ANKA

17 1 0
                                    


Na uczelnię dotarłam przygotowana jak zwykle. A to oznacza, że byłam przygotowana na medal, na maksa, jak zwał tak zwał ważne, że byłam naprawdę dobrze przygotowana. Miałam wszystko czego mogłam dzisiaj potrzebować i umiałam wszystko co powinnam na dzisiaj umieć. Słowem nic nowego. Zawsze tak było. Byłam nudną prymuską nie tylko na swoim roku ale ogólnie stroniłam od ludzi, a raczej ludzie unikali mojego towarzystwa. To nic takiego, lubiłam swoje życie. Miałam po prostu znajomych i przyjaciół w innych niż te uczelniane kręgach towarzyskich. A to z kolei oznaczało, że tak naprawdę miałam tylko jedną najukochańszą przyjaciółkę i prawie nikogo poza tym. To prawda, że nieco odstawałam od swoich kolegów i koleżanek ze szkoły ale i tak można by śmiało powiedzieć, że przeszłam totalną metamorfozę od kiedy wprost wybłagałam u rodziców naukę w państwowej uczelni. Niestety mój ojciec nie do końca pogodził się z moim wyborem i przy każdej nadarzającej się okazji hojnie wspomagał naszego rektora. No cóż ojciec piastował państwowe stanowisko i jak tylko mógł korzystał z okazji by zdobyć sobie nowych sprzymierzeńców pod postacią głosów wyborczych.

Siedziałam teraz w sali wykładowej, jednak jak zwykle przy obecności tego chłopaka nie mogłam się skupić i byłam prawie zahipnotyzowana. Od kiedy dołączył do naszej grupy, chyba każda dziewczyna wiedziała kim jest i każda robiła wszystko by zdobyć choć na chwilkę jego zainteresowanie. W tym przypadku w niczym nie odbiegałam od uczelnianych koleżanek. Zawsze przyglądałam mu się ukradkiem, tak by nie daj Boże coś zauważył. Brakowało mi jednak odwagi i ich przebojowości by chociażby spróbować doprowadzić do sytuacji, w której zauważył by choćby moje istnienie w tej szkole, e tam w ogóle moje istnienie na tej planecie. O innych rzeczach nie mówiąc. Nic z tego o czym w tej chwili mówiła pani Torowska nie docierało do mojej otępiałej głowy zajętej wpatrywaniem się w najprzystojniejszego chłopaka na świecie. Byłam dosłownie cała w niego wgapiona, dosłownie to pożerałam go wzrokiem. Byłam wpatrzona w Boga naszej uczelni, którego ubóstwiała każda, powtarzam każda dziewczyna. Ładna i brzydka, fajna i ta, której nikt nie lubił, dosłownie każda. Byłam jak one wszystkie platonicznie zakochana w Kamilu Woźniackim, najlepszym ciachu w naszej szkole, a może w ogóle najlepszym jakie chodzi po ziemi. Czy chłopak może być aż taki przystojny? Od tego przyglądania już chyba nawet śliniłam się na jego widok. Zresztą jak każda z nas. Każda przecież do niego wzdychała i chyba każdej się podobał. Ba, byłyśmy nim zauroczone i do szaleństwa wszystkie w nim zakochane. Młody, nieziemsko przystojny, całkowicie wyluzowany, noszący wyłącznie obcisłe czarne ubrania, które podkreślały jego mocno wyrzeźbione i wytatuowane ciało i ten lekko ironiczny uśmiech, który nigdy nie schodził z jego ust. Marzenie. No więc oparłam głowę na dłoni wspartej łokciem i patrzyłam, patrzyłam i patrzyłam. Nie poznawałam siebie gdy tylko pojawiał się na zajęciach, ale w tej chwili zupełnie mnie to nie obchodziło. Dzisiaj miałam dobrą miejscówkę, mogłam tak sobie go oglądać nie narażając się przy tym na kpiny innych dziewczyn a przede wszystkim na to, że chłopak odwróci się gwałtownie i zauważy mój lepiący się do niego wzrok. Całkowicie odpłynęłam nie zauważając co mówi wykładowca. Oczywiście nie zauważyłam nawet jak drzwi do sali się otworzyły i jak zwykle swoim płynnym krokiem – niektórzy podejrzewali ją o długoletni romans z naszym rektorem, zresztą niczego sobie facetem w średnim wieku - weszła sekretarka naszego wielebnego dziekana. Kątem oka dostrzegłam jak rozmawia z doktor Torowską. Po chwili ta druga przywołała nas do porządku.

- Panno Przybysz? – poszukała mnie wzrokiem – jest pani proszona do dziekana.

Chwilę trwało zanim to do mnie dotarło. Przetarłam oczy i natychmiast wstałam. Nie chciałam odrywać się od myśli o tym przystojnym chłopaku ale chyba w tej chwili nie miałam wielkiego wyboru.

- Teraz? – zapytałam zmieszana, bo nie usłyszałam dokładnie o co właściwie jej chodzi.

- Teraz panno Przybysz, no chyba że każe Pani poczekać Panu rektorowi aż znajdzie Pani dla niego chwilkę swojego drogocennego czasu – poirytowana doktor Torowska krytycznie na mnie spojrzała i nie omieszkała tego skomentować.

BaletnicaWhere stories live. Discover now