Rozdział 2

9 1 2
                                    

Walizki stały w rogu niewielkiej sypialni. W sumie całe ich mieszkanie było niewielkie. Max i Michelle mieli zaledwie dwadzieścia kilka lat, a pogodzenie studiów i pracy nie należało do najłatwiejszych zadań. Szczególnie, że Mia była perfekcjonistką i każda, nawet najgłupsza rzecz jaką robiła, musiała mieć dopracowany każdy, nawet najmniejszy detal. Dlatego, utrzymujac się wyłącznie z niewielkiej pensji kelnerki i początkującego chemika, nie mogli pozwolić sobie na wielkie luksusy. Przed kilkoma laty, zaczynajac studia, zdecydowali się na zakup kawalerki w pobliżu uczelni. Mieszkanie było urządzone skromnie, ale z klasą. W korytarzu, z którego przechodziło się bezpośrednio do salonu i jadalni z niewielką kuchnią, ściany były pomalowane na beżowo, a ciężkie, drewniane meble stanowiły pewnego rodzaju ozdobę. Część jadalna, utrzymana w bieli i drewnie, świetnie komponowała się z oddzielającym ją półścianką salonem. Nie był duży, ale wyjście na piękny balkon z widokiem na rzekę, rekompensował niewielkie rozmiary. Stała w nim dwuosobowa kanapa, na przeciw której wisiał telewizor. Cała boczna ściana była zastawiona regałami wypchanymi po brzegi różnymi typami książek Mii. Dziewczyna zawsze obiecywała, że już niebawem nadejdzie moment, w którym jej artystyczny nieład przeistoczy się w matematyczny porządek Maxa. Póki co, mężczyzna nie miał prawa wtrącać się w jej osobisty kąt w domu, do którego należały książki i stare, ale świetnie działające pianino. Miało ponad trzydzieści lat i wcześniej należało do matki Chelle. Jednak dziewczyna, ucząc się od pierwszych lat swojego życia, tak bardzo przywiązała się do instrumentu, że nie potrafiła zostawić go w rodzinnym domu. Teraz krzątała się wokół niego, zbierając z klapy wszystkie potrzebne na wyjazd dokumenty. Max, z wiecznie opanowaną i pogodną twarzą, spoglądał na swoją jak zwykle zapracowaną dziewczynę. Uwielbiał ją obserwować. Z nią nie można było się nudzić. W ułamku sekundy potrafiła zmienic nastrój, a co za tym idzie - pomysł na to, co będzie robić. Teraz panikowała - w sumie jak zawsze - że na pewno czegoś zapomni i będą mieli problemy. Maxa jej rozterki i monologi zawsze bawiły, a szczególnie uwielbiał opowiadać je swojemu najbardziej oddanemu przyjacelowi - Timothy'emu, który potrafił wykorzystać jej zachowania w taki sposób, że Max, ceniący sobie dobre żarty, nie mógł przestać się śmiać. Tak było i tym razem. Już wyobrażał sobie biegającego dookoła stołu przyjaciela z iPhonem w ręku, drącego się do swojego kota „Kochanie, spóźnimy się na samolot! O mój Boże! A jeżeli mój bagaż będzie za ciężki i będę musiała wyrzucić na przykład taką lokówkę?!". W końcu otrząsnął się z tych rozmyślań, spojrzał na zegarek i, zdając sobie sprawę, że samolot naprawdę niedługo odlatuje, podszedł do Mii i obejmując ją, powiedział swoim ciepłym i troskliwym głosem:
- Kochanie, musimy już wyjeżdżać.

Nie pozwolęWhere stories live. Discover now