XI

1.9K 69 0
                                    

Po kilku godzinach leżenia w łóżku faceta, którego powinna unikać jak ognia, zastanawianiu się nad wszystkim, co czuła w ostatnim czasie, co zrobiła, co się wydarzyło, po kilku godzinach snu wyszła z sypialni owinięta szczelnie w koc, znaleziony na brzegu łóżka. Cichymi krokami, niepewnie poruszając się po nieznanym terenie, wyłoniła się z pokoju, wkraczając do przestronnego salonu z elektrycznym kominkiem i wspaniałym widokiem na panoramę Chicago. Apartament wydawał się pusty. Nie słyszała śmiechów ani głosów. Widział jedynie włączony telewizor cicho grający w tle. Podeszła bliżej i przyjrzała się zastanej sytuacji. Na odwróconej tyłem do niej wielkiej kanapie leżał mulat. Oczy miał zamknięte. Rozczochrane ciemne włosy beztrosko opadały na jego czoło. Przez lekko rozchylone wargi wydobywał się spokojny oddech. T-shirt podwinął się lekko, ukazując jego rozbudowane mięśnie brzucha. Nie ominęła wzrokiem ramienia, wsuniętego za głowę pod poduszkę, uwydatniając biceps. Obok w dokładnie w tej samej pozycji chrapał Andy. Uśmiechał się przez sen, widocznie śniło mu się coś miłego. Prawą piąstkę zaciskał na małym palcu u wolnej dłoni mężczyzny. Więc tak... Serce Dawson się roztopiło. Westchnęła, rozglądając się po pomieszczeniu, zastanawiając się, co może robić przez czas odpoczynku chłopców. Nie miała serca ich budzić. Postanowiła znaleźć sobie miejsce na kanapie i przeczekać ten czas oglądając i tak włączony już program telewizyjny. Obeszła mebel na około i usiadła ostrożnie w nogach dwóch śpiochów. Przez krótki czas trwała dzielnie w przybranej pozycji, ale w końcu zaczęło jej być niewygodnie. Wiedziała, że się wierci, ale nudziło jej się niemiłosiernie, a nie mogła wytrzymać w niedogodnej pozycji.

- Możesz położyć się obok, jeśli chcesz. Zrobię ci miejsce. - usłyszała spokojny, zachrypnięty głos. Spojrzała na Zayna, który spoglądał na nią spod przymrużonych powiek. Był zaspany, a ona nie mogła zaprzeczyć, że nie uważała tego za zabójczo słodkie. Może to była jej ulubiona wersja Malika? Prawda była taka, że nie potrafiła wybrać pomiędzy jego wersjami. Wszystkie były do bólu idealne.

- Nie, w porządku. Śpij. Przepraszam. - odparła cicho, uśmiechając się do niego lekko. Odsunęła się kawałek, tak aby już nie szturchać go swoim biodrem.

- Nie szkodzi. Powinienem cię dowieźć. - ociężale podniósł się do pozycji siedzącej. Przeczesał włosy palcami i przetarł zaspaną twarz. - To ja przepraszam. Opóźniam cię w powrocie do Jamesa. - westchnął, usilnie starając się, by wypadło to obojętnie. Nie chciał pokazać, że irytuje go sam fakt istnienia tego faceta, nie wspominając już o jej powrocie do innego.

- Nie szkodzi. Nie spałeś wczoraj wiele, głównie przeze mnie. Należało ci się. Poza tym Andy ma inne plany. - spojrzała rozbawiona na chrapiącego coraz głośniej chłopca. Nie chciał dodawać, że nie sypiał zbyt wiele z jej powodu od jakichś dwóch lat, że dopiero gdy miał ją w swoim domu, udało mu się zapaść w niekontrolowaną drzemkę.

- Cóż... - mruknął, nie wiedząc co dalej. Wciąż czuł jeszcze na sobie resztki snu. - Ja nie mam serca go budzić, więc chyba nie masz innego wyjścia, jak rozepchać się trochę, żeby było ci wygodniej i... - przeciągnął samogłoskę, patrząc na nią uważnie. - Zostać tutaj trochę dłużej, dotrzymując mi towarzystwa. - wyjaśnił, uśmiechając się szeroko.

- Cóż. Na to wygląda. - potwierdziła jego słowa, rozsiadając się wygodniej i wsuwając nogi pomiędzy jego, tak że teraz siedzieli do siebie przodem. Czuła wyraźnie ciepło bijące od jego ciała.

