Rozdział 26

35 5 0
                                    

- Olfix, mogę cię prosić? - na tą nagłą wiadomość od ojca ze Świata zamarłam. No bo co. Ton miał surowy, mogłabym się po nim teraz wszystkiego spodziewać. Mimowolnie poderwałam się z miejsca, potykając się o coś. Spojżałam w dół, obdarowując martwym wzrokiem moje dłuższe ode mnie samej włosy. Później się nimi zajmę.

- Coś nie tak? - zapytała rudowłosa, podnosząc na mnie wzrok. Chrząknęłam cicho.

- Sory, musimy się zbierać. - zwróciłam się do sługów. - Ojciec nas wzywa. - przeniosłam wzrok to na siostrę, to na Endererków, to na budowle. Kilka z nich paczało się na moją ranną rękę.

- Właśnie słyszałam. - wstała, uśmiechając się lekko. - Później tutaj wrócimy, i nam opowiecie o jego mościu, jasne? - na jej słowa Gabi przytaknął, po czym podszedł do mnie, łapiąc za tą ranną rękę.

- Proszę. - nawet się nie obejżałam, a ręka była owinięta w czarny bandaż, sięgający od palców ręki, do nadgarstka. - Co się Pani stało? - zapytał.

- Nic. I bardzo dziękuję. - mruknęłam, po czym uśmiechnęłam się lekko. - Do zoba! - okrzyknęłam na pożegnanie łapiąc Larissę za rękę, teleportując nas tym do Leśnego dworu. Zastaliśmy tam Dreda... Ekhem. O Pana DreadLord'a, braciaka, oraz ojca. - Czemu nas zwołałeś? - po tym zdaniu reszta „rodzinki” zjawiła się na tak zwanym zebraniu. - Macie coś? - zapytałam, sięgając myślami Natashy. Jeju, szybciej, chcę ogarnąć ten cały bajzel, okey?

- Mamy to, że Brineary i Rogziel zbliżają się do domu Enta i Dony. - odpowiedział mi na pytanie Null.

- No to co? Trzeba im ponownie skopać tyłki? - obdarowałam znudzonym wzrokiem uradowaną tą nowiną zielonooką. Jeżeli idą, to też w końcu dotrą. A jak dotrą, odbędzie się wojna stulecia, więc PO CO OBGADYWAĆ TO ZAJŚCIE, JAK MOŻNA TAM ICH POWSTRZYMAĆ?? Ja ich czasem nie rozumiem. A sama ich nie powstrzymam, bo mam mętlik w głowie. Narpierw ojciec mówi o mojej potędze mocy, a później w jej rankingach ląduję zawsze na końcu.

- No, po niekąd tak, ale radziłbym się wstrzymać. Zauważyłem u Brineary'ego skruchę. - wtrącił Dread.

- Co takiego? - przyznam, zdziwiłam się na wypowiedzenie gościa „Brineary” i „skrucha”. „Wielka ćma” i „skrucha”. To do siebie nie pasuje, halo.

- No, skrucha. - powtórzył. - Gościu zastanawia się co z sobą zrobić i w jaki sposób zagadać do Enta by nie narobić bajzlu w jakim już i tak siedzi.
- Dobrze ujęte. „W bajzlu, w którym już siedzi.” - warknęła sis. Akurat zauważyłam, jak inni gapiają się na moją rękę. A mianowicie Niko, i Error. Czemu wszyscy powoli zaczynają mnie wkurzać? - Niech tylko spróbuje, a osobiście wbiję w niego swoje łapska.

- Nie sądzę. - speszona niebieskowłosa widząc, że patrzę cały czas na nią, odwróciła wzrok na Larissę.

- Co masz na myśli? - zapytał zaciekawiony kościotrup, przekrzywiając swoją głowę lekko w bok.

- A to, że skoro widać w nim skruchę, to znaczy, że się zmienia. Wiem, bo spędziłam z nim najwięcej czasu. Jako dziecko brałam go na emocje, a jak widziałam, czy jest przybity, czy przygnębiony, znaczyło to, że mi się udało. Taki mój dziecinny cel. - zachichotała.

- To co proponujesz? - burknął zamyślony ojciec. - Znasz go najlepiej, więc... Zwracam się z pytaniem do ciebie.

- Dać jemu, i Rogziel'owi dojść do 303. Może wyniknąć z tego bójka, nie ukrywam, ale może być też tak, że mogą dojść do porozumienia. Chociaż...

Chociaż teraz tak nad tym myślę, i wpadłam na coś. Podczas mojej trzeciej wojny w życiu, Entity też okazał skruchę, gdy przegrał. A, że jest biologicznym synem Half Dark'a, on też mógłby ją okazać... Przecież to jest logika, dobra, mogę już iść?

Bez żadnego ostrzeżenia wstałam w stronę wyjścia, i wręcz wybiegłam, bez słowa, w poszukiwaniach Natashy. Tak, tak, bardzo mi na niej zależy, a siedzenie w gronie rodzinki i obgadywanie „postępów” wroga to wielka strata czasu.

Nagle się zatrzymałam, słysząc za sobą trzask gałązki, akurat wtedy, kiedy zdałam sobie sprawę z niedokończonej rozmowy z pospolitymi braćmi. To przecież oni wiedzą na temat Kiff'a najwięcej. Odwróciłam się za siebie, widząc zmartwionego Herobrine'a. Serio..

- Olfix, - zaczął, podchodząc do mnie. - Widzę, że coś cię trapi. O co chodzi? - zapytał, obdarowując mnie zdziwionym spojżeniem.

- Nie mogłeś mnie na przykład zatrzymać w Leśnym Dworze? - fuknęłam zirytowana. - Nie mam czasu.

- Wołałem cię z Errorem. - przewrócił oczami. - Martwimy się o ciebie. - powrócił do tematu. - Po za tym...

Urwał, kiedy zza drzewa (wspomniałam o tym, że jesteśmy w lesie obok Dworu???) wyszedł znerwicowany żywotem Error, obdarowując mnie, i ojca wściekłym spojżeniem.

- Jak i Olfix, też nie mam czasu. - powiedział spokojnie, jednak w jego tonie głosu mogło się wyczuć mega wku*w. Obdarowałam go pełnym irytacji spojżeniem.

- Dziwię się, że za mną poszedłeś, skoro masz ważniejsze rzeczy do roboty, pixrl'u. - spróbowałam go spławić. Udało się, ponieważ się gdzieś przetelerportował, za to Wiadero westchnął smętnie.

- Mam proźbę. - zaczął. - A mianowicie, żebyś wpadła dzisiaj wieczorem na kolację. Hm? - uśmiechnął się lekko.

- Nie. - mruknęłam niepewnie, widząc na jego twarzy nagły smutek. - ...mam czasu... - szybko dodałam. - To... No, dziecko mi się zgubiło, i się o niego martwię. Ta mała, czarnowłosa, no. - chciałam jak najszybciej się tepnąć do swojego świata, czując pieczenie policzków. Zaraz się rozbeczę, serio?..

- Rozumiem. - westchnął. - Ale-

Nie dane mu było dokończyć, ponieważ zniknęłam mu z oczu. A moje otoczenie nagle się zmieniło na End. Znajdowałam się w nim.

Gabi, gdzie jesteś?..

Olfix ~ SobowtórWhere stories live. Discover now