idź do domu...

860 62 28
                                    

-Zjedz chociaż jedną łyżkę, Victor. Wczoraj odpuściłem ci bo byłeś świeżo po operacji, co najwyraźniej było moim błędem.- nakazał łagodnie Yuri, trzymając łyżkę rosołu blisko ust Victora. Ten niestety kręcił głową, czym niemal rozlewał zupę naokoło siebie.

Brunet w dalszym ciągu ukrywał fakt, że ten prawdopodobnie jest sparaliżowany od pasa w dół, najzwyczajniej w świecie bał się jego reakcji. Załamałby się. A tego broń boże nie chciał Katsuki, mianowicie patrzeć na zły stan psychiczny swojego skarbu.

Na jego nieszczęście rosjanin zaczynał podejrzewać, że coś jest nie tak. W końcu czucie powinno wrócić w ciągu paru godzin, podczas gdy on nie czuł swoich dolnych kończyn cały dzień.

-Yuriś, nie jestem głodny. A poza tym to jedzenie przypomina te w więzieniu, a jego kucharki doprawdy nie zwracają uwagi na jego jakość.- Nikiforov lekko odsunął dłoń ukochanego od siebie, po czym kciukiem lekko pogładził jej wierzch.

W jego głowie rozpoczęła się bitwa myśli. Czy miał spytać o swój stan zdrowia, o którym prawdopodobnie wiedział niewiele? Czy po prostu siedzieć cicho, by prawdy dowiedzieć się od lekarza? W końcu zadecydował.

-Ty mi czegoś nie mówisz, mały. Cały czas siedzisz jakiś spięty, jakbyś coś przede mną ukrywał.- oznajmił, napinając mięśnie do granic możliwości. Czarnowłosy z zaskoczenia oblał się rosołem, sycząc, głośno przełknął ślinę.

-eh...Bo widzisz, Victor...- starał się zacząć, lecz po chwili próby wyjąkania tego, co chce powiedzieć wstał z krzesła i udał się do lekarza. Jemu samemu nie mogło przejść to przez gardło, bo póki co sam w to nie wierzył. Z drżeniem drobnych dłoni otworzył drzwi od gabinetu oraz płaczliwym tonem wyjaśnił, czemu platynowłosy go woła. Razem weszli do sali.

-Dzień dobry, Panie Victorze.- przywitał się uśmiechnięty miło lekarz, biorąc do ręki teczkę niebieskookiego. Mężczyzna nie odpowiedział, był zajęty myśleniem nas tym, co prawdopodobnie miał już za chwilę usłyszeć.

-Chciałem wyjaśnić pańską sytuację...przejdzie pan jeszcze jedną operację, ale...- tu doktor się zatrzymał, ponieważ Yuri zaniósł się głośnym szlochem i chwycił się za dłoń siwusa.

-Niech Pan kontynuuje...- wydusił przez łzy, rozbijające się na szpitalnej koszuli ukochanego. Najstarszy mężczyzna pokiwał że zrozumieniem głową.

-Ale jest naprawdę mała szansa na to, że będzie mógł Pan chodzić. Co prawda operacja się powiodła i udało się ustawić kręg z powrotem na swoje miejsce, lecz nie udało się pozespalać ze sobą pouszkadzanych nerwów...przykro mi...- westchnął przepraszająco.

Świat Victora się zawalił. W jednym momencie znienawidził siebie, łyżwy i wszystko, co miało choć trochę z nimi wspólnego. W jego oczach pojawiły się pierwsze łzy, które spłynęły po jego bladych policzkach. Miał ochotę zginąć.

-Przep-prasz-szam- wyjąkał płacząc Japończyk, zacisnął palce na szpitalnej kołdrze. Spuścił wzrok, ponieważ nie był w stanie spojrzeć w oczy Vitya'i. Ten jednak nie zareagował.

-Zostawcie mnie samego.- oznajmił tonem nie wyrażającym żadnych uczuć, nawet złości czy żalu. Najzwyczajniej w świecie nie był w stanie mówić inaczej. Łzy, na początku tylko sporadyczne zamieniły się w potok.

-Vick...-chciał zaprotestować brązowooki, ale przerwał mu 28-latek że złością w oczach.

-Powiedziałem...Zostawcie mnie samego!- wrzasnął, zrzucając z kastlika tacę z rosołem i wyrwał dłoń z uścisku Yuriego. 24-latek dostał trochę gorącą zupą, przez co na jego ręce pojawiło się małe poparzenie. On nie zwrócił na nie uwagi, wybiegł szlochając z sali.

Kontuzja (Victuuri)Where stories live. Discover now