3.

3.3K 221 18
                                    

Śniło jej się, że spadała. Z ogromną prędkością leciała w dół ciemnego tunelu. Nie widziała praktycznie niczego, a pęd powietrza rozwiewał jej włosy. Chciała krzyknąć, ale gdy otworzyła usta zamiast przenikliwego wrzasku wydobył się z nich głośny śmiech. Nie przestała się śmiać nawet wtedy gdy wpadła w męskie ramiona. 

- Wiesz, że mogłaś wejść tak jak wszyscy.  - Mruknął, stawiając ją na ziemi. Zachichotała jeszcze mocniej, choć nie sądziła że to możliwe.  

- A gdzie byłaby zabawa? - Odwróciła się i pocałowała go w policzek. Był od niej wyższy, więc musiała stanąć na palcach. Gdy zbliżyła się do niego otulił ją zapach palonego drewna i korzennych przypraw. 

- Zabawa - złożył czuły pocałunek na jej ustach. Chciała żeby ten moment trwał wiecznie, ale on szybko się od niej odsunął. Nachylił się nad jej uchem. - Witaj w domu....

- Wołam cię i wołam, a ty nie wstajesz. - Megara gwałtownie usiadła na łóżku i zakryła usta dłonią. Matka stała na środku pokoju i karciła ją spojrzeniem. Dziewczyna zarumieniła się jakby zrobiła coś złego. 

- Będę na dole za chwilę. - Jej matka przewróciła oczami i wyszła z sypialni. Megara wróciła do leżenia na łóżku i zamknęła oczy. Chciała zasnąć i wrócić do tego snu. Mężczyzna wydał się jej tak znajomy, że była pewna iż go zna.  Niewiele brakowało, a zobaczyłaby jego twarz. Jednak po obudzeniu została tylko z irytującym wrażeniem, że o czymś zapomniała. To uczucie towarzyszyło jej od dwóch dni przez praktycznie cały czas. Słysząc brzęk naczyń na dole, niechętnie wstała. Ubrała się w pierwsze lepsze ubrania i zbiegła po schodach. Na stole w kuchni już leżały nakrycia. 

- Zajęło ci to trochę czasu. - Odkąd matka przyłapała ją na opuszczeniu kawiarni zrobiła się strasznie opryskliwa.

- Przepraszam. - Megara, przewróciła oczami i zaczęła wyjmować jedzenie z lodówki. Twarożek, masło i mnóstwo warzyw. Obie były wegetariankami. 

- Pamiętasz, że dzisiaj wieczorem idziemy na koncert? 

- Oczywiście,  że tak.  - Śniadanie zjadły w milczeniu. Gdy skończyły, dziewczyna włożyła naczynie do zmywarki i wbiegła na górę. Nie miała zamiaru siedzieć z matką, skoro ta gromiła ją spojrzeniem przez cały czas. Na dół zeszła dopiero na godzinę przed koncertem. Ubrana w czarną sukienką stanęła na schodach. 

- Czarna, na prawdę? - Wybierały się na koncert orkiestry symfonicznej. Orkiestra z Pittsburgha była jedną z najlepszych w Stanach. Ostatnio wygrała międzynarodowy konkurs i z tej okazji zorganizowano otwarty koncert dla mieszkańców. 

- Co jest złego w czarnej sukience? 

- Nic, chodźmy bo się spóźnimy. - Obie wiedziały, że to nieprawda. Mieszkały dziesięć minut drogi od parku, w którym odbywał się występ. Megara nie odezwała się ani słowem. Praktycznie cały koncert upłynął im w napiętym milczeniu. Mniej więcej dwadzieścia minut przed końcem dziewczyna wstała. 

- Idę do toalety. - Szepnęła do matki. Zaczęła się przepychać w stronę wyjścia. Gdy w końcu znalazła się poza amfiteatrem głęboko odetchnęła. Pierwszy raz od rana poczuła, że nic jej nie dusi. Jej matka często wywierała na nią taki wpływ, ale dziś było gorzej niż zazwyczaj. Megara z sykiem oparła się o drzewo i wyjęła z kieszeni komórkę. Z zaskoczeniem zauważyła, że ma dwie nieprzeczytane wiadomości. Rzadko jej się to zdarzało. Nie miała zbyt wielu znajomych. Właściwie to telefon miała tylko po to żeby jej matka mogła się z nią porozumieć. Dlatego zaskoczona przeczytała SMS-a. Gdy tylko skończyła od razu wybrała numer, z którego nadano wiadomość. - Więc dostałeś ten numer od Simona? 

- Tak - Megara uśmiechnęła się słysząc jego głos.

 - Dlaczego mnie nie o niego nie zapytałeś? 

- Zapomniałem. - Tak na prawdę dopiero dwie godziny wcześniej kupił telefon. Nigdy nie interesował się wynalazkami ludzi. Jednak komórka dawała mu szansę na porozmawianie z Persefoną i jednocześnie pozwalała trzymać się daleko od Demeter. - Co teraz robisz?

