X

1.9K 68 0
                                    

Otrząsnął się w ostatniej chwili, kiedy jej ciało osuwało się bezwładnie na ziemię, resztkami podświadomości czepiając jego ubrania. Złapał ją szybko za ramiona, nie wiedząc, co się dzieje, chcąc po prostu pomóc jej ustać. Poczuł wiotkość jej ciała, brak jakiejkolwiek kontroli. Dotarło do niego, że Rosemary zemdlała. Podtrzymał ją w talii, przyciskając do swojego torsu, aby nie upadła i wsunął dłoń pod jej kolana, unosząc ją w powietrzu. Ruszył szybkim krokiem, prawie biegiem do wnętrza ich domu. Pluł sobie w brodę za to, że upadł tak nisko i wdał się w bójkę z pijanym idiotą, ale stracił resztki kontroli i cierpliwości. Jeśli chodziło o nią, nie miał jej ani trochę. To ona miała nad nim władzę, myśli o niej, uczucie do niej, które rozpoznawał, ale bał się je nazwać, widząc ją z innym mężczyzną. Musiał ją mieć przy sobie. Musiał być pewien, że jest tylko jego, by móc wyrazić to, co czuł. Położył ją na kanapę, bijąc się w myślach za to, do jakiego stanu ją doprowadził. Musiała się potwornie zdenerwować. Pobiegł do łazienki i przeszukując wszystkie szafki, wyciągnął w końcu biały ręczniczek, który namoczył zimną wodą. Gdy ją niósł, czuł doskonale żar, jaki bił od jej ciała. Była rozpalona i obawiał się wysokiej gorączki. Męczyła go jednak myśl, że jej zdenerwowanie to strach o Jamesa. Znowu nawróciły natrętne myśli, z którymi walczył, od kiedy zobaczył ją z tym dupkiem. Czy ona na pewno niczego do niego nie czuje? Czy na pewno jej nie zależy? Wiedział, że prawdopodobnie zabije się, jeżeli okaże się najgorsze. Nie wybaczy sobie, jeżeli wybierze życie u boku Jamesa. Wciąż nie docierało do niego, że przecież już się zaręczyła. Wrócił do salonu i kucając przy niej na podłodze, delikatnie przykładał okład do rozgrzanych policzków i czoła. Przyglądał się ze zmartwieniem jej spokojnej twarzy, tak słodkiej, że scałowałby każdy milimetr. Spijałby słone łzy. Zabijałby za wywołanie u niej smutku. Po dziesięciu minutach czuwania przy dziewczynie przypomniał sobie z irytacją o pobitym Jamesie leżącym na pozbruku przed domem. Niechętnie wstał i ruszył na zewnątrz. Nie mógł go tam tak zostawić i to nie bynajmniej z troski o jego zdrowie. Nie mógł pozwolić na to, by ktoś zobaczył nieprzytomnego mężczyznę i wezwał policję. Nie potrzebował teraz problemów. Chciał skupić się na Rosemary. Odzyskaniu jej zaufania.

Stanął nad blondynem i przeczesując z frustracją włosy, postanowił wnieść go do środka. Facet był o wiele cięższy niż drobna blondynka dlatego też Zayn zrezygnował z targania go na górę, po prostu rzucając jego ciało na duży fotel obok sofy, na której leżała wciąż nieprzytomna Rosemary. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znalazł. Dwie dorosłe osoby leżały nieprzytomne w swoim domu, głównie z jego powodu. Na górze spało dziecko, które nie powinno zobaczyć swoich opiekunów w takim stanie. Zayn nie miał zamiaru zostawiać Ros bez pewności, że wszystko z nią okay. Drżał na myśl o tym, że coś mogło jej się stać. Nie mógł jednak zostać tutaj i poczekać aż się wybudzi. Obok na fotelu obrzydliwie chrapał facet, który jak wytrzeźwieje, będzie chciał go zabić. Miał wielki problem, kompletnie nie wiedząc, co ma zrobić. Powrócił do czuwania przy Rosemary, sprawdzając okład, trzymając jej dłoń w swojej, odgarniając czasem jej złote włosy. Po nieznanym mu czasie kiedy zapisał w swojej pamięci już każdy fragment jej twarzy, podjął decyzję.


