9. Kwestia postrzegania

45 9 4
                                    

    Zza jednych z drzwi prowadzących na dziedziniec, wyszedł wysoki blondyn o imieniu Percy. U jego boku szła drobna dziewczyna, ubrana w czarną sukienkę. Miała czarne włosy, sięgające do ramion. Jej skóra była promieniująco blada. Była bardzo niska, ledwo sięgała Percyemu do ramion. Wydawała się być bardzo młoda.

   Caleb spojrzał na nich. Widział, że kierują się w ich stronę.

   — Chciałbym coś sprawdzić, jeśli wiesz, co mam na myśli. — podekscytowany Percy powiedział do Caleba, kiwając głową w stronę Arthura. — Amadeusowi spodobał się ten pomysł.

   Caleb jedynie zmarszczył brwi. Wiedział, że blondyn chciał trochę postraszyć ,,nowego'', ale też, że to się faktycznie przyda, aby sprawdzić chłopca. Dodatkowo Amadeus wyraził aprobatę, więc praktycznie nie miał nic do gadania.

   Dziewczyna wyszła zza Percyego, który zasłaniał jej Arthura.

   — Cześć! Jestem Hope. — podała mu rękę. Pomimo gotyckiego wyglądu, tryskała od niej radość. — Gdy się dowiedziałam, że jest ktoś nowy, od razu się ucieszyłam. Percy mi powiedział, że na pewno się zaprzyjaźnimy.

   Arthur siedział na ławce wystraszony porywczością i przytłaczającym pozytywizmem dziewczyny. Gdy się otrząsnął, uścisnął jej dłoń.

   — Chciałabym wypróbować na tobie swoją moc. Przepowiadam przyszłość, ale nie zawsze to działa. Nie wiem, od czego to zależy, czasem mam natchnienie, szczególnie przy nowych osobach, dlatego bardzo chętnie z tobą poprzebywam.

   Dziewczyna mówiła bardzo dużo i bardzo szybko, agresywnie przy tym gestykulując. Arthur skrępowany wstał i nie odrywając wzroku od dziewczyny, stanął obok Caleba, uznając go za osłonę przed natarczywą dziewczyną.

   — Twój podopieczny to pizda. — Percy rzucił Calebowi pogardliwy uśmiech. — Dalej młody, idziemy.

   Percy zaprowadził wszystkich do miejsca, które prawdopodobnie było salą treningów. Kilka metrów od drzwi, przy ścianie znajdowały się schody, prowadzące do dużej przestrzeni, którą można było obserwować z góry, coś podobnego do trybun na boiskach. Po drugiej stronie miejsca do obserwacji, stał Amadeus.

   — Zapraszam na parkiet. — blondyn mrugnął do Arthura.

   Zaniepokojony zachowaniem Percyego, spojrzał na Caleba, jakby prosił o jakieś wyjaśnienia.

   — Skup się na tym, co widzisz. — mężczyzna pokazał chłopcu z uśmiechem kciuk w górę, chcąc dodać mu pewności.

   Gdy Arthur schodził po schodach za Percym, do Hope i Caleba podeszła Maya, która właśnie weszła do pomieszczenia, skuszona ciekawym widowiskiem.

   — Myślisz, że szybko to zrozumie? — Maya stanęła obok Caleba, który obserwował przerażonego chłopca.

   — Chuj wie. — głęboko westchnął, zaczął się także denerwować, w obawie o to, jak Arthur sobie poradzi.

   — Nie przeklinaj przy Hope! Jest przyszłą młodą damą, nie powinna słyszeć takich rzeczy. — Maya oburzyła się, wbijając w Caleba najbardziej gniewny wzrok, jaki mogła. — Hope, słyszałaś coś?

   Maya nawiązała kontakt wzrokowy z dziewczyną.

   — Chuj wie.

   Percy kazał stanąć Arthurowi po jednej stronie, a on znalazł się po drugiej. Mężczyzna cały czas się delikatnie uśmiechając, zdjął kamizelkę i położył obok siebie. Wyjął z kieszeni nóż i rzucił tak, że wbił się w przestrzeń pomiędzy nimi. Arthur odruchowo spojrzał na nóż, a następnie na Percyego, który stał pochylony, jakby w pozycji bojowej.

Kroniki BezsennościWhere stories live. Discover now