- Masz zimne stopy. - mruknął, bez pytania zaczynając ogrzewać je w dłoniach. Dawson na początku była zaskoczona. Przez ułamek sekundy czuła się niepewnie i nie wiedziała jak na to zareagować, ale potem roześmiała się niekontrolowanie. Zayn pociągnął szybko za jej kostki, przez co gwałtownie opadła plecami na powierzchnię sofy. Wydała przy tym cienki pisk zaskoczenia, ale potem jej usta zostały zakryte przez jego dłoń. Otworzyła szeroko oczy, próbując połapać się w szybko rozwijającej akcji. - Musisz być cicho. Obudzisz Andy'ego, jeśli będziesz się tak śmiać. - wyjaśnił poważnie, chociaż widziała figlarne ogniki w jego oczach i zadziorny uśmieszek cieniem przebiegający po jego twarzy. - Czy ogrzewanie twoich stópek jest aż tak śmieszne?

Dawson patrzyła na niego przez moment, zastanawiając się jak odpowiedzieć na to śmieszne pytanie i jak zrobić to z zasłoniętą buzią. Polizała wewnętrzną część jego ręki, jednak to nie podziałało, bo nadal trwała na jej buzi. Za to Malik spojrzał się na nią, że zdziwieniem, które wydało się jej autentyczne.

- Czy właśnie polizałaś dłoń, którą przed chwilą trzymałem twoją stopę?! Fuj! - wyrecytował oburzony szeptem, po czym zaczął walczyć o życie, starając nie udusić się ze śmiechu. Przynajmniej zabrał ją z jej twarzy. Trzepnęła go w ramię, starając wydostać się spod jego ciała. - Hej! - obruszył się, nie mając zamiaru jej puścić. Spojrzała na niego znacząco, unosząc brwi.

- Robisz większy hałas ode mnie. Poza tym chciałabym usiąść. - zaznaczyła. Przez moment patrzyli na siebie. Czekała aż się odsunie, jednak na razie mogła jedynie wpatrywać się w jego brązowe tęczówki.

- Jak się czujesz? - zapytał w końcu, jakby wcale nie czekała przez prawie trzy minuty, aż się od niej odsunie. Nadal wisiał tuż nad nią i gdyby opuścił się kilka centymetrów niżej, przygniótłby ją ciężarem swojego ciała. Uśmiechnęła się niezręcznie, choć musiała przyznać, że lepiej odnajdowała się w takiej sytuacji, gdy zachowywał się jak zawsze, gdy starał się być blisko, niż gdy zachowywał zimny dystans i kontrolował każdy swój ruch.

- Już lepiej. Lekarstwa pomogły. - odparła, nie mając zamiaru wprowadzać dodatkowo niezręcznej atmosfery. Wystarczyło jej, że przez jego bliskość zapomniała jak się oddycha.

- Strasznie mi wstyd za to, co zrobiłem wczoraj w nocy. - mruknął, spuszczają wzrok, pozwalając jej na moment powrócić do rzeczywistości. - Nie potrzebnie cię zdenerwowałem, narobiłem problemów... - westchnął, oddając jej w końcu wolną przestrzeń, wracając do pozycji siedzącej. Rosemary zrobiła to samo, jednak teraz znajdowała się znacznie bliżej Malika, mając wsunięte nogi po obu stronach jego bioder. Odchrząknęła, czując się niezręcznie w tej sytuacji i spróbowała się odsunąć, ale nie pozwoliły jej na to ręce owinięte wokół jej kostek. Westchnęła ciężko, widząc jego minę.

- Zayn. Nic nie szkodzi. Gdy wrócę do domu, postaram się, by nie poszedł z tym na policję. - wyjaśniła, nie dając za wygraną. Nie mogła robić mu nadziei. Przerabiali to już wczoraj i doszli do jasności, a jakimś cudem znalazła się nieprzytomna w jego mieszkaniu, teraz nadużywająca jego gościnności i dająca sprzeczne sygnały.

- Daj spokój, Ros. - mruknął, szarpiąc ją mocniej, gdy po raz kolejny starała się wstać. Zwrócił na siebie jej zaskoczone spojrzenie, gdy niekontrolowanie pacnęła na tyłek. - Nie chcę tego w taki sposób zostawiać. Potrzebuję cię. - jęknął, a ona wiedziała, że znów zaczął się nakręcać.

- Zayn, muszę wracać. Andy i tak nie powinien spać, potem będzie buszować po nocy. - mruknęła, starając się nie patrzeć mężczyźnie w smutne oczy. Odgarnęła opadające jej na twarz włosy, sięgając ręką, by obudzić chłopca. Malik złapał ją szybko, nie pozwalając na ten ruch. Gwałtownie strzepnęła jego dłoń, wstając.