Było jej zimno i strasznie zaschło jej w ustach. Poczuła silną potrzebę wypicia choćby szklanki wody, najlepiej ciepłej herbaty. Poruszyła się niespokojnie i usłyszała obok siebie ruch. Ktoś okrył ją szczelniej przyjemnym materiałem, pod którym leżała. Powoli zaczynała docierać do niej rzeczywistość. Otworzyła powoli oczy, czując jeszcze na sobie resztki snu. Leżała w pomieszczeniu, którego nie znała. Pokój był urządzony nowocześnie, przeważała połyskująca biel, przełamana żywą zielenią roślin, schludnie wkomponowanych w otoczenie. Na frontowej ścianie zawieszony był duży telewizor. Dotarło do niej, że nie wie, gdzie się znajduje i na sto procent nie wie, jak się tu znalazła. Podniosła się gwałtownie, odrzucając okrycie. Ciepłe duże dłonie dotknęły jej nagich ramion, okrytych jedynie cienkimi ramiączkami sukienki, którą miała wczoraj na sobie. Przypomniała sobie bójkę mężczyzn przed domem i nagłe złe samopoczucie, które skończyło się najwyraźniej utratą świadomości. Na skraju dużego łóżka siedział Malik, wpatrujący się w nią, z troską w oczach, teraz trzymający swoje dłonie na jej ramionach. Przeszył ją dreszcz zimna, więc naciągnęła na siebie satynową pościel, którą przed momentem wyrzuciła.

- Rosemary, połóż się, masz bardzo wysoką temperaturę. - powiedział spokojnym, ciepłym głosem, uśmiechając się do niej smutno. Przyłożył swoją dłoń do jej czoła, sprawdzając, czy nadal jest tak strasznie rozpalona. Zabrała ją, starając się, by nie wypadło to zbyt niemiło.

- Nic mi nie jest, Zayn. Co ja tu robię? - rozejrzała się zdezorientowana po pomieszczeniu. - Właściwie gdzie ja jestem? - skrzywiła się, spoglądając na niego, z prośbą wytłumaczenia wypisaną na twarzy.

- Jesteś u mnie, Ros. - westchnął ciężko, szykując się na batalię argumentów, by tu została. Widział, jak wybałusza zabawnie oczy, ale powstrzymał się od uśmiechu. To nie był najlepszy moment na żarty. - Połóż się, masz naprawdę wysoką gorączkę. Za chwilę przyniosę ci coś, żeby zbić temperaturę, okay? Coś do picia i do jedzenia. - wytłumaczył, starając się, by wróciła do pozycji leżącej, ale zdjęła jego dłonie, że swoich ramion.

- Jak to jestem u ciebie?! - jęknęła zdezorientowana. - Wytłumacz mi, jak się tu znalazłam! Gdzie jest Andy?! - mówiła podniesionym głosem, kompletnie nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. Doskonale wiedział, że zlinczuje go za podjętą decyzję, ale widział też, że nie wybaczyłby sobie, gdyby postąpił inaczej.

- Andy ogląda bajkę w salonie. - oparł na początku, chcąc, by nie martwiła się o brata, wiedząc, jak wiele dla niej znaczy. - Nie wiem, czy pamiętasz, co się działo wczoraj...

- Pamiętam. Możesz mi wyjaśnić, jak po tym wszystkim znalazłam się u ciebie w łóżku?! - przerwała mu, zdenerwowana, po czym złapała się za głowę, która właśnie zaczęła jej pulsować. Opadła na poduszkę, czują, że to najlepsze wyjście z sytuacji. Widziała, jak pochyla się nad nią, by mogli patrzeć sobie w oczy. Czuła się niezręcznie, osaczona i zdecydowanie zbyt blisko jego ust, ale nie zareagowała.

- Zemdlałaś. - oznajmił, a ona wymownie przekręciła oczami, na co uśmiechnął się lekko. - James był pijany w trzy dupy, a ja nie wiedziałem, czy z tobą wszystko okay. Nie mogłem zostawić cię z pijanym, pobitym facetem. W dodatku na górze spał Andy, a ja nie chciałem, by zobaczył go w takim stanie. - przerwał na chwilę, podciągając wyżej kołdrę, opatulając ją szczelnie, kiedy zauważył, że się trzęsie. Westchnął ciężko, spoglądając jej głęboko, w szklące się teraz od wysokiej temperatury oczy. - Zaniosłem Jamesa do waszej sypialni, zostawiłem go na boku, żeby się nie udusił sowimi... Zaniosłem cię do samochodu i poszedłem obudzić Andy'ego. - widział, że chce coś powiedzieć, ale nie pozwolił jej wejść w słowo, a ona czuła się zbyt słaba, by się wysilać. - Ucieszył się na mój widok. - zaznaczył, uśmiechając się szeroko i przekładając dłonie na obie strony jej głowy. Ponownie przewróciła oczami, uważnie obserwując jednak jego ruchy.

- Bez jaj. - mruknęła i usłyszała perlisty śmiech szatyna. Nigdy chyba nie słyszała, by śmiał się na głos. Musiała jednak przyznać, że sama nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, kiedy widziała go takiego.

- Powiedziałem mu, że śpisz, bo jesteś zmęczona i że zabieram was na tajemniczą wycieczkę. Zasnął w samochodzie, więc musiałem przenosić tu waszą dwójkę, ale jakoś dałem radę. - wytłumaczył już w znacznie lepszym humorze. Dawson westchnęła ciężko.

- Wiesz, że nie mogę tu zostać. - raczej stwierdziła, niż spytała. Zayn wstał z miejsca wewnętrznie sfrustrowany. Liczył na to, że uda mu się ją przekonać. - Zayn, ja jestem z nim zaręczona. Muszę wrócić do domu. Nie mogę spędzać nocy w domu innego faceta, kiedy on leży nieprzytomny, pijany, pewnie brudny.

- Oh, przepraszam, ale sam doprowadził się do takiego stanu. Jak możesz w ogóle myśleć, że to twój obowiązek? - przerwała jej poirytowany, nie rozumiejąc toku jej myślenia. - Zacznij siebie szanować. Powinien tam być i się tobą zajmować, kiedy dostałaś gorączki i straciłaś przytomność, a jedyne co potrafił zrobić to obrzygać sobie spodnie. - warknął.

- Pobiłeś go Zayn, kiedy był kompletnie pijany. - zarzuciła mu. - Mogłeś go zabić.

- Oh przykro mi bardzo. Zrobiłbym to z wielką przyjemnością Rosemary, bo nie mam ani krzty szacunku, do faceta, który wraca do ciebie, do domu, w którym jest dziecko pijany jak szpadel. - wysyczał, podchodząc z powrotem do krawędzi łóżka. - Co byś zrobiła, gdyby mnie tam nie było? Jak by to wyglądało? Zajęłabyś się nim?

- To właśnie powinnam zrobić! - odparła zdenerwowana jego naskokiem. Próbowała się podnieść, ale usadził ją z powrotem. Obdarzyła go niezrozumiałym spojrzeniem.

