KAMIL

4 0 0
                                    


KAMIL

Coś w mojej głowie niemiłosiernie głośno waliło. Nie chciałem, no i nie miałem siły się obudzić. Leżąc ciągle jeszcze z zamkniętymi oczami przesunąłem ręką lekko w prawo i natrafiłem na coś miękkiego i ciepłego. To coś pod wpływem mojego dotyku nieznacznie się poruszyło.

Walenie w głowie stawało się nie do wytrzymania.

- Kurwa, niech to dudnienie chociaż na chwilę ustanie – wychrypiałem przez zaciśnięte gardło. Oczy nadal odmawiały mi posłuszeństwa. Paliły i szczypały w niemiłosierny sposób.

- Kamiz, otwieraj te cholerne drzwi! Ile mam tu jeszcze stać!? Słyszysz!? Otwieraj te cholerne drzwi!

Co do diabła? Nie dość, że łeb mi pęka, to jeszcze jakiś idiota naparza w moje drzwi i wydziera się na całe gardło.

Z trudem wyczołgałem się z pomiętej pościeli i uwolniłem od ciepłego, ciągle leżącego w moim łóżku i w dodatku przytulającego się do mnie ciałka.

Z trudem otworzyłem zasuwę zamka. Zajęło mi to co prawda chwilę.

W drzwiach stał nie mniej niż ja skacowany ode mnie Koniu, znaczy się Konrad Rudnicki, który, wyglądał a przynajmniej czuł się o niebo lepiej ode mnie. W czystym ubraniu prezentował się naprawdę dobrze, a przecież wczorajszego wieczoru razem balowaliśmy.

- Popierdoliło cię człowieku? Chcesz, żeby banię mi rozsadziło? – wyryczałem z pretensją wprost do jego uszu.

Odwróciłem się od niego i rozdrażniony powlokłem się z powrotem w stronę ciepłej pościeli. Koniu oczywiście wszedł do środka, tym razem dosyć cicho zamykając za sobą drzwi. Podszedł do skotłowanego łóżka. Tam lekko popukał w rękę mojego „gościa".

- Mała na ciebie już czas. Wstawaj i zmywaj się stąd.

Dopiero teraz zobaczyłem czego takiego, a raczej kogo przed chwilą dotykałem. Młoda, piękna dziewczyna wcale nie skrępowana swoją nagością powoli wstała z łóżka. Pozbierała swoje porozrzucane po całym pokoju ubrania i kręcąc tyłkiem, zresztą całkiem ładnym tyłkiem ruszyła do łazienki.

- Ja pierdolę kamiz. – Koniu opadł na stojący w rogu pokoju mój stary, wytarty, ulubiony fotel. To znaczy ulubiony fotel Tomasza, a potem dopiero mój.

– Nie wystarczyły ci dwie dupy w klubie, to jeszcze zabrałeś tę małolatę do wyra? Skąd ty kurwa bierzesz na to siły?

Niewiele pamiętałem z wczorajszego wieczoru, podobnie jak i zresztą z nocy spędzonej z tą dziewczyną, której imienia również nie pamiętałem, a może w ogóle jej o to nawet nie zapytałem. To by było do mnie podobne. Nic poza dobrym seksem się dla mnie nie liczyło. Przygody na jedną noc były miłym relaksem, niczym więcej. Zero zobowiązań, maksimum przyjemności. To zasada, którą kierowało się moje libido.

Ciągle jeszcze otumanionym wzrokiem spojrzałem na przyjaciela, a potem na drzwi łazienki.

- Znasz mnie stary. Dla mnie nie ma żadnych hamulców. W życiu liczy się dobra zabawa. No nie?

Siedziałem nadal na łóżku z rękami obejmującymi bolącą głowę. Koniu popatrzył na mnie z politowaniem. Tak, wyglądał znacznie lepiej ode mnie.

- Dobra, zimne piwo czy aspiryna? – uśmiechnął się pod nosem. Wiedział pewnie jakiej odpowiedzi powinien się po mnie spodziewać ale lubił się ze mną przekomarzać.

- A co to za pytanie? Dawaj to piwo człowieku!

Koniu sięgnął do torby, której jakoś wcześniej wcale nie zauważyłem. Ale jak mogłem cokolwiek dzisiaj zauważyć skoro prawie na oczy nie widziałem i jeszcze to ciągłe pulsowanie w głowie. Co ja wczoraj piłem? Denaturat?

BaletnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz