Jedenastego dnia podziwialiśmy ciemniejące niebo

3.7K 328 59
                                    

W pierwszej chwili sens jej słów mnie sparaliżował. Zrozumiałem w końcu skąd te podobieństwo w rysach twarzy. Naki była tak wysoka co Ames i prawie równie mocno zbudowana. Widocznie wśród ich ludu kobiety w niczym nie ustępowały mężczyznom.

W końcu wyciągnąłem dłoń, by powitać nowo przybyłą. Ta ścisnęła moją dłoń, jeszcze bardziej się do mnie zbliżając. Poczułem się skrępowany, gdyż mając za sobą twardą pierś Amesa nie mogłem się cofnąć. Naki nachyliła się ku mnie i zaciągnęła moim zapachem.

-Brawo braciszku. Pachnie już zupełnie jak ty. -Stwierdziła nie unosząc na niego wzroku. Zatrzymała go na mojej szyi. -Zawsze lubiłeś słabsze osobniki. Podwyższa ci to twoje już i tak zbyt wybujałe ego?

Ciągnęła dalej, aż do momentu, kiedy Ames stracił cierpliwość i odepchnąwszy mnie w tył, naparł na siostrę. Przez moment patrzyli sobie prosto w oczy stykając się czołami. Oboje cicho powarkiwali. Nie mając pojęcia jak zareagować patrzyłem to na jedno, to na drugie.

Nawyknąwszy do podobnych komentarzy na swój temat, całkowicie je zignorowałem. Przejąłem się natomiast rozwojem sytuacji. Nie chciałem by rodzeństwo skoczyło sobie do gardeł. Podszedłem więc do mężczyzny i chwyciwszy go za ramię odciągnąłem od siostry.

Wielu rozbawiłby fakt, że drobny człowieczek chce ruszyć z miejsca rozdrażnioną bestię. Rozbawiłby, gdyby nie to, że owa bestia bez słowa sprzeciwu poddała się woli swojego małego towarzysza.

Naki zaśmiała się na ten widok.

-Masz rację, trzymaj go krótko. -Ignorując rosnące zniecierpliwienie brata, ruszyła w stronę paleniska. -Macie tu jaką strawę?

Instynktownie ruszyłem po swoje zapasy owoców i przyniosłem je kobiecie. Ta z wahaniem przyjęła parę, choć zapewne liczyła na coś bardziej mięsnego. Niestety Ames nie był na polowaniu, przez co jedynie tym mogła się zadowolić. Usiadła obok kamieni, wyznaczających brzeg ogniska i przyglądała się bratu, który rozpalał ogień. Ja sam usadowiłem się niedaleko niego.

-Wielu z wioski sądziło, że nie żyjesz. -Zaczęła Naki. -Nalegałabym na opowiedzenie mi tej jakże fascynującej historii ale widzę, że nie doczekam się jej od żadnego z was. -Mówiąc to zerknęła na moją szyję. Następne słowa skierowała bezpośrednio do mnie. -Mój brat nigdy nie był zbytnio rozgadany. Zapewne tego nie wiesz, bo w końcu kto miał ci powiedzieć, ale wśród nas umiejętność mowy to indywidualna kwestia. Niektórzy dorównują pod tym względem ludziom, a inni w całym życiu nie wymawiają ani słowa. -Powiedziała, po czym wgryzła się w soczysty owoc.

Popatrzyłem zainteresowany na Amesa. Ten udając, że nie słucha krzątał się przy ognisku, które powoli rozjaśniało.

-Co w ogóle planujesz zrobić z tym człowiekiem, Amesie? Ja mam to gdzieś, ale wiesz, że reszta nie znosi ludzi. -Powiedziała od niechcenia. Podniosła się nieco i nachyliła w moją stronę. Nie zdążyłem zareagować, gdy bezwstydnie chwyciła za moje futro i uniosła je. -Żeby to jeszcze chociaż była samica.

Nie zdążyła zrobić, czy powiedzieć nic więcej, bo mężczyzna rzucił się na nią. Oboje poturlali się wgłąb jaskini, podczas gdy ja siedziałem zaczerwieniony po same uszy. Słyszałem warknięcia i dźwięki szamotania. Wolałem się jednak temu nie przyglądać. Po chwili oboje wrócili do rozpalonego już ognia. Usiedli w pewnej od siebie odległości. Naki w swobodnej pozie, wyraźnie usatysfakcjonowana. Ames natomiast chwycił mnie pod ręce i usadził na swoich skrzyżowanych nogach. Zawstydzony chciałem się odsunąć, ale ten zdążył objąć mnie także ramionami, przez co by byłem w stanie wykonać najmniejszego ruchu.

Potem zapanował względny spokój. Naki opowiadała o ich rodzinie. Mówiła o osobach, których w życiu nie spotkałem. Zrozumiałem jedynie, że Ames ma bardzo liczne rodzeństwo. Wszyscy żyją pośród gór i lasów, z dala od ludzkich osad. Dowiedziałem się także, że mężczyzna wybrał samotny tryb życia i nie zamierzał wracać do domu.