- Nie wstawaj. Zaraz przyniosę ci lekarstwa. - nawet nie zdążyła zareagować, bo wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia. Wrócił po dziesięciu minutach z zastawioną tacą. Wszedł kolanami na miejsce obok niej, stawiając obok siebie przyniesione rzeczy. Dopiero teraz zwróciła uwagę na jego ubiór. Miał na sobie jasne wytarte jeansy i białą koszulkę w serek. Jego włosy nie były ułożone i chyba nie zdążył się jeszcze ogolić, bo na jego szczęce widziała ciemny cień odrastających włosków. Nie rozumiała, dlaczego raz na nią krzyczał, był zły a po sekundzie, troszczył się o nią jak nikt inny. - Więc. - westchnął, spoglądając na tacę. - Musisz coś najpierw zjeść, nie możesz wziąć lekarstw na czczo. - wyjaśnił. - Nie wiedziałem, na co masz ochotę, więc przyniosłem trochę wszystkiego. Tutaj masz jakąś sałatkę, guacamole... Nie wiem, jakie wolisz pieczywo... - położyła dłoń na jego udzie, uspokajającym gestem.

- Jest okay, na pewno coś dla siebie znajdę. Przyniosłeś całą lodówkę. - powiedziała cicho, uśmiechając się pokrzepiająco. Odpowiedział tym samym.

- Tutaj masz lekarstwo na zbicie temperatury, za chwilę przyniosę ci też okład, a to na ból głowy. - wskazał tabletki. - Mam nadzieję, że nie jesteś na nic uczulona? - upewnił się.

- Nie, nie jestem. - mruknęła, podnosząc się ponownie do pozycji siedzącej. Spojrzała na niego uważnie. Spostrzegła silne zasinienie na prawym policzku i małe rozcięcie zasklepione już przez zaschniętą krew. Nie kontrolując się, wyciągnęła dłoń i musnęła opuszkami palców obolałe miejsce. - Bardzo cię boli? - zapytał, zabierając szybko dłoń, kiedy zorientowała się, co robi.

- Jest okay. - bąknął, jakby chciał ją zbyć. - A ty jak się czujesz? - zapytał troskliwie, zakładając pasemko jej włosów za ucho. Czuła jak się rumieni i peszy. Ile ona ma lat? Co ona wyprawia? Miała wielką nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi.

- Bywało lepiej. - mruknęła, wpatrując się w swoje dłonie. - Dlaczego to robisz? - wypaliła w końcu, spoglądając prosto w jego oczy, budując w sobie wewnętrzną odwagę, której ostatnio jej przy nim brakowało.

- Moja mama zawsze zajmowała się mną w te sposób, gdy byłem chory. To była najlepsza rzecz na świecie. Wtedy naprawdę czułem się kochany i że nie jestem sam. To rzeczy, które dotąd pamiętam i najbardziej w niej cenię. - wyznał, uśmiechając się lekko. - Uważam, że każdy zasługuje na to, by się o niego troszczyć w takich chwilach. - odparł, podając jej kubek z parującą herbatą. Przyjęła go chętnie, upijając łyk upragnionego napoju.

- Musi być cudowna. - stwierdziła Rosemary, bo z opowiadań mężczyzny wyczuwała, jak wielką miłością darzy tę kobietę, a sama oddałaby wszystko, by poczuć to, o czym jej mówił. Dzięki niemu mogła złapać choćby skrawek tej troski i opieki, którą zazwyczaj obdarowywali cię rodzice.

- Jest. - stwierdził od razu. - Zjedz i napij się, a potem weź lekarstwa. Musisz odpocząć. Potem, jeśli poczujesz się lepiej, odwiozę cię do domu. - wyjaśnił, wstając z miejsca. Widziała zmianę w jego zachowaniu. Zdystansował się. Wydawało jej się, że stara się kontrolować, jakby nie chciał czegoś zrobić. Od razu zorientowała się, że daje jej o wiele więcej przestrzeni, niż wcześniej i o dziwo czuła się z tym niekomfortowo i dziwnie.

she || zayn🔱✅ 1&2Donde viven las historias. Descúbrelo ahora