Rozdział 29

7.1K 203 7
                                    


— Maddie... Po co mi wiedzieć, gdzie znajduje się Nil... To mi się nie przyda... — marudzi Mia, a ja roześmiewam się. Jej brązowe loki spięte są w kucyk.

—Wiem, że niektóre informacje są mało przydatne, ale dobrze jest wiedzieć coś na każdy temat. To czyni nas inteligentnymi— uśmiecham się pokrzepiająco.

Ilość materiału, który Mia musi przerobić jest faktycznie bardzo szeroki jak na jej wiek. Kiedy moi rodzice bali się mnie puścić do szkoły w latach dziecięcych, też miałam guwernantkę, ale nie uczyłam się aż tak dużo.
Dziewczynka kiwa głową i bierzemy się za omawianie kontynentu afrykańskiego. Po trzydziestu minutach przychodzi pani Montenegro, co zwiastuje koniec zajęć. Jedziemy dziś do zoo, gdyż państwo Montenegro nie mają czasu, a obiecali. Co prawda szkoda mi małej Mii, ale mam nadzieję, że będzie dobrze się bawić z nami.

—Chciałam wam tylko pożyczyć dobrej zabawy— zaczęła Christine, a ja muszę lekko zadrzeć głowę do góry by na nią spojrzeć, dzięki jej wysokim, czarnym szpilkom.

Ma na sobie dopasowany, czerwony kombinezon. Och, czy ja też będę się musiała tak ubierać jeśli uda mi się odzyskać firmę? Wygląda pięknie i szykownie, ale jak niewygodnie musi jej być...

—Dziekujemy—uśmiecham się życzliwie i spoglądam na ośmiolatkę. Dziewczynka naburmusza się trochę.

—Dlaczego nie możecie jechać z nami? — pyta, a jej oczy zdradzają wszystkie emocje. Też przez to przechodziłam. Teraz rozumiem, że moi rodzice mieli mnóstwo pracy.

—Przepraszam, następnym razem, kochanie... Mamy z tatusiem mnóstwo ważnych spraw do załatwienia— przyklęka przy niej i całuje ją w czoło.

Mia jedynie kiwa smutno głową. Prowadzę jej wózek wzdłuż pokoju i wychodzimy na korytarz, gdzie czeka na nas Nick. Uśmiecha się na nasz widok i zmierzamy w kierunku garażów. Cieszę się, że to właśnie Nick został nam przydzielony. Lubię innych ochroniarzy, ale z Nickiem znam się od dawna. Usadowił dziewczynkę na tylnim siedzeniu Jeepa Pana Montenegro i zapiął ją w pasy.

— No szkrabie, uśmiechnij się. Co powiesz na dużą porcję lodów truskawkowych? — pyta, a ona kiwa entuzjastycznie głową.

Uśmiecham się. To urocze, że chce poprawić jej humor. Wygląda jak zawsze obłędnie, więc staram się na niego nie patrzeć. W końcu to nie on jest tu najważniejszy. Odwracam się, żeby spojrzeć na Mię, która wpatruję się nez wyrazu w okno. Jej usta jedynie wykrzywiały się w grymasie.

—Hej, a skąd ten paskudny humor, hę? — pytam, a ona przenosi na mnie swój skrzywdzony wzrok. Och, moje serce nie potrafi tego znieść.

— Moi rodzice się mnie wstydzą? —pyta, a ja marszczę zdziwiona brwi.

— Oczywiście, że nie, skąd taki
pomysł?

— Gdyby się mnie nie wstydzili, to nie wyręczaliby się nikim i sami mnie zabierali gdziekolwiek. Myślałam, że w Nowym Jorku będzie inaczej, a całe dnie spędziłam z Panną Janice— odpowiada, a mi naprawdę robi się jej szkoda.

Patrzę na Nicka, któremu delikatnie zaciska się szczęka. Widać jego też to poruszyło.

—Och Mia, kochanie... Twoi rodzice są strasznie zapracowani, żeby niczego ci nie brakowało. Kochają cię za to jaka jesteś wyjątkowa. Nie myśl, że jest inaczej. A zresztą aż tak denerwujący jesteśmy, że nie chcesz z nami jechać do zoo?— pytam się, a ona roześmiewa się szczerym, uroczym, dziecięcym śmiechem. Nick uśmiecha się i spojrzał w lusterko.

— Zoo z wami to nie jest koniec świata— odpowiada rozbawiona.

—Ranisz moje uczucia— zaśmiewa się Nick, a ja łapię się teatralnie za serce.

Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now