ANKA

4 0 0
                                    

Poranne zajęcia baletu tak jakoś zawsze pozytywnie nastawiały mnie do życia. Dobrze, że udało mi się tak ustawić wszystkie zajęcia na uczelni, że prawie każdego ranka mogłam poświęcić się swojej pasji. Po tych trzech godzinach, przecież nie tak łatwych ćwiczeń, życzliwiej patrzyłam i otwierałam się na ludzi. Kończyłam właśnie wiążąc pointy, gdy zdałam sobie sprawę, jakie jest właściwie całe moje życie. Ćwiczę balet od piątego roku życia. To będzie ... o kurczę trzynaście lat. Kocham ten taniec, jest dla mnie całym moim małym światem. Na nim do tej pory skupiało się całe moje dzieciństwo i okres dorastania. W przerwach – zresztą nie licznych – oddawałam się drugiej mojej pasji jaką był fortepian. No i jeszcze szkoła, w której musiałam zabiegać o jak najwyższą średnią jak to przystało na córkę senatora. Dorastałam przecież w tak zwanym dobrym domu, miałam nianię, mama miała kucharza i panie do sprzątania, zaś ojciec miał swoja politykę i nie miał dla mnie nawet za grosz swojego cennego czasu. Wiecznie skupiony na tej swojej karierze politycznej. Ja stanowiłam dopełnienie tego pięknego wizerunku jakim była moja rodzina.

Mama – ona zresztą też nie specjalnie zwracała na mnie uwagę, zajęta była działalnością charytatywną i spotkaniami w modnym dla snobów klubie golfowym. Mieli za to obydwoje ogromnie duże ambicje i wymagania, również w stosunku co do mojej osoby. Moje życie polegało głównie na spełnianiu ich oczekiwań, a nastoletnia uczennica prestiżowej szkoły tańca, odnosząca zresztą nie małe sukcesy napawała ich niebywałą dumą wśród znajomych. Nic, zupełnie nic co robiłam nie mogło więc wykraczać po za wcześniej ustalone ramy. Kandydata na męża, takiego z odpowiednimi koneksjami i pochodzeniem już pewnie też mi wybrali, i tylko czekali aż skończę szkołę i będę gotowa ich zdaniem na małżeństwo i wejście do tak zwanego towarzystwa. Znajomych prawie nie miałam. Mało kto akceptowany był przez moją matkę. Była bowiem bardzo wymagająca w stosunku do zawieranych przyjaźni czy zwykłych znajomości. Nie miał bowiem w zwyczaju zadawać się z ludźmi, przy których nie odnosiłaby ona czy ojciec pewnych, z góry założonych korzyści. Miałam za to Gośkę, jedyną i najlepszą przyjaciółkę na świecie. Ogólnie, to takie gówniane to moje życie. Moje ale tak naprawdę nie moje, a moich rodziców. Oni pociągali za wszystkie sznurki. Oni kontrolowali, a przynajmniej starali się na ile to możliwe kontrolować każdy aspekt mojego życia.

- Anka, czy ty mnie w ogóle słuchasz?

- Przepraszam, zamyśliłam się – z wyrzutem sumienia spojrzałam na moja przyjaciółkę.

- No ja myślę, że jest ci choć trochę przykro. Pytam jeszcze raz. J a k i o n j e s t? Przeliterować raz jeszcze? Proszę Anka nie trzymaj mnie w niepewności. No opowiadaj, całą noc przez niego nie spałam.

Gośka była cudowna, wyjątkowa. Filigranowa blondyneczka z burzą złocistych loków.

Zerknęłam na przyjaciółkę. Doskonale wiedziałam co czuje, sama łapałam się na tym, że bez przerwy moje myśli zajmuje ten chłopak. Zastanawiałam się jak wygląda z bliska ten szkolny Casanova. Znowu pomyślałam o swoim życiu. Kurczę, tyle lat wyrzeczeń, ciężkich ćwiczeń i prawie całkowity brak życia towarzyskiego. No może nie licząc wiernych fanów mojego talentu. Opłaciło się, byłam prawie najlepsza. No dobra, razem z Gośką byłyśmy dobre. Na tyle dobre, że mając po siedemnaście lat mogłyśmy do woli przebierać w propozycjach występów na najbardziej prestiżowych deskach teatrów. Pewnie nie mały wpływ miały również koneksje mojego ojca i ojca Gośki ale nie chciałam dopuszczać sobie tego do serca, bo musiałabym się przyznać sama przed sobą, że nie wiele jestem warta bez moich dosyć zarozumiałych, snobistycznych rodziców.

Gośka zawsze była trochę narwana i niecierpliwa ale kochałam ją za to co wnosiła do mojego życia. Wróciłam myślami do jej pytania. Od razu wiedziałam o kogo jej chodzi. Nie musiała na głos wypowiadać jego imienia. Chodziło przecież o boskiego Kamila Woźniackiego. Tego Woźniackiego, na którego widok mocniej biło serce każdej dziewczynie chodzącej na naszą uczelnię, ba, każdej która miała okazję go zobaczyć, a nie daj Boże bliżej poznać.

BaletnicaWhere stories live. Discover now