W pewnym momencie poczułem, że zaczynam przysypiać w ramionach Amesa. Głowa opadła mi na jego ramię, a oczy zaczęły zamykać. Poczułem jak mężczyzna, zmienia moją pozycję na pół leżącą.

-Pierwszy raz widzę cię, zachowującego się tak w stosunku do kogokolwiek. To ciekawa odmiana. Jak na niego wołasz? Bo stawiam, że sam ci się nie przedstawił. -Zaśmiała się jak po dobrym dowcipie.

-Tami. -Odpowiedział Ames, bez zająknięcia.

Martwa cisza zapanowała w grocie. Ustał śmiech. Choć ledwo to wszystko rejestrowałem, miałem wrażenie, że nawet ogień lekko przycichł.

-Coś ty powiedział? -Powiedziała cicho Naki, jakby chcąc się upewnić.

-To jest... mój Tami. -Odrzekł stanowczo Ames.

-Kpisz sobie ze mnie!? -Wykrzyknęła kobieta, podnosząc się z miejsca. Natychmiast się rozbudziłem i spojrzałem na nią zdezorientowany. Poczułem jak Ames gładzi mnie po włosach.

-Tak... wybrałem. -Powiedział spuszczając na mnie wzrok. Wciąż patrzyłem to na niego, to na jego siostrę nic nie rozumiejąc.

-Wiesz jak na to zareagują starsi? Jesteś najstarszy spośród naszego pokolenia! Nie możesz sobie od tak znikać i wracać z jakimś ludzkim samcem jako swoim Tami! -Mówiła niedowierzająco.

Chciałem zapytać o co chodzi. Co się dzieje. Naki musiała dostrzec mój ubytek w wiedzy.

-Ha! Może jest jeszcze nadzieja. Chodź tu człowieku. -Powiedziała patrząc na mnie. Ames zawarczał złowróżbnie. -Nie odzywaj się. Chodź, zaraz coś sprawdzimy. -Mówiła ponaglając mnie ruchem dłoni. Nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie stwierdziłem, że chcę do niej podejść i wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Początkowo mężczyzna nie chciał mnie puścić, jednak po chwili ustąpił. Sam również wstał i przyglądał nam się uważnie.

-Jestem pewna, że jeszcze nic nie wiesz. Tami wśród nas to tytuł nadawany komuś z kim łączymy się w parę. Zazwyczaj robimy to dopiero w późniejszym wieku, gdyż jest to wybór wiążący do końca dni. Zobowiązuje on nas do pozostania do końca życia przy drugiej osobie i zapewnienie jej potomstwa. Ale jak już wszyscy widzieliśmy ani ty, ani on nie wydacie na świat młodych. Więc zanim mój głupi brat napcha ci jakiś głupot do głowy, chodź. Zabiorę cię do jakiejś ludzkiej osady. -Powiedziawszy to wszystko stanęła, jakby czekając aż do niej podejdę.

Oczywiście zaciekawiło mnie znaczenie tego słowa. Czułem, że mogło się za nim coś kryć. Nie byłem ani zdziwiony, ani zniesmaczony. Na pewno słowa kobiety nie wywołały u mnie takich emocji na jakie liczyła. Poczułem radość, lecz i smutek. Byłem szczęśliwy, że Ames tak bardzo sobie mnie cenił. Jednak w jednym Naki miała rację. Nie dam Amesowi potomstwa. Fakt ten bardzo mnie zasmucił. Odwróciłem się ku mężczyźnie. Musiał rozpoznać uczucia, które odbijały się w moich oczach. Zapewne od dawna byliśmy wszystkiego świadomi, jednak choćbyśmy chcieli, nie mogliśmy o tym porozmawiać.

Oboje jednak byliśmy zgodni co do tego, że egoistycznie chcemy pozostać razem.

Naki chyba także to dostrzegła. Bo jedynie westchnęła i powiedziała:

-Czyli jednak nie ma ratunku.

Resztę dnia przesiedzieliśmy w ciszy. Każdy miał coś, nad czym musiał porozmyślać. Kiedy jednak zaczął zbliżać się zmierzch, bez słowa odprowadziliśmy Naki do wylotu jaskini.

-Wracam do wioski. Wiesz o tym, że opowiem wszystko starszym, prawda? -Powiedziała do brata, nie oczekując odpowiedzi. - Nie spodoba im się to. -Westchnęła ponownie jakby już przygotowując się na to psychicznie. Podrapała się po potylicy i ponownie spojrzała na Amesa. -Dobrze, że żyjesz. -Zaśmiała się jeszcze do niego, nim oboje przemienili się w bestie.

Brązowa istota zaskoczyła na ziemię i pomknęła w las. Czarna natomiast pozostała w miejscu, kładąc się jedynie i podziwiając wraz ze mną ciemniejące niebo.

FIN

Cyrkowa atrakcja (LGBT+)Where stories live. Discover now