą siłą kopnęła go tam gdzie potrzeba i podarowała mu siarczysty policzek.

-Niegdy więcej tego nie rób. Wynoś się!
Uderzyła go jeszcze raz i prawie siłą wypchnęła za drzwi. On już pożałuje tego co zrobił. Popamięta ją na długie lata.

Kolejny rodział. Jak widzicie mam nową postać. Jeżeli ktoś to czyta to dzięki. Tradycyjnie przepraszam za błędy.

pannaGranger

Narnia z przed Wieków | w trakcie korekty |Where stories live. Discover now