Chciała tylko iść się przewietrzyć. Jednak chwila zamieniła się w kilkanaście minut. Megara była tak pochłonięta rozmową, że nie zauważyła ludzi wchodzących z amfiteatru. Dlatego, kiedy ktoś położył rękę na jej ramieniu głośno krzyknęła. 

- Co ty sobie wyobrażasz! Martwiłam się o ciebie! - Megara odruchowo zakończyła połączenie i pełnym przerażenia wzrokiem wpatrywała się w swoją matkę. Dawno nie widziała jej tak rozzłoszczonej. Ostatni raz wyglądała podobnie, gdy Megara została na noc u jednej z koleżanek. Po tamtej awanturze już nikt nigdy nie zaprosił jej do siebie do domu. 

- Przepraszam - cofnęła się o krok i uderzyła plecami w drzewo. Jej matka zobaczyła, że Megara jest wystraszona. Starsza kobieta wzięła głęboki oddech i opanowała drżenie rąk.

- Z kim rozmawiałaś.

 - Nie ważne. 

- Och, myślę że ważne skoro wyszłaś z koncertu i pozwoliłaś mi się zamartwiać. - Mieszkała ze swoją matką przez całe życie i takie zwroty nie były dla niej czymś nowym. Jednak i tak nie wiedziała co ma odpowiedzieć. - Wracamy do domu. - Megara posłusznie spuściła głową i ścisnęła telefon w garści. Miała nadzieje, że Haden jeszcze zadzwoni. - I masz szlaban na komórkę. 

- Jestem dorosła, nie możesz dać mi szlabanu. 

- Mogę, oddaj mi telefon. - Megara zatrzymała się w pół kroku i popatrzyła na matkę. Zawsze jej słuchała. Spełnianie jej poleceń było czymś całkowicie naturalnym. Jednak teraz się zawahała. Kobieta od razu to zauważyła. - I jutro zostaniesz w domu. Nie będę potrzebowała twojej pomocy w kwiaciarni. 

                                                                                      ***

- Demeter się domyśla, że coś jest nie tak. Persefona nie przyszła dzisiaj do pracy. - Hades zamknął oczy. Starał się być ostrożny, ale widocznie to nie wystarczyło. 

 -Dziękuję Hermesie. 

- Nie rób tego. - Pan podziemi popatrzył na młodszego boga i nawet nie próbował ukryć swojej irytacji. Hermes chcąc odkupić swoje winy zaczął mu pomagać.

- Czego mam nie robić? 

- Nie porywaj jej. - Hades zacisnął dłonie w pięści i odetchnął głęboko. Hermes musiał czytać mu w myślach. -  Demeter...pamiętasz co zrobiła za pierwszym razem.

- Nigdy jej nie porwałem! - Hermes wiedział kiedy sytuacja robi się niebezpieczna, więc gdy tylko poczuł jak moc Hadesa zaczyna wzrastać szybko teleportował się na powierzchnię. - Nigdy jej nie porwałem. - Wyszeptał, choć w sali tronowej był sam. Jego głos odbił się echem po pustym pomieszczeniu. W ogromnej hali pokrytej czarnym marmurem nie było nic poza dwoma tronami umieszczonymi na podwyższeniu. Hades wstał i przejechał dłonią po oparciu mniejszego z nich. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie pasował do sali tronowej. W tej auli Hades wydawał wyroki i udzielał audiencji. Pomieszczenie było manifestacją jego siły, obrazem jego królestwa. Dlatego salę wyłożono czarnym marmurem, a oświetlały ją wyłącznie pochodnie. Tron Persefony był jednym, jasnym punktem. Biały, inkrustowany szafirami które tworzyły skomplikowane wici roślinne. Pamiętał jak dumna była, gdy go stworzyła. 

Hades wyszedł z sali tronowej i skierował się w stronę swoich prywatnych apartamentów. Te w niczym nie przypominały części pałacu dostępnej dla gości. Pokoje i korytarze były jasne, przytulne, choć przestarzałe. Odkąd Persefona nie wróciła do domu, nie wprowadził żadnych zmian. Hades stanął na środku korytarza i zmarszczył brwi. Cerber powinien już dawno czekać przy drzwiach. Władca podziemi głośno westchnął i podszedł do posłania psa. Kiedy się zbliżył trzy pary oczu popatrzyły na niego. Ogon tylko lekką drgnął. 

- Cerberze? - Hades usiadł na podłodze i pogłaskał jeden z łbów. Od czterech wieków pies wcale nie budził postrachu wśród dusz umarłych. Nie wstawał z legowiska, które zrobił dla niego Hades. Pan podziemi niechętnie przeznaczył na ten cel kilka szat Persefony. Dopiero wtedy Cerber przestał skomleć. -  Chcesz zobaczyć Persefonę? - Na dźwięk jej imienia pies podniósł wszystkie trzy łby. Hades uśmiechnął się szeroko. - Pójdziemy zobaczyć Persefonę. 

Sześć  nasion granatuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz