Że mnie nie zostawisz.

788 57 32
                                    

Yuri obudził się. Ku jego zdziwieniu udało mu się zasnąć, gdy tylko przebrany w piżamę i umyty położył się w łóżku. Postanowił jeszcze coś zjeść, dlatego też po chwili stał w kuchni, przygotowywując sobie coś na szybko. Wypadło na tosty, które po chwili pachnące stały na stole.

Nie miał zamiaru się nimi delektować, zjadł szybko prawie wszystkie, parę spakował dla Victora, po czym ruszył autem do szpitala. Może i nie minęło dużo czasu od jego widzenia się z narzeczonym, lecz brunet już zdąrzył się za nim stęsknić. Za jego siwymi włosami, błękitnymi niczym niebo oczami i promienny uśmiechem...chociaż to ostatnie widywał obecnie rzadko.

Rosjanin starał się sprawiać wrażenie pogodnego. Może i udawało mu się to, ale gdy myślał, że Japończyk go nie widzi, dawał upust swoim duszącym emocjom. W głębi duszy miał chęć zabicia się. Przy życiu trzymała go świadomość, że ma dla kogo żyć.

Tak. Yuri widział te wszystkie wyładowania, często też sam płakał razem z nim, tyle że  za ścianą sali i cicho. On także przeżywał najcięższe chwilę swojego życia. Ale niestety nie chodziło tu już o kolejną przegraną, śmiertelne upokorzenie, czy zwyzywanie przez kolejnego znajomego. Chodziło o cierpienie najważniejszej dla niego osoby.

Na same wspomnienia oczy czarnowłosego wypełniały się łzami, dlatego też odgonił je od siebie i skupił się na drodze. Po chwili zatrzymał samochód przed kliniką i z uśmiechem wszedł do budynku, a następnie do sali. Szczęśliwy stał się na myśl, że już za parę minut znów będzie siedział w towarzystwie swojego ukochanego.

Bynajmniej widok, który zobaczył, całkowicie zniwelował jego szczęście. Sala, w której teoretycznie powinien leżeć Nikiforov, była pusta, jego łóżko idealnie pościelone, a wszystkie maszyny wyłączone. Katsuki upadł na kolana i pogrążył się w płaczu. Jego życie właśnie się zawaliło. [(Dop. Aut.) Tu tak bardzo prosi się o Polsat XD. Ale nie będę zua]

Dlaczego nikt nie zawiadomił go o tym, że jego ukochany nie...nie. 24-latek nawet nie chciał tego kończyć. Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń, która zaczęła gładzić je uspokajająco i z miłością. Nie miał zamiaru darzyć nieznajomego swoim spojrzeniem, który pewnie i tak okazałby się pielęgniarką.

-Przecież...On miał jeszcze całe życie przed sobą. Czemu zostawiłeś mnie samego?! Do chuja obiecywałeś, że tego nie zrobisz! Że nie zostawisz mnie w tym jebanym kurwidołku! Ty kurwa platynowy idioto!- wrzasnął na całe gardło, na co jedynie usłyszał cichy, przytłumiony śmiech.

Azjata wkurwiony do granic możliwości wstał i ścisnął pięści, gotów zobaczyć kogoś swojej wysokości. Jedyne co zobaczył, to ścianę dawnej sali Victora. Otworzył szeroko oczy.

-Yuri. Ja nie umarłem. Przecież wiesz, że bym Cię nie zostawił.- zapewnił głos, chłopak mógł się założyć, że jego właściciel szeroko się uśmiecha. Po chwili prób rozpoznania jego tożsamości zaniósł się głośnym szlochem i wpadł mu w ramiona, mocno zaciskając palce na koszulce.

-Victor...- pociągnął nosem, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. Po chwili lekko odsunął go od siebie, zaczął całować jego twarz centymetr po centymetrze.-Myślałem, że mnie zostawiłeś...-dodał lekko płaczliwie, jakby za chwilę miał ponownie zapłakać.

-Przecież wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił...- oznajmił łagodnie Nikiforov, szeroko się uśmiechnął. Brązowooki stanął prosto oraz zaczął dokładnie omiatać wzrokiem całego platynowłosego. Siedział on na wózku, który za wszelką cenę starał się ukryć.

-Nie patrz na to...jestem odrażający...- skulił się, a jego niebieskie niczym morze oczy wypełniły się łzami. Yuri przytulił go mocno do siebie i wplótł swoje palce w jego włosy. Nie mówił nic.

Kontuzja (Victuuri)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora