XII Rysa

69 4 1
                                    

Po rozmowie z Theo, opuściliśmy skrzynie i wróciliśmy do pokoju. Usiadłam na kant łóżka, nogi podwinęłam pod brodę i patrzyłam. Patrzyłam na ścianę, która na sobie miała wszystkie zdjęcia jakie kiedykolwiek zrobiłam ja lub moi bliscy. Znajdowało się tam nawet to z rana. Dziwnie to wyglądało. Spojrzałam w prawo. Tam były bardziej osobiste i sentymentalne zdjęcia. Jedno było szczególne. Na nim widniałam ja, Zack i Zalia. Byli moimi pierwszymi i jedynymi przyjaciółmi. Fotografia przedstawia nas jak miałam 9 może 10 lat. Zack był starszy o rok, czy dwa, a Zalia miała 5 lat. W tle było widać może i plaże. Byliśmy w tedy w Hiszpani. Rodzeństwo tam mieszkało i było demonami. Ich rodzice zawsze mnie lubili. Traktowaliśmy się jak rodzinę. Jednak czas wszystko zmienił... 

-Lik! Zejdź na chwilę!- moja mama na wyczucie czasu.

-Już idę!- odkrzyknęłam jej i zeszłam z łóżka. Wzięłam swoją maskę do ręki i się zdziwiłam.

Na białej, porcelanowej masce była żółta rysa. Pewnie jak mnie Zat przygniatał, pękła. Ile to wymienić. Ale ta była moja ulubiona. No nic... Trzeba założyć tradycyjną, plastikową maskę. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Sięgnęłam po nową ale na niej także była taka sama, żółta, przechodząca przez pół maski, rysa. Wzięłam kolejne i sytuacja się powtórzyła. Założyłam jedną a w rękę wzięłam drugą i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i tam zastałam moją rodzicielkę przy kuchence.

-Wołałaś?-zapytałam kobiety, która jak tylko usłyszała mój głos odwróciła się w moją stronę.

-Tak. Czy coś przez ten czas, się wydarzyło?- zapytała normalnie, bez żadnych podejrzeń czy wyrzutów.

-Chyba nie- powiedziałam ale później spojrzałam na swoją dłoń i dodałam:- Na wszystkich moich maskach pojawiły się żółte rysy.

-Czyli to prawda. Masz jedną?

-Tak. Masz- podałam jej tą, którą trzymałam w dłoni. Nic z tego nie rozumiem...

-Kochanie... Ty nie wiesz co to oznacza, prawda?-ja pokiwałam przecząco głową.- Twoje uczucia się odradzają. Powracają, wyrywają się spod kopuły kamienia i żalu oraz smutku.

-Co?! Nic już z tego nie rozumiem... Jak to moje uczucia wracają? Przecież jak wrócą, to anioły mnie znajdą... To jest nie możliwe! Niby jak obeszły klątwe?! Przecież ten czar jest nie do odwrócenia!-mówiłam zdenerwowana a słowa wypływały chaotycznie.

-Tak, wiem. Ale coś na na ciebie wpływ, że odzyskujesz uczucia. Tak wiem, czar można ściągnąć tylko prawdziwą miłością, ale słuchaj. Czy nic się nie działo przez ten czas? Nic nie czujesz?

-Nie. Nic się nie działo- odpowiedziałam szczerze.

-Dobrze. Lubisz Zathurii'ego?- No to tym pytaniem mnie zatkała. Czy go lubię?

-Nie wiem.

-Dobra, to inaczej. Czy pozwoliłabyś, żeby stała mu się krzywda?

-Nie.

-A wiesz, że Zathurii ma dziewczynę?-Co?!?!

-Co? Serio? Nie wiedziałam- zacisnęłam pięści, tylko czemu? Jakoś tak z automatu poszło.-A co mnie to obchodzi?-zapytałam spokojnie.

-Jesteś zazdrosna- stwierdziła pewna siebie.

-Nie jestem zazdrosna- syknęłam.

-Jesteś. Kiedy wspomniałam o wymyślonej dziewczynie Zathurii'ego, ty zacisnęłaś pięści.

-No właśnie nie wiem czemu. Tak jakoś z automatu poszło.

-Okay. Co czujesz w jego obecności? Skrępowanie? Radość? A może jakieś dziwne coś?

-Ta trzecia opcja bardziej mi odpowiada. Kiedy siebie dotykamy, mamy jakieś odczucie przychodzącego prądu. Ale bardziej takiego przyjemnego. W powietrzu, zawsze Kiedy jesteśmy sami, jest jakieś takie napięcie. Nie wiem co to znaczy.

-Na razie nie znaczy nic- powiedziała i wciągnęła policzki.

-Nie umiesz kłamać. Jeśli to już wszystko, to ja idę do góry.

-Tak. To już wszystko. Masz maskę- podała mi rzeczoną rzecz w ja skierowałam się w stronę wyjścia z kuchni przy okazji, zabierając kilka naleśników z serem.

Wyszłam za drzwi i o mało, drugiego zawału nie przeżyłam.

-Kurczę! Nie strasz!

-Sorry. Ale tak jakoś siedziałem to ty wyszłaś zza zakrętu- tłumaczył się.

-Czy ty podsłuchiwałeś?

-Nie.

-Gówno prawda! Gadaj!

-No dobra. Podsłuchiwałem. Ale to nic nie zmienia.

-W sumie, niby racja. Co nie zmienia faktu, że jednak to robiłeś.

-Kac jak widzę przeszedł- szybka zmiana tematu. No wiedzę tutaj mistrza w te klocki.

-Tak. Mocne te tabletki. Widzę, że chcesz się o coś mnie zapytać.

-Ja, nie...- prychnął, a ja westchnęłam.

-Pytaj, bo się śpieszę.

-Nie Masz uczuć?

-Nie.

-Dlaczego?

-Nie ważne.

-Dlaczego?

-Nie ważne.

-Dlaczego?- kurwa, jeszcze raz a go uderzę.-Dlaczego nie masz uczuć?

-Bo tak działa zaklęcie. Już?

-Nie- warknęłam zirytowana.- Dlaczego nie mogę wchodzić do twojego pokoju?

-Bo to moją oaza spokoju i nikt oprócz Theo nie ma tam wstępu. Już mogę iść.

Ten nic nie odpowiedział, tylko się odsunął. Ja weszłam na schody i szłam do góry. Już miałam wchodzić do pokoju, Kiedy usłyszałam swoje imię.

-No?

-Jutro idziemy do szkoły. Przyszykuj się.

Kurde... Jeszcze to...-dobra!

Po jakimś czasie, w którym zjadłam naleśniki, wzięłam laptopa, podłączyłam pod telewizor i włączyłam jakiś film. Tak spędziłam resztę godzin tego dnia. Jutro do szkoły. Tak się cieszę... Czy to tak bardzo sarkastycznie brzmi?

฿฿฿฿฿฿฿฿฿
Rozdział niesprawdzony
Słowa:780

Pamiętaj o ⭐i💬 bo to motywuje do dalszego działania.❤

Edit:Poprawiony:>

Łza Demona/ 🌈حيث تعيش القصص. اكتشف الآن