- Puść mnie Zayn. Musimy iść. - zakomenderowała, czując, jak zaczyna się denerwować, a atmosfera w pomieszczeniu gęstnieje. Chwyciła chłopca, podnosząc go delikatnie na ręce, starając się, by mimo wszystko się nie obudził. - Zamów mi taksówkę. I tak nadwyrężyłam już twoją gościnność. - westchnęła, ruszając w kierunku windy.

- Odwiozę was. - uparł się. Widziała, że jest przygaszony jej reakcją, ale nie chciała go dłużej zwodzić. Jej miejsce było teraz gdzieś indziej.

- Nie. Poradzimy sobie. Nie marnuj na nas czasu. - zaprzeczyła, ubierając powoli chłopca w wiosenną kurteczkę i czapkę.

- Okay. Co zrobiłem źle? - rozłożył ręce, wpatrując się w nią z niezrozumieniem.

- Po raz kolejny poruszyłeś ten niewygodny dla mnie temat, który wyjaśniliśmy sobie ostatecznie zeszłego wieczora. - westchnęła, mając wrażenie, że rozmawiała ze ścianą.

- Ale przecież widzę, że chcesz czegoś innego! Kurwa, nie rozumiem, przepraszam. Ale nie potrafię pojąć, co jest trudnego w wyborze pomiędzy mną a nim. - podniósł głos. Nie potrafił się kontrolować, wiedząc, co wybiera, gdzie i do kogo wychodzi. Spojrzała na niego zabijającym wzrokiem. Andy poruszył się niespokojnie i podniósł rączki, rozcierając zaspane oczy.

- A za kogo niby się masz. Obudziłeś dziecko. - warknęła, stawiając chłopca na ziemi. - Hej, dzień dobry. - uśmiechnęła się pogodnie i dała bratu prztyczka w nos. - Musimy się zbierać do domu, wiesz?

- Porozmawiajmy Rosemary. - westchnął, podchodząc bliżej.

- Już to zrobiliśmy. Nie ma już o czym rozmawiać. - zaprzeczyła, wstając z klęczek i sięgając po płaszcz. Ręka szatyna kolejny raz ją powstrzymała. Odwróciła się do niego przodem, błagając, by wzrok mógł zabijać.

- Jest, ale ty nigdy mnie nie słuchasz. - upierał się twardo, nie dając zbić się z tropu niebieskiemu spojrzeniu.

- Bo kłamiesz! Cały czas kłamałeś! - krzyknęła, gdy puściły jej nerwy. Nie potrafiła sobie już poradzić ze wszystkimi sprzecznościami w jej życiu.

- Andy, leć obejrzeć jeszcze jedną bajkę okay? - rzucił do małego mulat, nie chcąc, by wszystko słyszał. Dawson nie zwróciła na to większej uwagi zaaferowana swoim wybuchem.

- Okłamywałeś mnie od samego początku, przez cholerne dwa miesiące. - trzepnęła go w ramię materiałem płaszczu, czując, jak łzy spływając jej po policzkach. - Mam dość. nie chcę tego słuchać. Nie chcą kolejny raz ci uwierzyć i znów się przejechać na twoich słodkich słówkach. - wydukała przez łzy. - Rozumiesz? Chrzanić Jamesa i moje problemy zawodowe, bo poradziłabym sobie z tym. Ale ja ci już nie ufam, Zayn. Nie potrafię, po tym, co zrobiłeś, wiedząc o mnie wszystko i znając moją przeszłość. - wzruszyła ramionami, po czym zaczęła się ubierać.

- Właśnie o tym mówię, Ros. Nie chcesz mnie posłuchać, więc myśl dalej, że naprawdę chciałem tego wszystkiego. - mruknął przygaszony, nie mając już siły się kłócić.

- Andy, wychodzimy! - krzyknęła, wcinając się w słowa mężczyzny. - Przynajmniej w końcu przyznałeś się, że ci nie zależało. - warknęła, a drzwi windy zamknęły się za nimi.

- Ja nie... - chciał sprostować, o czym mówił, ale nie zdążył odcięty przez metalowe blachy. - Kurwa!!! - uderzył pięściami w przedmiot, który nie pozwolił mu zainterweniować. Straci jakieś pięć minut i nie dogoni jej na ulicy. Wyciągnął telefon i wybrał numer do swojego starego przyjaciela.

she || zayn🔱✅ 1&2Where stories live. Discover now